Prigożyn zabrał głos pierwszy raz po opuszczeniu Rostowa
Służby prasowe Jewgienija Prigożyna opublikowały jego nagranie audio. To pierwsza taka informacja od ogłoszenia końca jego buntu, czyli "marszu na Moskwę". Prigożyn wskazuje na powody jego buntu. Mówi, że "mimo że nie wykazaliśmy żadnej agresji, rozpoczęto na nas atak rakietowy". – Zginęło 30 osób. Niektórzy zostali ranni. To stało się impulsem do natychmiastowego natarcia – tłumaczy. – Jedna z kolumn udała się do Rostowa, druga w kierunku Moskwy. (...) Żałujemy, że musieliśmy uderzyć w samoloty, ale rzucili bomby. Przejechaliśmy 780 km. Zostało nam 200 km do Moskwy. Wśród pilotów Wagnera jest kilku rannych i dwóch zabitych - wśród nich pracownicy MON. Żaden z bojowników nie został zmuszony do marszu, a wszyscy znali jego cel – wyjaśniał dalej Prigożyn. Dalej mówił o tym, ze Grupa Wagnera przestanie istnieć 1 lipca. Jak wiadomo, ochotnicy walczący po stronie Rosji, czyli między innymi Grupa Wagnera, mają przejść pod Ministerstwo Obrony Rosji wlaśnie od 1 lipca. Prigożyn miał wykorzystać ostatni moment na bunt, nie doczekał się jednak wsparcia wysoko postawionych rosyjskich urzędników i członków służb. Dlatego prawdopodobnie zatrzymał marsz na Moskwę. – Zebrała się rada dowódców, która przekazała bojownikom wszystkie informacje. Nikt nie zgodził się na podpisanie umowy z rosyjskim Ministerstwem Obrony, bo wszyscy wiedzą, że doprowadzi to do całkowitej utraty zdolności bojowej. Doświadczeni wojownicy i dowódcy pójdą na łatwiznę, gdzie nie będą mogli wykorzystać swojego potencjału i doświadczenia. Ci bojownicy, którzy zdecydowali się przenieść do regionu moskiewskiego, zrobili to. Ale to minimalna liczba, szacowana na 1-2 proc. – tłumaczył szef Grupy Wagnera.
Ostatnie słowa Prigożyna przed wyjazdem z Rostowa
Nie wiadomo, gdzie obecnie przebywa szef Grupy Wagnera. W internecie pojawiło się nagranie z momentu, w którym wyjeżdża z Rostowa nad Donem. Media rosyjskojęzyczne podają, że powiedział wówczas ostatnie słowa przed opuszczeniem miasta. Jewgienij Prigożyn po raz ostatni widziany był w sobotę około godziny 22:30. Wówczas wsiadł do czarnego SUV-a i opuścił siedzibę Południowego Okręgu Wojskowego w Rostowie nad Donem. Towarzyszyli mu jego najemnicy i rosyjscy żołnierze. W internecie pojawiły się nagrania, które pokazują mieszkańców Rostowa nad Donem żegnających szefa Grupy Wagnera. Nie jest jednak pewne, czy rzeczywiście dotarł na Białoruś. CNN podaje, że władze w Mińsku tego nie potwierdzają. Na jednym z nagrań możemy zobaczyć ostatnie chwile Jewgienija Prigożyna w Rostowie nad Donem w sobotę 24 czerwca. Miał około godziny 22 czasu polskiego opuścić siedzibę dowództwa Południowego Okręgu Wojskowego w mieście. Miało to być bezpośrednio po zawarciu rozejmu z dyktatorem Białorusi Alaksandrem Łukaszenką. Na filmie widać Prigożyna, który siedzi w samochodzie. Dziennikarz pyta go: Jaki jest dzisiejszy wynik? – Normalny wynik. Wszyscy byli zadowoleni – odpowiada Prigożyn.
Co mogą oznaczać te słowa? Są zapewne nawiązaniem do nieudanego buntu Grupy Wagnera. Rosyjski senator Władimir Dżabarow uznał, że są "cyniczne". – A co ze śmiercią 15 rosyjskich żołnierzy? Czy ich żony, matki, ojcowie, siostry, dzieci są zadowolone? Żadne pieniądze nie ukoją smutku tych ludzi – komentował polityk.
Gdzie jest Jewgienij Prigożyn?
Oficjalna wersja Kremla brzmi, że Jewgienij Prigożyn w ramach ugody z Kremlem został wysłany na Białoruś. Jednak nikt tak naprawdę nie wie, gdzie obecnie przebywa szef Grupy Wagnera. Wagnerowcy przekazali za to CNN krótki komunikat w tej sprawie. "Przesyła wszystkim pozdrowienia i odpowie na pytania, kiedy będzie miał taką możliwość" – brzmi jego treść.
Inni podejrzewają natomiast, że polityk znajduje się w poważnym zagrożeniu. W rozmowie z CNN była dyrektorka oddziału tej stacji, Jill Dougherty powiedziała: – Putin nie wybacza zdrajcom.
– Nawet jeśli sam wysłałby go na Białoruś, to i tak pozostanie dla niego zdrajcą i myślę, że rosyjski prezydent nigdy tego nie wybaczy – dodała.
"The Telegraph" opublikował również niepokojące ustalenia, według których Prigożyn miał otrzymać poważne groźby skrzywdzenia jego rodziny. Dziennik wskazał, że to miała być przyczyna przerwania marszu na Moskwę.