Coraz więcej wagnerowców na Białorusi. Ukraiński generał wskazał ich główny cel

Katarzyna Florencka
14 sierpnia 2023, 19:08 • 1 minuta czytania
Liczebność oddziałów Grupy Wagnera na Białorusi ma cały czas się zwiększać – poinformował dowódca Połączonych Sił Zbrojnych Ukrainy gen. Serhij Najew. Jak ocenił, ich obecność ma być obliczona na odciągnięcie uwagi części krajów NATO od wojny toczącej się w Ukrainie.
Ukraińskie służby poinformowały, że zwiększa się liczba najemników Grupy Wagnera na Białorusi Fot. AA/ABACA/Abaca/East News

Aktualnie na Białorusi ma znajdować się już co najmniej 6,5 tys. najemników z Grupy Wagnera – poinformował dowódca Połączonych Sił Zbrojnych Ukrainy gen. Serhij Najew w rozmowie z portalem RBK Ukraina. Wagnerowcy zaczęli się tam pojawiać po klęsce nieudanego puczu ich szefa, Jewgienija Prigożyna.


Jak ocenił ukraiński dowódca, pojawił się szereg oznak sugerujących, że obecność wagnerowców na Białorusi to część "trwającej, planowanej" operacji dezinformacyjnej.

– Biorąc pod uwagę, że Rosja nie osiągnęła jeszcze swoich celów strategicznych, nie jest wykluczone poszukiwanie nowych możliwości sztucznej destabilizacji sytuacji na wschodniej flance NATO, w szczególności na granicach z Polską, Litwą i Łotwą – stwierdził gen. Najew.

– Głównym celem takich działań może być odwrócenie uwagi od Ukrainy, przekierowanie zasobów Polski i krajów bałtyckich w celu zapewnienia własnego bezpieczeństwa oraz skomplikowanie zaopatrzenia naszego państwa w sprzęt wojskowy i pomoc techniczną – ocenił.

Wojskowy dodał, że aktualnie nie ma oznak świadczących o tym, że Grupa Wagnera formuje grupy uderzeniowe, za których pomocą mogłaby przeprowadzić atak. Dodał jednak, że w rejonie przesmyku suwalskiego może dojść do starć z udziałem najemników, którzy mogą poszukiwać "słabo kontrolowanych odcinków granicy".

Czy wagnerowcy przy granicy zagrażają Polsce?

Pojawienie się najemników z Grupy Wagnera przy granicy z Polską wywołało w kraju ogromnie poruszenie. O tym, co w praktyce może oznaczać taki krok, Maciej Karcz z naTemat rozmawiał z gen. Romanem Polko, byłym dowódcą jednostki GROM i wiceszefem Biura Bezpieczeństwa Narodowego w latach 2006-2008.

Na pytanie, czy wagnerowcy rzeczywiście stanowią realne zagrożenie dla naszego kraju, generał Polko odpowiedział zdecydowanym "nie". – Oni nie są tam po to, by nas atakować. To niemożliwe, że grupka 100 ludzi bez ciężkiego sprzętu, który zresztą musieli oddać, może się przedostać przez polską granicę – mówi wprost były wojskowy.

W ocenie generała bojownicy Grupy Wagnera pojawili się przy granicy polsko-białoruskiej po to, by wykonać "brudną robotę", jaką miałoby być zrzucanie na nich winy za jakiekolwiek prowokacje i incydenty.

W opinii generała obecność Grupy Wagnera w niewielkiej odległości od Polski nie powoduje, że sytuacja na granicy uległa pogorszeniu. Jak wyjaśnił, najemnicy nie mają w planach uderzenia na Polskę i zajęcia przesmyku suwalskiego m.in. dlatego, że nie są do tego zdolni. Były wojskowy nie upatruje także w wagnerowcach potencjalnych szpiegów, którzy mieliby prowadzić działania dywersyjno-wywiadowcze na terenie Polski.

– Realnego zagrożenia wywiadowczego obawiam się jedynie ze strony agentów, którzy zajmują się tym profesjonalnie od lat. Do szpiegostwa zdolni są funkcjonariusze Specnazu, nie wagnerowcy – mówił nam Polko.