Paulina Przybysz: Kościół i rząd nie wzbudzają zaufania i nie dają azylu ofiarom przemocy seksualnej
Klaudia Szarowska: Podobno jesteś obrażalska.
Paulina Przybysz: W sumie to bardziej uparta. Dopiero uczę się reagować na rzeczy odpowiednio, bo przez długi czas wiele uczuć miałam "zamrożonych" i często załączał mi się syndrom przetrwania. Dziś moje życie jest chyba lepiej ułożone, jestem spokojniejsza i wiem, że ten ktoś, komu powiem "nie" - nie zniknie, nie wybuchnie, tylko powie okej, pogadamy później albo wymyślmy inne rozwiązanie.
Rozumiem, że chodzi o twojego partnera.
Tak, ale też w relacjach zawodowych to świadome "nie" jest bardzo ważne.
Powiedziałaś kiedyś: "W moim życiu jest miłość, której jestem pewna".
Tak, ale mam tę miłość, bo sama wykonałam ogrom pracy nad sobą. Jak jest się człowiekiem autodestrukcyjnym i czuje się nienawiść do samego siebie, to nikt cię z tego nie będzie ratował, bo mu nawet w to nie uwierzysz. Więc wiem, że muszę to pielęgnować.
Nie lubiłaś siebie?
Nie zawsze. W ogóle wydaje mi się, że w życiu, a co dopiero w popkulturze, nie mówiąc już o byciu w jej środku, trudno jest myśleć o sobie: "Jestem zajebista". To się udaje dopiero, kiedy uwierzysz, że sednem tej "zajebistości" jest twoja unikalność.
Jaką masz relację ze sobą dziś ?
Myślę, że mam ze sobą coraz lepszą relację, coraz bardziej wyrozumiałą, ale nie bezkrytyczną. Na pewno zerwałam ze stawianiem siebie w pozycji "ofiary". Moja biografia nie jest łatwa, choć nigdy o tym nie mówiłam publicznie, jednak dziś czuję, że przechodzę przez swoją własną grę i nie jestem wrzucana w przypadkowe sytuacje.
Dużo rozmawiam sama ze sobą i uczę się przyznawać do błędów. Ale odkrywam też w sobie różne cechy, które nie są świetne - np. lenistwo, czy brak konsekwencji. Trudno też przyjmuję krytykę, kiedy ktoś mi mówi, że coś mojego mu się nie podoba, to od razu myślę: nie znasz się. Ale z drugiej strony każdy ma prawo do subiektywnej opinii.
Dziś mogę powiedzieć, że lubię siebie. Czuję też, że mam w sobie coraz więcej cierpliwości i dojrzałości, uwielbiam też się z siebie śmiać.
Kiedyś powiedziałaś, że głównym problemem młodości jest wstyd i przez to nie robimy wielu rzeczy.
Tak.
No to czego ty się wstydziłaś?
Wiesz, dziś nawet jak patrzę na moje dzieci, to widzę, że dla takiego młodego człowieka najważniejsze są relacje w grupie i utożsamianie się z rówieśnikami. Niestety ,zamiast szukać fajności w sobie i tego, co daje nam radość - porównujemy się z innymi. Ja kiedyś miałam tak samo.
To jest naturalny etap. Ważne jednak, by nie utknąć w tym wstydzie i onieśmieleniu nazbyt długo. Nie ukrywam, że czasem w dorosłym życiu nadal mam takie momenty, szczególnie gdy robię nowy materiał i muszę go komuś pokazać.
Wspomniałaś o porównywaniu się z innymi. A miałaś taki moment, że zaczęłaś porównywać się z siostrą?
Całe życie porównuję się z Natalią, siostry zawsze patrzą, co ta druga dostała pod choinkę. Żyjemy w relacji, w której ciężko o to, by była ona czysto siostrzana, bo przecież pracujemy w tej samej branży i nawet jak same olewamy te porównania, to przychodzą one z zewnątrz.
W zasadzie to jesteście dla siebie konkurencją.
Formalnie rzecz biorąc - tak. Natomiast jest w nas taki ogrom miłości do siebie nawzajem, że naprawdę sobie kibicujemy. Ale bywa tak, że np. ja bym chciała zagrać na jakimś festiwalu, ale nie mogę, bo Natalia tam gra i organizator stwierdza: "mamy już jedną Przybysz".
Nie budzi to w tobie zazdrości?
