Bułgaria to taka tańsza Chorwacja, czy Władysławowo na sterydach? Sprawdziliśmy
Droga do Bułgarii – trochę Europy, trochę komuny
Najgorszym elementem wakacji w Bułgarii jest dojazd. Oczywiście, jeśli rodzina jest mniejsza – może sobie tam polecieć. Nasza rodzina liczy 7 „sztuk” i jazda samochodem się bardziej opłaca. Koszt paliwa w dwie strony to 2100 zł (auto zużyło 8 litrów ON/100 km). Winiety: 440 zł. Przejazd płatnym mostem przez Dunaj – poniżej 30 zł w dwie strony. Do tego noclegi pośrednie w Rumunii: dwa razy po 300 zł. Ciężko ich uniknąć, ponieważ z Warszawy do miasteczka Byala jest 20 godzin czystej jazdy. Plus przerwy na siku, na obiad, dwa przekraczania granicy (Rumunia nie jest w strefie Schengen). Tu korek, tam traktorek – podczas tak długiej trasy zawsze coś nas spowolni.
Właściwie jechaliśmy przez dwa bite dni od rana do wieczora – i to bez ociągania się. Po prostu duża część drogi biegnie drogami lokalnymi, przez wsie, z ostrymi zakrętami górskimi, pod które wdrapują się ociężałe ciężarówki. W Rumunii kilka razy trafiliśmy na roboty drogowe, tracąc to 10 minut, to 15. W drodze powrotnej trafiliśmy na celników węgierskich, którzy każde auto wnikliwie sprawdzali. Niedługa kolejka do granicy oznaczała dwie godziny czekania w mocnym słońcu.
Po drodze doświadczyliśmy także lokalnej kultury jazdy. Tylko dwa kraje w Unii mają gorsze statystyki wypadków niż Polska. Zgadliście. Bułgaria i Rumunia – a przez te kraje wiedzie pokaźna część trasy. Jeżdżąc tamtymi drogami, nie mam wątpliwości, że statystyki nie kłamią. Rumuni i Bułgarzy wyprzedzają się nawzajem z taką fantazją, jak Polacy w latach 90.. Na pociechę są ceny paliw: w Rumunii są niewiele wyższe niż w Polsce, w Bułgarii jest jeszcze taniej. Jadąc do Chorwacji, za paliwo płaci się więcej.
Bułgaria – trochę fajna, a trochę nie
Tym razem zacznę od plusów. Znalazłem fantastyczny apartament z widokiem na morze. Trzy duże pokoje z wielkimi łóżkami, dwie łazienki, wydajna klima, pralka, zmywarka, ogromny taras, łóżeczko dla dziecka, do obiektu należał ogromny, prawie pusty basen. Przyzwoity bar w budynku, winda, ładne meble, czysto, schludnie i tanio. 450 zł za noc, już z prowizją Airbnb. Nasz budynek stał z dala od innych. Żadnej muzyki, żadnego hałasu. A zamieszkiwali go głównie Norwegowie. Zamknięci, mało towarzyscy, grzeczni, spokojni i cicho się zachowujący. Na moje poszarpane, korporacyjne nerwy – jak znalazł.
Żar palącego słońca jest poskramiany przez obecność Morza Czarnego. Temperatura rzadko przekracza 32 stopnie. A kilka dni było nawet bliżej 25-27 stopni. W nocy bryza morska zbija temperaturę do 20-22 stopni. Jest czym oddychać. Kto był w Chorwacji, szczególnie na Południu, ten wie, że tam noc nie przynosi ukojenia od upału. W wielu innych południowych krajach też. Miejscowość Byala jest spokojna. Nie ma parkometrów, można podjechać samochodem blisko plaży tak, by dojść, może 3-4 minuty spacerem.
W lokalach jedzenie jest dość tanie. Obiad na ciepło kosztuje 22-30 zł. Ceny w sklepach są nieco wyższe niż w Polsce, ale są naprawdę akceptowalne. Widoki są ładne, ale nie tak porażająco piękne jak w południowej Chorwacji. Za to tu plaże są piaszczyste, nie ma jeżowców, a samo morze nie jest tak słone, by po wynurzeniu tworzyła się na skórze od razu biała skorupka z soli.
To jednak nie jest cały obraz tego kraju. Moje miejsce starannie wybrałem pod kątem spokoju. A dodatkowo miałem szczęście. Wystarczyło pojechać do dowolnego innego kurortu, czy miasta, by przekonać się o zupełnie innym obliczu Bułgarii, która ze spokojem nie ma nic wspólnego.
