Gruźlica cały czas ma się dobrze. Nie zapominajmy o niej

Anna Kaczmarek
10 lipca 2023, 13:10 • 1 minuta czytania
Czasami wydaje nam się, że niektórych chorób zakaźnych już nie ma, bo nikt z naszego otoczenia na nie nie choruje, albo niewiele mówi się o nich w mediach. Taką chorobą jest gruźlica, która kiedyś zbierała ogromne, śmiertelne żniwo. Teraz szczepimy przeciwko niej dzieci i czasem niektórzy zaczynają mówić, że niepotrzebnie. Otóż nic bardziej mylnego. Gruźlica ma się dobrze i mało tego, ma swoją postać wielolekooporną, która bardzo trudno poddaje się leczeniu.
Gruźlica, to dzięki szczepieniom, trochę zapomniana choroba. Jednak ona nadal jest groźna. Fot. East News

Na świecie nowe infekcje prątkami gruźlicy pojawiają się w tempie 1 na sekundę. Występują często u osób z upośledzeniem odporności, np. uzależnionych, leczonych immunosupresyjnie oraz u osób zakażonych wirusem HIV, chorych na AIDS.


Już nie umierają na nią dzieci w Polsce

Warto wiedzieć, że w 1959 r. z powodu gruźlicy zmarło 26 tys. polskich dzieci, z tego ponad 3 tys. w wieku do 14 lat. Od 2016 r. w naszym kraju nie odnotowano żadnego zgonu dziecka z powodu gruźlicy. Jak podkreślają specjaliści, nie mamy zwiększonej liczby zakażeń, a statystyki podwyższają reaktywacje tych wcześniejszych. Na potwierdzenie tej sytuacji podają, że mamy niewielka i wciąż malejąca liczba przypadków gruźlicy u dzieci: w 2017 r. 68, a potem, w kolejnych latach: 52, 81, 39 i 21 w 2021 r.

Jak podaje Instytut Gruźlicy i Chorób Płuc, w Polsce, w 2021 roku zarejestrowano 3704 zachorowania na gruźlicę, czyli 316 przypadków gruźlicy więcej niż w roku poprzednim i 3838 przypadków mniej w porównaniu z rokiem 2012.

Zapadalność na gruźlicę wszystkich postaci wynosiła w 2021 roku 9,7 na 100 000 ludności i była większa o 10,2 proc. w porównaniu z rokiem 2020 (8,8), oraz mniejsza o 50,5 proc. w porównaniu z rokiem 2012, w którym współczynnik zapadalności wynosił 19,6 na 100 000 ludności. Wiadomo, że w 2022 roku liczba zarejestrowanych przypadków gruźlicy i zapadalność wzrosła w porównaniu z rokiem 2021, co świadczy najpewniej o ustępowaniu niekorzystnego wpływu pandemii COVID-19 na wykrywanie i zgłaszanie nowych zachorowań.

Nie zasypiajcie gruźlicy w popiele

 Niestety nie można zasypiać gruszek w popiele i lekceważyć gruźlicy. Ta choroba uwielbia zawirowania polityczne, konflikty zbrojne, biedę i dokładnie taką sytuację mamy dzisiaj za wschodnią granicą.

– Emigranci z Ukrainy napływają do Polski od wielu lat. Do 2022 r. była to migracja zarobkowa i stabilna liczebnie, która nie powodowała większych zmian w naszych wskaźnikach gruźliczych. Od rozpoczęcia wojny przybyło do nas ok. 1,5 miliona uchodźców. Według obliczeń WHO statystycznie w tej grupie powinno być 206 osób chorych na gruźlicę.

Ale wiemy już, że nie jest ich tak wielu. Może to wynikać z faktu, że gruźlica jest chorobą społeczną – biedy, braku wiedzy. I że być może do Polski migrowali Ukraińcy wykształceni, zamożniejsi, lepiej poruszający się w świecie. Wśród takich osób w każdym kraju zapadalność na gruźlicę jest niższa niż wśród osób o gorszym statusie edukacyjnym i ekonomicznym – wyjaśniała podczas debaty "Dlaczego dawne choroby zakaźne powracają? Jak je leczyć?" prof. dr hab. n. med. Maria Korzeniewska-Koseła, kierownik zakładu Epidemiologii i Organizacji Walki z Gruźlicą Instytutu Gruźlicy i Chorób Płuc w Warszawie.