Budzi to we mnie raczej takie znużenie tym samym schematem. Ale my sobie naprawdę kibicujemy i motywujemy siebie nawzajem. Jak Natalia mówi, że np. wydaje płytę jesienią, to ja się spinam i wydaję na wiosnę. Ostatnio grałyśmy koncert z Krzysiem Zalewskim, gdzie obie śpiewamy w chórkach i po koncercie przesiedziałyśmy w hotelu całą noc i przegadałyśmy o naszym życiu, rodzinie i branży. Jest to naprawdę wyjątkowe, bardzo cenię takie momenty. Jest w tym wielka siła, czasami można jakby doświadczać "podwójnie".
Ale też z drugiej strony jest to przekleństwo, że całe życie żyjemy w jakiejś takiej wspólnej banieczce, a ludzie, a nawet dziennikarze, często mylą nasze imiona i mówią do mnie: pani Natalio.
I co wtedy odpowiadasz?
- Nie szkodzi, jeden pies. (śmiech)
Jakiś czas temu Natalia zdobyła się na szczere wyznanie. Przyznała, że była molestowana przez członków waszej rodziny. A jak ty się czułaś w całej tej przykrej sytuacji?
Od razu powiem, że przedruki nagłówków zrobiły z tego inną historię i odsyłam do artykułu źródłowego. Jest to w mediach dosyć naciągnięte i histeryczne. Ja osobiście nie miałam żadnych złych doświadczeń molestowania, natomiast mam wielką świadomość istnienia problemu. Dobre jest w tym to, że chociażby w mojej branży następuje pewien przełom. Kobiety zdobywają się na odwagę mówienia o tym, co złego się dzieje.
W tym wszystkim ważne jest reagowanie, zdjęcie tej społecznej znieczulicy. Niestety gapiąc się ciągle w telefon, nie zauważamy tego, co dzieje się dookoła nas i nie jesteśmy wrażliwi na sytuacje, które przerastają nie tylko kobiety, ale i mężczyzn.
Myślę, że okrutne jest to, przez jaki stres musi przechodzić ofiara molestowania, żeby wyznać prawdę o swoim doświadczeniu, a co gorsza, potem musi jeszcze zmierzyć się z opinią publiczną. Czasami to wymaga czasu, a właśnie ten czas jest kolejnym zarzutem - "czemu nie zgłosiłaś tego od razu?"
Okrutny jest brak empatii anonimowych komentatorów. Myślę, że ofiary przestępstw seksualnych, w tym niestety również dzieci, są w tragicznym położeniu i chciałabym, żeby system pomocy - tj. wysłuchania, uwierzenia i profilaktyki, był priorytetem. Kościół, rząd oraz sądownictwo i służba zdrowia, które są kontrolowane przez dwa pierwsze, nie wzbudzają zaufania i nie dają poczucia azylu ofiarom przemocy seksualnej.
A czy dobrze ostatnio zrozumiałam, że hejtujesz Męskie Granie?
Jak to? Ja generalnie nie hejtuję rzeczy.
Ostatnio przeczytałam twoją wypowiedź na temat festiwalu Women's Voices, którego jesteś dyrektorką artystyczną i o którym mówisz: "To nie jest Męskie Granie, w którym katujemy hity lat 80/90. przerobione na gitarowy wpierdziel, tylko są to utwory, które powodują w człowieku jakąś refleksję". Czy MG jest w twoim odczuciu bezrefleksyjne?
Tu chodzi o bardzo indywidualne odczuwanie. W Women's Voices przyjemne jest to, że organizatorzy festiwalu naprawdę pozostawiają mi wolną rękę. Ja nie muszę akceptować listy utworów ze sponsorem, nie muszą to być koniecznie utwory po polsku, tylko może być to repertuar ogólnoświatowy, dzięki czemu mogę kierować się sercem i po prostu to robię.
Jeśli mam ochotę dać Zalii piosenkę Sheryl Crow, bo świetnie w niej zabrzmi, to tak robimy i nikt mi nie mówi: "Nie, nie Paulina, musi być piosenka Ciechowskiego w nowoczesne wersji". Dlatego sądzę, że WV jest super. Nie jest tak masowe, jak MG, jest to bardziej artystycznym wyzwaniem. Możemy np. w trakcie koncertu porozmawiać o różnych problemach dotyczących kobiet i jest to bardzo wartościowe.