Tłumy, korki i „kartą nie można”
W wielu typowych kurortach bułgarskich jest wszystko to, od czego chciałbym uciec. Długie bulwary z dobrem wszelakim. Tu ręczniki z tygrysami, tu kebab. Migające ledowe lampki zapraszają na wyprzedaż torebek Armani i Gucci. Oryginalne tak bardzo, że aż strach pytać. Tu wesołe miasteczko, tam bary z ryczącą muzyką, tłumy, korki, rowery, skutery, taksówki, bryczki konne, a nawet wózki widłowe. Tak! Na jednej drodze takie wózki z paletami jeździły z jednej strony ulicy na drugą. W poprzek! Przedzierały się przez morze samochodów z dużą pewnością siebie.
Wróćmy jednak na bułgarskie trotuary. Jeśli ktoś zbuduje mnóstwo wielopiętrowych hoteli nad morzem, jeden przy drugim, to gdy ich mieszkańcy wysypią się na plażę i na chodniki to musi być wesoło. I jest wesoło.
W kurortach panuje ścisk, korki, a miejsc do parkowania nie ma nawet na parkingach płatnych. W zabytkowej części Nessebaru wszystkie toalety są płatne, a restauracje najczęściej nie mają toalet. Z piątką dzieci – lodzio miodzio. Naturalnie Bułgarscy biznesmeni nie znoszą płatności kartą i większość z nich nie oferuje takiej opcji. Reprezentanci mikro-biznesu toaletowego również stawiają wyłącznie na gotówkę. Gdy dzieci chcą co chwilę siusiu, saszetka broczy początkowo miedzianą limfą, później już krwawi banknotami…
Po ulicach kurortów spacerują zwykłe rodziny, ale co chwila widać jakieś urocze zjawiska. Umięśniony byczek z groźnymi tatuażami i jeszcze groźniejszą miną paraduje bez koszulki z wielkim łańcuchem na szyi. Obok niego dziewczyna z doskonałą ekspozycją dekoltu, z ustami jak brzeg od wanny. Spojrzysz? Zanim żona się obrazi, może dopaść Cię gniew byczka…
Park maszyn – zróżnicowany. W kurortach widać wiele szpanerskich fur, w tym tuningowane G-klasy. Dominują tłuste, niemieckie fury. Jest rusko. I chyba wiele osób lubi takie klimaty, bo w końcu żeby był tłum, ktoś go musi łaskawie tworzyć. Na szczęście są takie perełki jak miasteczko Byala, gdzie nocowałem. Bez tłoku, bez byczków, bez parkometrów. Nie chcę wyręczać Złomnika, ale trudno mi się było powstrzymać przed robieniem zdjęć Ładom, UAZ-om, ZiŁom, KRAZ-om i innym samochodom Made in USSR. Opuszczony dworzec autobusowy też dosłownie pchał się w obiektyw.
Fakty, których nie znałem
Takie ciepłe kraje jak Bułgaria nie kojarzą się z komarami. I na plaży ich nie ma. Ja jednak wszędzie, gdzie mogę, jeżdżę rowerem. Gdy coś mnie pokusiło, by wjechać do lasu, zostałem zaatakowany przez liczne komary. Niezwykle dziurawa droga polna i stromy podjazd uczyniły mnie łatwym celem dla insektów z trąbką. Dopiero gdy przekraczałem 20 km/h fruwająca kawaleria przestawała nadążać.
W tym lesie panował też dziwny zapach. Jakaś roślina wydzielała słodko-zgniły zapach. Nic miłego. Dotarłem rowerem na tak hardkorowe zadupie, że na aplikacji Strava pogratulowano mi, że jestem dopiero trzecią osobą, która na nie dotarła.
Gdy mijałem rozwalające się chatki na skraju lasu położone około 5 km od najbliższego asfaltu, z jednego z domów dobiegł mnie męski, tubalny głos nawołujący mnie, bym się zatrzymał i przyszedł. Pomyślałem, że czas spierniczać na poważnie i rozwinąłem „nadkomarzą” prędkość.
Wracałem szosą, którą Bułgarzy jeżdżą bardzo szybko i nie dają rowerzystom poczucia minimalnego bezpieczeństwa, wyprzedzając się na trzeciego, czy nawet czwartego. W mojej miejscowości i całej jej okolicy nie było ścieżek rowerowych. A te w lesie – niech je szlag!
W Warnie jest strefa parkowania wymagająca opłat. Parkometrów nie ma, a punktów stacjonarnych pobierających opłat jest mało. Bułgarzy mogą płacić SMS-ami, reszta świata musi sobie ściągnąć aplikację. Potem z menu głównego trzeba odszukać wersję angielską. Nie ma flagi, tylko dużo tekstu cyrylicą.