Jak wyjaśniała, według danych WHO, na świecie co roku 10,5 mln ludzi zapada na gruźlicę, przy czym ok. 3 mln w ogóle nie jest diagnozowanych i leczonych. 

Odzyskała pozycję lidera

W czasie pandemii COVID-19 gruźlica na rok straciła pozycję lidera wśród chorób zakaźnych na świecie, które zabijają najwięcej ludzi. Pierwsze miejsce zajął COVID-19. Jednak pandemia wpłynęła destrukcyjnie na systemy walki z gruźlicą. W 2021 r. liczba zachorowań na gruźlicę wzrosła.

Jeśli wpiszemy w wyszukiwarkę internetową "objawy gruźlicy", to pojawi nam się kilka symptomów takich jak kaszel połączony z odkrztuszaniem wydzieliny, krwioplucie, bóle w klatce piersiowej, gorączka, spadek masy ciała, dreszcze, bladość skóry, zwiększona męczliwość. Niestety nie są to charakterystyczne symptomy. Mogą świadczyć o różnych chorobach. Tak naprawdę na pytanie, czy mamy do czynienia z gruźlicą może odpowiedzieć nam zdjęcie RTG klatki piersiowej.

Dalsze badania mikrobiologiczne zleca już pulmonolog, jeśli na podstawie zdjęcia RTG podejrzewa gruźlicę. Najczęściej pacjent z podejrzeniem tej choroby kierowany jest do szpitala zakaźnego, gdzie wykonywana jest cała diagnostyka. Jednym z badań jest bronchoskopia, podczas której uzyskuje się najlepszy materiał płucno-oskrzelowy do analizy mikrobiologicznej.

– Badania mikrobiologiczne odgrywają niezwykle ważną rolę w diagnostyce gruźlicy. W świetle konieczności zidentyfikowania tych 3 mln osób niezdiagnozowanych i nieleczonych WHO i European Centre for Disease Prevention and Control (ECDC) nadają szczególne znaczenie badaniom molekularnym, bo to one są najbardziej pewnym, obiektywnym dowodem potwierdzającym gruźlicę i najszybszą metodą diagnostyczną – mówi prof. dr hab. n. med. Ewa Augustynowicz-Kopeć z Zakładu Mikrobiologii Krajowego Referencyjnego Laboratorium Prątka, zastępca dyrektora ds. naukowych Instytutu Gruźlicy i Chorób Płuc w Warszawie.

Prątek gruźlicy (Mycobacterium tuberculosis) nazywamy potocznie "leniuchem", bo dzieli się raz na 24 godziny. Bakteria Escherichia coli to przy nim sprinter, bo dzieli się raz na 20 minut. Gdybyśmy chcieli uzyskać potwierdzenie gruźlicy klasycznymi metodami, czekalibyśmy na wyniki bardzo długo. Metody molekularne umożliwiają szybszą identyfikację chorego na gruźlicę.Prof. dr hab. n. med. Ewa Augustynowicz-Kopeć Zakład Mikrobiologii Krajowego Referencyjnego Laboratorium Prątka, zastępca dyrektora ds. naukowych Instytutu Gruźlicy i Chorób Płuc w Warszawie

Wyścig lekarzy z gruźlicą

"Zwyczajna gruźlica" to oczywiście poważna choroba, ale też taka, którą lekarze wiedzą jak leczyć skutecznie. Niestety od jakiegoś czasu mamy do czynienia z odmianami gruźlicy, które nie reagują na dwa najważniejsze leki przeciwprątkowe, czyli rifampicynę i izoniazyd. Każdego roku na całym świecie odnotowuje się ok. 500 tys. przypadków gruźlicy wielolekoopornej (multidrug-resistant tuberculosis - MDR-TB), czyli takiej, która nie poddaje się „zwyczajnemu” leczeniu.