Oczywiście bardzo szanuję Męskie Granie, jestem fanką wielu ruchów, piosenek i aranżacji koncertowych i chętnie wejdę kiedyś w szeregi, jak moja kariera będzie wystarczająco godna tego wydarzenia. Gram sobie bardzo szczęśliwa na scenie Ż i każdy z tych koncertów celebruję z wdzięcznością. Faktycznie w tym roku jest to aż trzech mężczyzn i to mnie trochę dziwi, ale może jest w tym jakiś większy plan, którego nie jeszcze nie rozumiem. Mam nadzieje, że przyszła edycja będzie dla równowagi mocno kobieca.
A jak oceniasz kobiecą scenę rapową w Polsce?
Nie ma w Polsce jeszcze zbyt wielu raperek, których lubiłabym słuchać. Jestem fanką Ryfy Ri, ostatnio Dominika Płonka czy Guest Julka robią mi też przyjemnie w uszach, nie udają kolesi i nie udowadniają, że są równie silne, po prostu są sobą.
Co czujesz, jak patrzysz dziś na młodych artystów, którzy dopiero zaczynają?
Kiedy widzę takich młodych, co dopiero dosiadają tego galopującego konia, to myślę sobie, że to jest wspaniałe, ale fajnie, żeby trafili na odpowiednich ludzi i się z tego konia nie z*ebali, tylko mogli trochę pokłusować, podejmując świadome i swoje decyzje.
Masz jakąś radę? Jak tego "konia" trzymać za lejce?
Myślę, że trzeba podejść do tego ze spokojem i mieć pewność, że to życie zawodowo-artystyczne na ciebie poczeka. Że nie wszystko naraz, premiery są non stop i odbiorca może dostać twoją za miesiąc.
Poczeka? Raczej mówi się o "pięciu minutach"?
Ja nie wierzę w te przysłowiowe 5 minut. Mamy wszechświat czasu. Patrzę np. na Wojtka Waglewskiego, który nie ma pięciu minut, tylko całe życie tworzy wspaniałe rzeczy.
Więc można powoli, spokojnie rozpakować swoją gitarę i cieszyć się tym. Rozumiem, że mamy czasy, w których powinno się spać w formalinie, robić usta i nieśmiertelnie cofać się w czasie, zamiast dojrzewać, najlepiej relacjonując to tik tokiem. Ale po co? Ja np. lubię dojrzewać i gapić się na drzewa offline.
"Wracając" jest dojrzałą płytą?
Myślę, że im dłużej siedzi się w tym zawodzie, w tym życiu to dociera do ciebie nagle, że to wszystko to zatacza kółka. Nie mam w sobie już tej przygodowości, którą miałam, będąc dzieciakiem. Jeszcze za czasów Sistars, miałam takie wrażenie, że wsiadam do busa, on gdzieś sobie jedzie i nie wiadomo co się wydarzy, nie pytałam o przyszłość, tylko pędziłam.
Natomiast teraz mam tak, że cieszy mnie wszystko, co przewidywalne i powtarzalne. To mi daje spokój i poczucie, że zawsze będę miała o czym pisać. Nie mam w sobie po prostu strachu, że coś się nagle skończy.
Myślisz, że jest jakaś szansa na reaktywację Sistars?
Myślę, że nie ma.
Utrzymujecie jakiś kontakt z członkami zespołu?
Różnie. Niektórzy sobie utrzymują, inni nie. Ta relacja jest trochę jak w takiej starej rodzinie.
Razem dobrze tylko na zdjęciach?
Coś takiego. Do jakiegoś wujka się dzwoni, do innego niekoniecznie. Gdy patrzę na moje życie w takim terapeutycznym kontekście, naprawdę widzę ten okres jako dzieciństwo.
Ale wystąpicie razem we wrześniu.
Ja i Natalia pojawimy się gościnnie w NOSPR pod batutą Jimka w Historii Polskiego Hip Hopu na Stadionie Śląskim i wykonamy kilka utworów Sistars, ale nie jest to reaktywacja zespołu. Bardziej coś jak "wzmianka" w książce o historii polskiej muzyki hiphopowej.
Co będzie dalej?
Marzę, żeby zagrać jak najwięcej koncertów z moją nową płytą. Chciałabym docierać piosenkami do takiej liczby ludzi, żeby móc jak najwięcej grać, bo to moja ulubiona czynność. Śpiewanie swojej poezji w swojej frazie z moją ekipą na żywo. Tam, gdzie mogę patrzeć słuchaczom w oczy. Jak oni śpiewają ze mną, to nawet mogę robić to za darmo.