Para uprawiała seks w ruinach zamku pod Wadowicami. Przyłapał ich dron

redakcja naTemat
19 czerwca 2023, 15:43 • 1 minuta czytania
Korzystając z pięknej pogody, pewna młoda para postanowiła w miniony weekend przeżyć chwile miłosnych uniesień w romantycznej scenerii ruin średniowiecznego zamku w Lanckoronie. Niestety, ich igraszki przypadkowo nagrał operator drona – a za kilka chwil zapomnienia może ich czekać odpowiedzialność karna.
Młoda para została przyłapana na uprawianiu seksu w ruinach zamku w Lanckoronie Fot. Albin Marciniak/East News / Wadowiceonline.pl

Dron uchwycił parę w trakcie seksu

Jeden z czytelników lokalnego małopolskiego serwisu wadowiceonline.pl w miniony weekend wybrać się ze swoim synem na spacer w okolicach słynnych ruin zamku w Lanckoronie. Zabrali ze sobą drony, za pomocą których chcieli uchwycić całą wyprawę – jednak okazało się, że zupełnym przypadkiem zdołali zarejestrować również niecodzienny "bonus".


Nie tylko oni postanowili bowiem skorzystać z doskonałej pogody. Na szczycie ruin znajdowała się bowiem para młodych ludzi, rozebranych od pasa w górę, która w pełnym słońcu uprawiała seks. Na widok drona kochankowie zaczęli rzucać w niego drobnymi kamykami, po chwili też ubrali się z powrotem.

Operator drona podzielił się nagraniem z wadowickim portalem, a dziennikarze przypominają, że tego typu miłosne igraszki w ogólnodostępnym miejscu mogą się dla zakochanych źle skończyć. Uprawianie seksu w miejscu publicznym jest bowiem czymś prawnie określanym mianem "nieobyczajnego wybryku", za który Kodeks wykroczeń przewiduje karę m.in. pieniężną – ale nie tylko.

Kto publicznie dopuszcza się nieobyczajnego wybryku, podlega karze aresztu, ograniczenia wolności, grzywny do 1500 złotych albo karze nagany.Kodeks wykroczeńart. 140

Drony w okolicy lotnisk

Nie wiadomo, czy w tym przypadku młoda para spotka się z konsekwencjami chwili miłosnego zapomnienia – oprócz tego, rzecz jasna, że w internecie pojawiły się zdjęcia ich intymnego momentu. Drony potrafią jednak doprowadzić do znacznie większego chaosu, o czym byliśmy w stanie przekonać się niedawno w Polsce.

13 maja, dron przypominający gabarytami szybowiec, omal nie doprowadził do katastrofy lotniczej. Przeleciał tuż obok (ok. 30 metrów) rejsowego samolotu linii LOT, który schodził do lądowania na Okęciu.

Z kolei 15 maja stacja RMF FM informowała o niepokojącym zdarzeniu na lotnisku w Katowicach-Pyrzowicach. Załoga samolotu linii Wizz Air lecącego z Eindhoven podczas podchodzenia do lądowania zauważyła drona.

Samolot bezpiecznie wylądował, a służby rozpoczęły poszukiwania operatora bezzałogowego sprzętu. RMF FM podawała, że żółty dron leciał w odległości około 50 metrów poniżej wysokości przelotowej. Jako rejon lotu drona wytypowano powiat myszkowski.

Z kolei 27 maja ok. 40 km od terenu Lotniska Chopina piloci samolotu LOT zgłosili obecność drona w przestrzeni powietrznej. W tej sprawie wydano oficjalny komunikat. "Polska Agencja Żeglugi Powietrznej od razu uruchomiła odpowiednie procedury, zgłaszając zdarzenie do organów ścigania. Agencja zgłosi także zdarzenie do Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych oraz Urzędu Lotnictwa Cywilnego. PAŻP oraz Polskie Porty Lotnicze ściśle współpracują w ramach przeciwdziałania podobnego rodzaju incydentom" – czytamy.