Ten raper sprzedał więcej płyt niż Sanah i Podsiadło. Nic dziwnego, bo kazał na siebie czekać latami
Na początek garść faktów. Związek Producentów Audio-Video, czyli w skrócie ZPAV (odpowiada też za tygodniowe listy przebojów OLiS), podsumował pierwsze półrocze 2023 roku. Na szczycie rankingu sprzedaży albumów (od niedawna łączy fizyczne płyty i odsłuchy w streamingu) znalazł się "spokój." Kubana - artysty, który dla sporej części czytelników jest totalną enigmą.
Podsiadło i Sanah mają rzecz jasna powody do dumy, bo jak widać, ich zeszłoroczne płyty nadal świetnie się sprzedają. W pierwszej piątce poza nimi dominuje rap, co też może być zaskoczeniem dla niektórych, bo powszechnie uważa się, że w Polsce rządzi disco polo. To akurat nie do końca prawda, bo w żadnej kategorii w pierwszej piątce nie ma muzyków z tego gatunku.
Jeśli chodzi o same odsłuchy w internecie, to Podsiadło i Kuban zamienili się miejscami. Dalej mamy znów "club2020", czyli album supergrupy spod szyldu wytwórni m.in. Taco Hemingwaya i duet PRO8L3M oraz dwie płyty Sanah (oprócz "Poezyi" jest jeszcze zeszłoroczna "Uczta"). Generalnie czołówka rozchwytywanych artystów nie powinna dziwić osób, które jako tako znają rodzimy rynek muzyczny, ale obecność Kubana jest pewnym ewenementem.
Z podziemia do mainstreamu. Kuban na swój sukces długo pracował
Jakub Kiełbiński występujący pod pseudonimem Kuban, jako 19-latek zaczął wrzucać swoje kawałki na SoundClouda (ten serwis to swoją drogą istna kuźnia rapowych talentów) i okazał się na tyle dobry, że już rok później, w 2013 roku, portal "Popkiller" zaprosił go do udziału w akcji "Młode Wilki" promującej obiecujących artystów. Zaowocowało to kawałkiem "Nie ma jak", który zapewnił mu szerszą rozpoznawalność i zainteresowanie fanów rapu. Do tej pory teledysk do tej piosenki wykręcił 9 milionów odsłon na YouTube.
Kolejny przypływ popularności nastąpił w 2014 roku, kiedy wypuścił składankę "Co za mixtape" dodatkowo podbijaną kilkoma teledyskami i koncertami. Wtedy też, jak na prawdziwego rapera przystało, zaczął też gościnnie nawijać u swoich kolegów po fachu. Przełomowym momentem, przez który na stałe wyszedł z podziemia, był wspólny kawałek z Quebonafide i Kubą Knapem - "Żadnych Zmartwień". Świadczą o tym też cyferki: 24 miliony wyświetleń na YouTube. To już praktycznie współczesny klasyk.
Na pierwszy w pełni legalny i solowy krążek fani też musieli sporo czekać. Kuban zadebiutował w kwietniu 2017 roku z albumem "Myślisz jeszcze?", który od razu wskoczył na 3. miejsce listy OLiS (podium dzielił wtedy z Kalim i Peją). Płyta podbiła serca słuchaczy, a niektóre kawałki stały się hitami w sieci (np. "Jak gdyby nic"), ale i zdobyła pozytywne opinie w recenzjach.
Na "Interii" (ocena 7/10) doceniono go między innymi za "nienachalność nawijki". "Typ wchodzi na bit lekko, tak też się po nim porusza, w czym pomaga mu zarówno barwa głosu, jak i regularny dublet rymów na końcu wersów. Dla wielu naszych raperów odkryciem będzie sytuacja, że można wyrazić różne emocje, nie drąc się na słuchacza, a ten chłopak, o czym by nie mówił - a zdarza się, że to trudne sprawy - pozostaje zimnokrwisty, opanowany, tchnie udzielającym się odbiorcy spokojem" – napisał Marcin Flint.
