Michalik: Podlegamy w Polsce ludziom, wpływom i procesom, o których nie mamy pojęcia

Eliza Michalik
07 lipca 2023, 11:45 • 1 minuta czytania
W Polsce mamy dziwny zwyczaj odwracania wzroku od działań rosyjskiej dezinformacji i sposobu, w jaki wpływa na polskie życie publiczne. Nie chcemy wiedzieć, czego dotyczy, jak się przejawia i kto ją rozpowszechnia. A przecież nie ma w tej chwili niczego ważniejszego, bo od niemal dekady staczamy się coraz bardziej w objęcia Rosji: dzielą nas od niej już tylko jedne wybory.
Eliza Michalik Fot. Tadeusz Wypych/REPORTER

Jesteśmy w tym nieinteresowaniu się rosyjską dezinformacją i jej wpływem na własne państwo odosobnieni, bo większość państw UE już od dawna bada jej zasięg we własnych krajach i aktywnie jej przeciwdziała.


Zbadanie wpływu, jaki wywiera na nas rosyjska dezinformacja, jest teraz jednym z najpilniejszych polskich problemów, bez rozwiązania którego ani nie pozbędziemy się PiS-u, ani nie pójdziemy dalej do przodu jako społeczeństwo. 

Bez tego nie wiemy, co naprawdę dzieje się w tej chwili w naszym własnym kraju, pod pokrywką powierzchownych wiadomości. Nie mamy pojęcia, jakim naprawdę podlegamy procesom i wpływom, kto i po co przeciw czemu nas nastawia i jakimi sposobami. Zadajemy sobie czasem pytania, jak o to, dlaczego polski premier, wiedząc, że Rosja zaatakuje Ukrainę, spotkał się w Warszawie z prawicowymi europejskimi politykami, popierającymi Putina, ale nie umiemy znaleźć na nie jasnej odpowiedzi.

Efekt?  Żyjemy nieświadomie, podlegając ludziom, wpływom i procesom, o których nie mamy pojęcia.

Czy komuś zapaliła się czerwona lampka?

Mignie nam czasem, jak wczoraj, informacja, że na czarnej liście ukraińskiego rządu, wśród osób promujących rosyjską propagandę jest Grzegorz Braun z rosnącej w siłę Konfederacji, znany m.in. z chęci wieszania przeciwników politycznych, ale czy rozumiemy, co to znaczy?

Czy mediom, obywatelom zapaliła się czerwona lamka? Nie - tak jak nie zapaliła się po publikacji kilku niezwykle ważnych książek Tomasza Piątka o powiązaniach Antoniego Macierewicza i innych polityków i działaczy PiS z Rosją. Z jakiegoś (chciałabym wiedzieć z jakiego?) powodu takie tematy nie przebijają się nigdy na długo do mainstreamowych mediów.

I mimo że za granicą Tomasz Piątek dostał za swoją pracę wszystkie najbardziej prestiżowe nagrody dziennikarskie, w tym nagrodę im. Anny Politkowskiej, w Polsce nikt, oprócz Grzegorza Rzeczkowskiego nie podjął na serio w dziennikarskich śledztwach badanych przez niego wątków.

Tymczasem rosyjska dezinformacja i propaganda nie działa przecież sobie a muzom. Jej bardzo konkretnym długofalowym celem jest rozbicie UE i powrót m.in. Polski w orbitę wpływów Rosji. Fakt, że o niej na co dzień nie rozmawiamy, że milczą o niej media głównego nurtu, nie oznacza, że jej nie ma.

Przeciwnie - pozostaje niezwykle groźną bronią, pozwalającą bardzo skutecznie wpływać na opinię publiczną i sterować nią - i w Polsce jest, jak sądzę, w użyciu każdego dnia.

PiS odwraca uwagę

Rosja, jeden z krajów, który z dezinformacji uczynił niemal sztukę i posługuje się nią z precyzją wirtuoza, wpływa za jej pomocą na politykę wszystkich krajów europejskich, kształtuje zachodnią opinię publiczną, a nawet manipuluje wynikami wyborów, bez konieczności i ryzyka fałszowania ich (choćby w USA) i przecież nikt z nas nie myśli chyba, że Polska jest jedynym krajem, w którym to się nie dzieje?

Eksperci nazywają to zresztą "niewypowiedzianą wojną" – swoistym podbiciem kraju, który chce się podbić, bez wypowiadania mu wojny, a nawet więcej - często bez świadomości ludzi, a nawet polityków, że jakaś wojna w ogóle się toczy - dokładnie tak, jak stało się u nas po wygranych przez PiS wyborach.

Komisja Europejska już jakiś czas temu w swoim planie walki z dezinformacją wskazała bezpośrednio na Rosję jako głównego i najbardziej niebezpiecznego agresora, także antypolskiego i zwróciła uwagę na nasilanie i rosnącą sprawność rosyjskich kampanii dezinformacyjnych destabilizujących sytuację w Europie.

Tymczasem tu, w Polsce, temat jest martwy, nie licząc samotnej pracy kilku dziennikarzy i "rosyjskiej" komisji PiS, który próbował odwrócić nią uwagę od siebie, bo przecież jest w sprawie ulegania rosyjskim wpływom i szerzenia rosyjskiej dezinformacji głównym i najpoważniejszym podejrzanym.