– Przez wiele lat Polska była w grupie 10 państw Unii Europejskiej o najniższym wskaźniku MDR-TB. W 2020 r. mieliśmy 38 chorych, ale w 2022 r. już 98. Ten wzrost jest związany z przybyciem do nas uchodźców z Ukrainy. Wśród chorych na MDR-TB, 51 osób to obywatele tego kraju. Gruźlica wielolekooporna staje się poważnym problemem w wielu regionach świata – tłumaczy prof. Maria Korzeniewska-Koseła.

Leczenie MDR-TB trwa 18 - 20 miesięcy. Pacjenci codziennie przyjmują leki, które są toksyczne, zaburzają zdrowie i nastrój, a i tak nie przynoszą tak dobrych efektów. Jak łatwo przewidzieć, pacjenci często rezygnują z leczenia. Sytuacji nie poprawiło wprowadzenie do leczenia fluorochinolonów, a ich nadużywanie w terapii innych chorób doprowadziło do tego, że wiele krajów notuje przypadki gruźlicy wrażliwej także na te leki.

– Nadzieją na skuteczną terapię gruźlicy lekoopornej jest opracowany 6-miesięczny schemat leczenia nowym lekiem - pretomanidem. Stosuje się go w połączeniu z izoniazydem i bedakiliną lub opcjonalnie moksyfloksacyną, aby szybko nie wytworzyła się odporność na ten lek. Otrzymaliśmy partię wymienionych leków jako dar WHO i organizacji Lekarze bez Granic. Pretomanid jest także dostępny dla pacjentów w ramach programu lekowego Ministerstwa Zdrowia – mówiła prof. Maria Korzeniewska-Koseła.

Zbyt kameralny program

Jednak dary od WHO to trochę za mało, żeby skutecznie rozprawić się z gruźlicą wielolekooporną w Polsce. Dlatego został stworzony program leczenia chorych na gruźlicę wielolekooporną, który rozpoczął się we wrześniu ubiegłego roku, a jest realizowany przy wsparciu Funduszu Medycznego.

Dr hab. n. med. Szczepan Cofta ze Szpitala Klinicznego im. Heliodora Święcickiego Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu nazywa program "ciekawym wyzwaniem". Trudno go porównać z innymi programami, w ramach których terapie są bardzo drogie a zgłaszających się pacjentów wielu.

– Program lekowy w gruźlicy wielolekoopornej jest programem kameralnym, dotyczącym niewielkiej liczby pacjentów. I to takich, których musimy sami znaleźć – wyjaśnia dr hab. Cofta.

Tłumaczy, że pacjenci są włączani do programu lekowego wolniej, ale to efekt dostosowania się do ostrych wymogów WHO. Aby otrzymać pretomanid, chory nie może być leczony innymi lekami dłużej niż miesiąc, bo bardzo szybko nabędzie oporność na tę substancję. 

– Nie możemy też przesunąć do programu lekowego pacjentów, którzy korzystają z pretomanidu przekazanego nam przez WHO – wyjaśniła prof. Maria Korzeniewska-Koseła.

W programie leczenia gruźlicy MRD-TB stosowany jest nie tylko pretomanid, lecz także inne technologie lekowe o wysokiej innowacyjności. Program ten mógłby objąć kilkudziesięciu pacjentów rocznie. Jednak na razie korzysta z niego kilku chorych rocznie. Tempo włączania pacjentów jest zbyt powolne. 

– Ministerstwo Zdrowia widzi przestrzeń do optymalizacji założeń programu i dysponuje odpowiednimi narzędziami, aby je skorygować. Czekamy tylko na sygnał do podjęcia rozmów ze strony klinicystów i świadczeniodawców – zapewnił mecenas Grzegorz Mączyński z Kancelarii Adwokackiej Katarzyna Bondaryk.

Warto szczepić

Kiedy lekarze dwoją się i troją, żeby wyleczyć tych, których dopadła gruźlica, również ta wielolekooporna, wielu zastanawia się, czy szczepić przeciwko gruźlicy. Niektórzy rodzice uchylają się od tego szczepienia. Tymczasem brak szczepień, pojawianie się nowych szczepów bakterii wywołującej gruźlicę i ciągle zmieniająca się sytuacja geopolityczna może doprowadzić do sytuacji, w której gruźlica wymknie się spod kontroli i pokaże nam swoje paskudne oblicze, jak robiła to w pierwszej połowie XX wieku.