Z kolei "Glamrap" (8/10) zauważył, że daje radę również lirycznie. "Kuban afirmuje bycie raperem, bezpardonowo stwierdza, że nigdy nie zamieniłby rapu na nic innego. Muzyka dała mu niezależność i wiele możliwości w czasach, gdzie większość nie radzi sobie ze swoim statecznym życiem. Album jest pełen takich refleksji połączonych z elementami socjologii. Nie spodziewałem się, że będzie potrafił tak zręcznie puentować ludzkie problemy i zachowania, celnie wytykając to, czego my ludzie staramy się nie widzieć bądź tuszować" – czytamy w recenzji.
"Dla mnie Kuban był jednym z najlepszych raperów, jakiego mieliśmy na scenie, najlepszym pod względem radzenia sobie na wykręconych bitach Essexa. Złote dziecko polskiego rapu, czego by nie nagrał, to się zapętlało i czekało na więcej. Doskonale pamiętam jego początki, które sięgają do publikowania na Soundcloudzie luźnych numerów, na podj*banych popularnych bitach i majku za 50 zł (albo i mniej – a przynajmniej tak wskazuje jakość tych nagrań). Może nie brzmi to zachęcająco, ale tu powiedzenia, że muzyka broni się sama i nie trzeba najlepszego sprzętu, tylko wystarczy sam talent, pasują idealnie" – wspominał Cejot Jot z rapowo.pl.
Co się stało z Kubanem? Niektórzy twierdzą, że nie udźwignął ciężaru krytyki
W 2018 roku Kuban wydał jeszcze kilka singli, ale nie wszystkie zostały tak dobrze przyjęte, jak jego dotychczasowa twórczość. Wyjątkiem byli "Sami swoi" ze Szpakiem (stało się przebojem), ale oprócz tego nagrał dwa kawałki, które tak źle siadły słuchaczom, że potem sam usunął je z YouTube'a.
"'Ona To Wie (Ziomale, ziomale, ziomale, ziomale sąąąąąąąąąąąąąą)', czy 'Znasz Mnie' (legendarne wersy o… prykaniu cipką) nie tylko nie były dobrymi numerami. One nie były nawet średnie. Szczególnie po 'Ona To Wie', było widać, że Kuban próbuje pójść nieco w stronę bardziej aktualnych ówcześnie brzmień" – przypominał portal rytmy.pl.
Wtedy też zaczął usuwać się w cień, co też można było zauważyć na jego nieaktywnym Instagramie (milczał tam przez cztery lata). Nie nagrywał też nic nowego. Na portalu "Glamrap" pojawiła się sugestia, że mógł po prostu nie udźwignąć ciężaru krytyki. Warto podkreślić, że nie chodziło o jakąś dramę, ale właśnie jego piosenki. W maju 2019 roku pojawił się jednak chwilę w trakcie transmisji u Żabsona (na marginesie dodam, że również pochodzi z Opoczna).
Raper uspokajał fanów Kubana, że wszystko u niego gra, ale tak jakby pożegnał się z hip-hopem. – Kuban żyje i pracuje w telewizji (później internauci wyśledzili go jako dźwiękowca w programie "Onet Rano"- red.). Nie chce, bym mu psuł jego comeback. Nie rozumiecie. Kubano mówi, że to był najbardziej przepracowany rok w jego życiu, dlatego już może pić – zapewniał Żabson.
I znów zapadła głucha cisza, aż do 2020 roku, kiedy nagrał zwrotkę do akcji "Hot16challenge2" - powrócił do dawnego stylu i pokazał, że nie zapomniał, jak się rapuje. I tak przez kilka lat gdzieś migał w mediach, ciągle mówiło się o jego powrocie, ale nic konkretnie nie wskazywało, że coś się kroi.
Kuban "spokojnie" powrócił i przegonił Podsiadło i Sanah. Recenzenci przyjęli płytę chłodno, a fani?
Aż nastał 8 grudnia 2022 roku i do sieci trafił kawałek "na okrągło", który był już oficjalną zapowiedzią drugiej pełnej płyty. Internauci byli nim zachwyceni i niektórzy zgodnie z tytułem zaczęli go słuchać non stop. "Milion w 51 godzin 31 minut, to tylko pokazuje, jak ludzie tęsknili", "Jakie to musi być zajebiste uczucie. Wrzucasz nutę po tak długim czasie i tysiące osób piszą, że czekali na ten dzień latami", "Czuję się, jakbym był w jakimś matrixie, alternatywnej rzeczywistości, tak bardzo nie wierzę, że wróciłeś" – zachwycali się internauci pod klipem.