Potem zasilasz konto. Potem wpisujesz numer rejestracyjny. I potem się zdziwisz. Bo trzeba jeszcze przenieść środki z portfela na konto pojazdu. Blokadę na kole miałem już po 18 minutach. Na infolinii, słysząc mój angielski, rzucali słuchawką, a później przezornie nie odbierali połączeń.
Gdy znalazłem przypadkiem ekipę, która założyła mi blokadę, dosłownie padłem im do stóp. Opłaciłem mandat bez szemrania (jedyne 47 zł), ci zdjęli blokadę i pomogli mi opłacić prawidłowo postój. Pan Strażnik Miejski Warneński dobrze mówił po angielsku. Zapewniał mnie, że taki przypadek jak mój to dopiero drugi w roku. Gdy później odjeżdżałem, zauważyłem, kilkanaście aut z blokadami kół. To na pewno przypadek…
Dlatego następny raz zaparkowałbym koło ich dworca głównego. Trochę drożej, ale jest szlaban i można płacić normalnie. Czyli gotówką. Ale się najadłem strachu…
Mimo wszystko kciuk mocno w górę
W Bułgarii ceny sprawiają, że nie czułem się jak turysta drugiej kategorii. Mogłem dzieciom kupować zachcianki i stołować się w barach i restauracjach. Ich arbuzy są pyszne, podobnie jak pomidory, ogórki i sery, w tym kozie. Morze Czarne jest ciepłe, a brzeg piaszczysty. Moja miejscowość (Byala) bardzo mi odpowiadała, choć skłamałbym, mówiąc, że cała jest ładna.
Bułgarzy nie mają ograniczeń handlu w niedzielę. Codziennie są czynne liczne sklepy do 23.00, a nawet 24.00. Ich miejscowe pamiątki (różane galaretki z kawałkiem orzecha w środku) są taniej, jak barszcz (6 zł) i mają piękne opakowania. W mojej miejscowości był zadbany, miejski stadion, z którego można było korzystać. Tartanowa nawierzchnia nadawała się doskonale do biegania. Dwa razy się skusiłem.
Największa cerkiew w Warnie nie ma opłat za wstęp. W architekturze widać wpływy Bizancjum i Tradycji Wschodniej. Nessebar ma ładną zabudowę. Nie brakuje zabytkowych ruin z okresu Imperium Rzymskiego. Nadal mają praktyczne, plastikowe słomki, które nie rozpuszczają się w napojach. Oczywiście w barach, nie w ruinach. W Bułgarii nadal da się znaleźć dzikie plaże i dojechać na nie autami, w tym kamperami. Mimo moich przygód spędziliśmy tam bardzo fajne wakacje.
Żałuję, że dzieci były za małe, by skoczyć stamtąd do Turcji. To był już tylko żabi skok. Ale jak pomyślę, że Polacy za komuny jeździli do Bułgarii i Turcji Maluchami, stojąc na granicach, bez kart bankowych, bez autostrad, bez klimy, bez mocy w silniku… No chyba jednak wypada wstrzymać narzekanie na daleką podróż.
Przykładowe koszty w Bułgarii:
- Litr oleju napędowego: od 5,8 do 6,2 zł za litr
- Porcja lodów w budce z lodami (100 g) – około 7 zł (w Polsce porcja to 70 g)
- Obiad na ciepło (frytki, kurczak, surówka) – 25 – 35 zł
- Pizza Capriciosa – 30 zł
- Sałatka szopska – 20 – 25 zł
- Skorzystanie z toalety w Nessebarze – 4,7 zł (dzieci też płacą)
- Parkingi płatne: od 2,3 do 7 zł za godzinę
- Wejścia do muzeów (ruiny term rzymskich, wnętrza starych cerkwii) – 7 – 12 zł
- Wypożyczenie leżaka z parasolem i krzesełkiem na cały dzień na plaży – ok. 25 zł
- Wino Chardonnay w kartonie, 3L – kategoria „table wine” – 40 -70 zł
- Woda mineralna 1,5 l – od 1,4 do 3 zł
- Litr mleka krowiego – 7 zł (na obrzeżach miast w dużych sklepach 5,5)
- Różane galaretki z orzechami – 5-8 zł
- Arbuz – kilogram – od 1,6 do 3,5 zł. Najczęściej 2,4 – 3 zł
- Mandat za brak biletu parkingowego w Warnie: 47 zł
- Apartament 3 pokoje, 3 podwójne łóżka, klimatyzacja, widok na morze, dostęp do basenu, pełne wyposażenie AGD – 450 zł/doba.