"Lazy girl job" to nowy sposób na pracę pokolenia Z. "Robić, ale się nie narobić"

Agnieszka Miastowska
19 sierpnia 2023, 08:47 • 1 minuta czytania
Najmłodsze pokolenie ma zupełnie inny stosunek do pracy niż ich rodzice czy dziadkowie. Praca nie jest sensem ich życia, szef nie jest żadnym autorytetem, a teraz okazuje się, że dla wielu przedstawicieli pokolenia Z nawet wypłata nie jest warta pracy, pod którą muszą organizować sobie życie. Trend "Lazy girl job" oznacza, że młodzi wybierają pracę, która pozostawia im przestrzeń na trochę lenistwa i dużo wolnego czasu po niej, nawet kosztem pieniędzy. Twórczyni hasła przekonuje, że nie chodzi tu wcale o gloryfikację lenistwa, a o... szansę na szczęśliwe życie.
Lazy girl job, czyli praca, która nie męczy. Trend pokolenia Z Fot. film "Wyznania zakupoholiczki"

"Lazy girl job" – praca dla leniwych?

"Lazy girl job" to wyrażenie, które wybiło się na TikToku i jest jednym ze zjawisk, które możemy włożyć do szufladki podpisanej "Pokolenie Z", czyli osoby, które urodziły się po roku 1995. Jak już pisaliśmy w naTemat, charakteryzuje je m.in. innowacyjne na tle innych pokoleń podejście do pracy. Jedni mówią o tym, że Zetki szanują swój czas i mają swoje wymagania w stosunku do szefów, przyczyniając się do uzdrawiania rynku i propagując work-life balance.


Inni (nazywani przez nich boomerami) mówią o Zetkach wprost: roszczeniowcy. Uważają, że najmłodsi pracownicy na rynku powinni charakteryzować się pokorą i zrozumieniem, że stawki nie będą od razu wysokie, a praca lekka.

Jedna z przedstawicielek tego pokolenia 23-letnia Victoria Bilodeau na TikToku wyjaśniła, że swoją przygodę z pracą rozpoczęła w branży, w której pracowała po 10 godzin dziennie, zarabiając 26 dol. na godzinę. Pracowała na stanowisku technika ochrony środowiska.

Jak podkreśla, nie miała wtedy czasu na swoje życie prywatne, czuła się przepracowana, wypalona, zaniedbywała kontakty towarzyskie czy inne obowiązki, a w swojej pracy wcale nie czuła rozwoju. Postanowiła wtedy zmienić swój zawód na taki w typie "lazy girl job".

Teraz pracuje jako specjalistka-freelancer ds. marketingu cyfrowego i każdego dnia spędza około trzech godzin na promowaniu produktów do makijażu i pielęgnacji skóry. I mówi wprost, że zarabia mniej niż kiedyś, ale nareszcie ma czas na to, co daje jej szczęście. Na swoje hobby, życie towarzyskie czy zajmowanie się swoimi kotami.

Twórczyni pojęcia "lazy girl job" Gabrielle Judge mówi o tym, że celem życia nie może być jedynie zdobycie wymarzonej pracy. Podkreśla, że idealnie byłoby, gdyby każdy z nas mógł realizować się w swojej "dream job" i traktować swoją profesję jak pasję czy przyjemność.

"Lazy girl jobs" są to ścieżki kariery, w których równowaga między życiem zawodowym i prywatnym jest tak niesamowita, że możesz poczuć się, jakbyś był leniwy.

To jednak wizja utopijna, która sprawia, że oceniamy wartość ludzi przez pryzmat wykonywanej przez nich pracy. Gabrielle podkreśla, że tak być nie powinno, a szczęśliwym można być na wiele sposobów, a nie tylko poprzez satysfakcjonujące życie zawodowe. Przedstawiciele pokolenia Z wiele razy podkreślali, że sprzeciwiają się kultowi produktywności i ocenianiu wartości człowieka jedynie przez pryzmat wykonywanej przez niego pracy.

Właściwie nie dziwi więc fakt, że po raz kolejny chcą spopularyzować ideę, która zdejmuje z nich presję na osiągnięcie sukcesu, Kontrowersyjne jednak wydaje się samo określenie, w którym zawiera się słowo "leniwa".

Trzeba przyznać, że odbiorcy zrozumieli przekaz Gabrielle dwojako. Na TikToku pojawiły się filmiki dziewczyn, które dosłownie chwalą się, że "w swojej pracy nic nie robią, nie muszą rozmawiać z ludźmi i dostają za to bombową wypłatę". Nazywają same siebie "office baddie".

Filmiki te, jak można się domyślać, spotkały się z krytyką, bo dziewczyny same podkreślały, że ze swoich obowiązków nawet się nie wywiązują. Mało tego – wiele użytkowniczek TikToka po wrzuceniu takiego kontentu zostało... zaproszonych na dywanik do szefa, który z wiadomych względów nie był zadowolony z tego, że jego pracownik nic nie robi. I jeszcze chwali się tym w sieci.

Doszło do sytuacji, w której twórczyni terminu "lazy girl job" musiała nagrywać TikToki wyjaśniające, że mówienie na video, że nie wykonuje się swojej pracy lub nazywanie jej "lazy girl job" jest, delikatnie rzecz ujmując, nieodpowiedzialne i może doprowadzić twórczynie do problemów w pracy, a nawet do zwolnienia.

Gabrielle w kolejnym filmiku na temat "lazy girl job" wyjaśnia, że słowa "lazy" użyła właściwie tylko po to, żeby hasło było chwytliwe, ale w nurcie nie chodzi o wymigiwanie się od pracy, a o wybranie takiej, która pozostawi nam przestrzeń do rozwoju w innych dziedzinach życia, nawet kosztem niższej wypłaty.