W styczniu tego roku wleciał kolejny teledysk - tym razem do singla "jak nie wrócę po północy", na którym znów słychać Szpaku, a w samym klipie wystąpił m.in. Andrzej Chyra. Zarówno w tym, jak i w poprzedniej piosence, Kuban nawijał o prawdopodobnych przyczynach jego wieloletniej nieobecności. Wpadł w używki (choć on nawija o tym dosadniej: "Wpakowany w dragi? Wj*bany byłem po kolana, stary") i możliwe, że miał depresję, co mogło być spowodowane zarówno ciężarem krytyki, jak i ogromnego sukcesu. Niestety słyszeliśmy o wielu podobnych historiach.
Na okrągło, uśmiecham się udając, że żyję beztrosko Niby nie sam, a zapijam dziś samotność Brałem wszystko, nie wiem, co by mi pomogło Od problemów swych uciekam
Nienawidzę pizd, a chwilowo byłem jedną z nich Największy to ze sobą miałem beef Prosili o bis, musiałem sobie dolać, żeby wyjść A miałeś za idola mnie do dziś
"Spokój.", czyli najbardziej wyczekiwana polska rapowa płyta ostatnich lat (i myślę, że nie jest to przesada), wyszła 24 marca tego roku. Jednak jak to zwykle z takimi powrotami bywa, a ten trwał aż 6 lat, co nie tylko w internecie, ale i w hip-hopie jest szmatem czasu, nie spełniła pokładanych w niej nadziei. Przynajmniej zdaniem niektórych recenzentów.
Parę lat temu był miażdżony za nowoczesne (tudzież "njuskulowe") brzmienia. Co teraz nie wypadło najlepiej? Dziennikarze skarżą się głównie na to, że kawałki na tegorocznej płycie są zbyt bezpieczne/popowe/słodkie/gitarowe. Wydaje się, że Kuban nadwyrężył cierpliwość części słuchaczy i przez to każdy oczekiwał... tak naprawdę nie wiadomo czego. Niektórzy jednak chcieli dowiedzieć się, co się z nim stało, bo w zapowiedziach prasowych obiecywano, że miał się na płycie "wygadać". I się nie doczekali.
"Owszem, poruszył problemy, z jakimi się zmagał w czasie przerwy, ale w bardzo ogólnikowy sposób. Każdy raczej wiedział, że Kuban po prostu przespał, przećpał i przepił swój talent i karierę. W dodatku całość jest podana w bardzo 'radiowo'. Gospodarz albumu rzuca ciężkie wersy z uśmiechem na twarzy, przez co trudno mi brać te opowieści o uzależnieniach i depresji na poważnie" – czytamy na rapowo.pl.
Pojawił się tam też zarzut, że piosenki są za krótkie (płyta ma 13 numerów, a trwa nieco ponad pół godziny), a w co drugim jest wzmianka o jaraniu zioła. "Popkulturowcy" (ocena 6/10) z kolei zauważają, że w co drugim nawija o swojej byłej. "Followrap" narzeka na to, że wyszło za dużo singli (łącznie 5), więc osłuchani słuchacze będą je przełączać. Marcin Flint w "CGM" tym razem nie był zbyt łaskawy (ocena 3/5), ale za to zapewnia, że "Jest tu nadzieja na przyszłość".
Zupełnie odwrotnie jest w komentarzach pod teledyskami, w których ludzie cenią poszczególne numery na płycie za "świetny vibe"/"idealny beat"/"klimat", wstawki śpiewane i te z instrumentami oraz wiele innych rzeczy. "Jeden z nielicznych raperów, którego da się słuchać bez uczucia zażenowania, mając 40 lat i będąc wychowanym na rapie z lat 90-tych" – napisał jeden z internautów pod teledyskiem do "Magistra sztuki".
Nie wiem, czy Kuban osiągnął "spokój", ale nową płytą na pewno zaspokoił fanów (sprzedaż przecież nie byłaby tak wysoka, gdyby single promujące okazały się słabe), którzy teraz pewnie po cichu liczą na szybszą premierę kolejnej.