Smaszcz zaskoczyła oświadczeniem ws. relacji z Kurzajewskim. "Wybaczyłam byłemu mężowi"
Zaskakujące oświadczenie Pauliny Smaszcz. "Już wybaczyłam byłemu mężowi"
Paulina Smaszcz nie przestaje zaskakiwać swoich obserwatorów. Od ponad pół roku regularnie komentuje sprawy związane z Maciejem Kurzajewskim i Katarzyną Cichopek. I zdecydowanie nie są to przychylne tezy. "Kobieta Petarda" nieraz bowiem nazwała ich "kłamliwą parą zdrajców".
Ostatnio zaś Smaszcz wystąpiła w filmie dokumentalnym "Hejting. Epidemia nienawiści", gdzie nie brakowało odniesienia do zakończenia ponad 20-letniego małżeństwa z dziennikarzem TVP. – Nie mam zgody na opuszczanie kobiet w chorobie, tak jak opuszczono mnie. Całe życie wszystkim pomagałam, całe życie byłam dla wszystkich, budowałam karierę mojego męża i kochałam go bardzo, budowałam rodzinę, pomagałam teściom, rodzicom, dziadkom, znajomym, bo uważałam, że na tym polega świat – powiedziała.
– Ale kiedy chorujesz i nagle zostawia cię pracodawca, a człowiek, którego kochasz i nazywa cię kosztem i problemem - ja nie mam na to zgody. I dlatego się rozwiodłam – oznajmiła Smaszcz, która parę dni później przekazała, że otrzymała kolejny pozew od Cichopek. Ekspertka od PR-u i komunikacji zadrwiła z jej świadków, a przy okazji ujawniła ich dane, w tym adresy zamieszkania (to nielegalne - red.).
W sobotę (17 czerwca) była żona Kurzajewskiego dodała obszerny wpis, który podzieliła na dwa posty. Co ciekawe, znowu część winy za odbiór swoich treści zrzuciła na "manipulacje mediów". "To są kłamstwa portali wyssane z palca i z głowy jakiegoś redaktora. Byle się klikało, a im gorzej napiszą o mnie, tym wierzą, że więcej zarobią" – napisała na wstępie. W dalszej części oświadczenia Smaszcz oznajmiła, że już odpuściła winy Kurzajewskiemu. "Pragnę powiedzieć, że już wybaczyłam byłemu mężowi jego okropne zachowania wobec mnie. Moja decyzja o rozwodzie była podjęta dawno temu, a przyczyny opisałam w mojej książce mentoringowej, by wyjaśnić sprawę prosto, jasno, klarownie, bez kłamstw. Opuszczenie w chorobie jest po prostu największym bólem serca, gdy opuszcza ktoś, kogo się kochało, wspierało, wierzyło i ufało bezgranicznie" – podkreśliła.
Smaszcz wyjaśniła, że od początku pragnęła, aby jej eks mąż miał dobry kontakt z synami: Julianem i Franciszkiem.
"Najważniejsze było i jest dla mnie, by Maciej miał szczere, prawdziwe, niewykreowane przez media i na pokaz wizerunkowy, relacje z moimi synami i o to walczyłam od wielu miesięcy. Żeby, mimo nowej miłości i fascynacji, bez wątpliwości był przekonany, że dzieci były, są i powinny być najważniejsze. I tak też się stało" – oznajmiła.
"Maciej ma bardzo dobre relacje z Frankiem, synową, wnuczką i Julianem, który za moment będzie przyszłym maturzystą. Nic nie może bardziej cieszyć matkę, niż to, że dzieci, niezależnie od wieku, mają dobre relacje i kontakty z tatą i mamą" – dodała.
"Kobieta Petarda" zaznaczyła jednak, że nie można mówić o żadnych jej kontaktach z byłym mężem i jego wybranką. Wyjawiła, że sprawy sądowe są związane z pieniędzmi.
Prawda jest taka, że nie utrzymuję żadnych kontaktów z Maciejem i z jego rodziną. Nie wiedzą co się u mnie dzieje, a mnie nie interesuje ich życie. Wszystkie sprawy toczą się w sądzie między naszymi prawnikami. Maćka i pani Katarzyny przeciwko mnie i moje, w których się bronię przeciwko zarzutom, zatajaniem prawdy i faktów. Wszystko krąży wyłącznie wokół finansów. Im mało, a ja nie widzę powodu, by komukolwiek płacić za moją krzywdę i wyrządzone mi zło.
"Jednak kibicuję ich związkowi, bo wybrali siebie i mają do tego ludzkie prawo. Ja jestem od tego wszystkiego daleko, w pięknym miejscu, z niesamowitymi ludźmi i tworzę, krok po kroku mój nowy, inny świat, korzystając z doświadczeń dobrych i tych bardzo złych" – podsumowała Smaszcz.