"Mamo, babciu, ratunku". Szokujące ustalenia rodziny ws. śmierci Sebastiana z Wrocławia
16-letni Sebastian M. z Wrocławia zaginął na początku września. Pod koniec ubiegłego tygodnia poinformowano o tragicznym finale poszukiwań. Okazało się, że chłopak nie żyje.
Śmierć Sebastiana M. z Wrocławia
Ciało było w apartamencie w centrum miasta. Rodzina, w tym dziadek twierdziła na początku, że było związane. Tych informacji w rozmowie z naTemat.pl. nie potwierdziła policja. Starsza aspirant Aleksandra Freus z wrocławskiej policji powiedziała nam, iż "nie wie skąd, oni je mają i jaki jest tego powód.
Freus przekazała ponadto, że zlecono sekcję zwłok. Jak tłumaczyła policjantka naszej redakcji "nie ma takich oczywistych okoliczności, które mogłyby świadczyć o tym, że doszło do zabójstwa". Sekcja ma się odbyć we wtorek.
Rodzina ma własne ustalenia ws. śmierci Sebastiana
Jego dziadek Adam powiedział w rozmowie z "Super Expressem" iż "taką informację dostali od kogoś, kto dzwonił i podawał się za policjanta".
Uważa on też, że ze sprawą związana jest jego koleżanka, Oliwia. – Taka mała, czarna. Ma jakieś 16 lat. Była u nas w domu, chyba w piątek. Chciała zostać na noc. Zachowywała się dziwnie. Córka (mama Sebastiana - przyp. red.) zwróciła uwagę, że ma portfel wypełniony pieniędzmi. To było bardzo dziwne, bo to serio była bardzo młoda osoba, właściwie dziecko – opowiadał gazecie pan Adam.
Przekazał także, że być może ona wynajęła ten apartament, gdyż jego wnuka "na pewno nie byłoby na to stać. Rodzina Sebastiana próbowała się z nią kontaktować. Jak opowiadał dziadek, kiedy raz się do niej dodzwonili "sprawiała wrażenie, jakby była naćpana". Skasowała też Instagram, po tym jak napisała do niej mama Sebastiana.
Pokojówka w apartamencie: ktoś tam krzyczał "mamo, babciu, ratunku"
Rodzina nastolatka ustaliła coś jeszcze. – Dowiedzieliśmy się, że pokojówka, która pracuje w tym apartamentowcu, słyszała, że ktoś tam krzyczał "mamo, babciu, ratunku". To mógł być Sebastian – taką informację uzyskał od nich "SE".
Wcześniej informowaliśmy też o kulisach tej sprawy, do których dotarła "Gazeta Wyborcza". Z ich relacji wynika, że nastolatek 4 września był w domu u babci i dziadka. To ich poinformował, że wychodzi do sklepu, żeby kupić sobie picie, a następnie rozpłynął się w powietrzu. Dziadkowie pomyśleli jednak, że chłopak wrócił do rodziców. 16-latek jeszcze następnego dnia rozmawiał z babcią i powiedział, że idzie do szkoły i wróci do domu po godzinie 15:00. Ani w szkole, ani w mieszkaniu już się nie pojawił.
W rozmowie z dziennikiem dziadek chłopca powiedział, że równolegle z procesem zgłaszania zaginięcia do matki i babci nastolatka zgłosiła się tajemnicza kobieta.
Ta dzwoniła na ich telefony, informując, że chłopak żyje i wróci do domu za dwa tygodnie. Tuż po ujawnieniu ciała, dziewczyna znów miała skontaktować się z rodziną, żeby zapytać, co u Sebastiana. Gdy usłyszała, że ten nie żyje, miała odpowiedzieć, ze "właśnie z nim rozmawiała" i "podeśle screeny". Na tym etapie kontakt z nią się urywa. Więcej na ten temat jest pod tym linkiem.