Tragedia w Kaliszu. Nie żyje matka, która skoczyła do rzeki za swoim dzieckiem

redakcja naTemat
28 czerwca 2023, 08:24 • 1 minuta czytania
Do dramatycznych wydarzeń doszło we wtorek po południu w Kaliszu. 42-letnia kobieta skoczyła do rzeki Prosna, aby ratować swojego syna. Chłopiec zdołał wydostać się na brzeg o własnych siłach. NIestety, jego matki nie udało się uratować.
Mieszkanka Kalisza wskoczyła za synem do rzeki Prosna Fot. Bartosz KRUPA/East News

Kalisz. W parku utonęła kobieta, która ratowała własne dziecko

We wtorek po południu 42-letnia kobieta wypoczywała ze swoim 13-letnim synem w Parku Miejskim w Kaliszu (woj. wielkopolskie). Około godziny 17:00 chłopiec zniknął w wodach przepływającej przez park rzeki Prosna. – Matka wskoczyła za nim, żeby go ratować, takie informacje przekazują nam świadkowie – przekazała w rozmowie z "Super Expressem" Edyta Marciniak z kaliskiej policji.


Jeden ze świadków zdarzenia zgłosił sytuację na numer alarmowy. Na miejscu pojawiły się zastępy straży pożarnej, pogotowie ratunkowe oraz policja. W poszukiwaniach brała udział również specjalistyczna grupa ratownictwa wodno-nurkowego z Konina.

13-letni chłopiec zdołał wyjść z rzeki o własnych siłach. Otrzymał pomoc medyczną, a jego życiu nie zagraża niebezpieczeństwo. Niestety, po ponad godzinie akcji ratunkowej potwierdził się najgorszy scenariusz: służby wyłowiły z wody ciało matki chłopca. Śledczy aktualnie badają okoliczności tego tragicznego zdarzenia.

O tym, co wydarzyło się w kaliskim parku, opowiedziała dziennikarzom TVN24 pani Patrycja, która była świadkiem dramatu. – Usłyszałyśmy krzyki i nagle zauważyłyśmy, że pani wbiega za dzieckiem do wody. W tym momencie zadzwoniłyśmy po pomoc, bo nie wiedziałyśmy, co ona krzyczy – relacjonowała.

– Jeden chłopak próbował udzielić pomocy kobiecie i uratować ją z wody, ale niestety nie mógł już jej znaleźć. Wtedy przyjechały służby i niestety zaczęły się poszukiwania – podkreśliła kobieta, dodając, że "ta pani nagle zniknęła, a po chwili chłopiec po prostu wyszedł z wody i usiadł na ławce".

Irlandia. Polka utonęła, gdy ratowała 10-letniego synka

Niestety, nie jest to jedyna taka historia w ostatnich dniach. W poniedziałek informowaliśmy w naTemat o tragicznym zdarzeniu niedaleko plaży Ballycroneen w pobliżu Cork na południowym wybrzeżu Irlandii. Gdy Joanna W. zobaczyła, że jej syn Stanisław ma problemy w wodzie, ruszyła mu na pomoc i dociągnęła do skał wystających z wody – podały irlandzkie media. Chłopiec mógł trzymać się skał, czekając na pomoc. Niestety, Joanna W. została porwana przez silny prąd morski. Dziecko z wody wyciągnęła załoga śmigłowca ratunkowego.

Jego mamę zabrała łódź ratownictwa wodnego, jednak nie reagowała na udzielaną pierwszą pomoc i w szpitalu w Cork, gdzie ją przewieziono, stwierdzono zgon. Warto wspomnieć, że wody w okolicy plaży Ballycroneen znane są z silnych prądów morskich.

Jak podają irlandzkie media, Joanna W. pochodziła ze Strzyżowa w województwie podkarpackim. W Irlandii mieszkała od kilku lat z mężem i dwójką dzieci w miejscowości Cloyne na wschód od Cork. Pracowała w branży turystyczno-hotelarskiej. Cała rodzina miała być dobrze zintegrowana z lokalną społecznością.