Kierowca chciał zaimponować gapiom. Rozbił auto za 1,6 miliona zł w centrum Warszawy

Agnieszka Miastowska
05 czerwca 2023, 15:51 • 1 minuta czytania
Nagranie z kolizji lamborghini rozbitego w weekend na ul. Emilii Plater w Warszawie nie przedstawia tragicznego w skutkach wypadku, ale od razu skłania do przemyśleń o kosztach naprawy auta. A przynajmniej jego kierowcę. Ten bowiem rozbił supersamochód wart "jedyne" 1,6 miliona złotych.
Fot. Artur Szczepanski/REPORTER

Supersamochód za 1,6 mln rozbity

Jak właściwie doszło do wypadku na prostej drodze, na której poza superautem nie było właściwie żadnych innych samochodów? Kierowca zielonego lamborghini Huracan Evo miał włączyć się do ruchu. Postanowił to jednak zrobić w taki sposób, by zaimponować filmującym go gapiom.


Wyjeżdżając z drogi podporządkowanej, chciał "obrócić" auto, ale zrobił to w taki sposób, że samochód zakończył "bączka" na murku. Widać to na filmiku opublikowanym w serwisie YouTube. Kierowca mógł po prostu przesadzić z gazem i nie udało mu się zapanować nad autem.

Wszystko skończyło się na wstydzie uwiecznionym na nagraniu i... zniszczeniu auta za ponad milion złotych. Nikt jednak nie ucierpiał w zdarzeniu. Dookoła auta zebrali się przechodnie, oglądający, co stało się luksusowemu lamborghini. Sprawca całego zamieszania był trzeźwy. Został ukarany mandatem w wysokości 200 zł. Z całą pewnością naprawa uszkodzonego auta będzie dużo droższa.

Zderzenie trzech porsche na A3

Zaledwie kilka miesięcy temu doszło do wypadku z udziałem trzech supersamochodów na autostradzie. Jak informowaliśmy w naTemat, na autostradzie A3 w rejonie Kolonii w Niemczech doszło do tragicznego wypadku z udziałem trzech porsche.

Zginęło czworo obywateli Holandii. Jedno z aut z ogromną siłą uderzyło w osoby poszkodowane w zdarzeniu, do którego doszło chwilę wcześniej, i kierowcę innego samochodu, który próbował im pomóc. Jak relacjonowały niemieckie i niderlandzkie media, 42-letni kierowca sportowego porsche Cayman stracił panowanie nad kierownicą i zjechał do rowu. W samochodzie znajdowała się także jego 37-letnia żona. Oboje byli w stanie samodzielnie opuścić auto, jednak po chwili na miejscu wypadku zatrzymał się 39-letni kierowca innego porsche, by udzielić im pomocy.

Niedługo potem 56-letni obywatel Holandii, jadący kolejnym porsche, również stracił panowanie nad autem. Kierowca zjechał na pobocze i z ogromną prędkością uderzył w dwie poszkodowane osoby i mężczyznę, który im pomagał.

W tragedii zginęły łącznie cztery osoby, wszyscy byli obywatelami Holandii. Pasażer, który znajdował się w trzecim samochodzie, odniósł jedynie niegroźne obrażenia.