PiS wkracza na wojenną ścieżkę z Unią ws. zboża z Ukrainy. Morawiecki grzmi
Co z embargo na zboże z Ukrainy? Morawiecki mówi
Za trzy dni, 15 września, wygasa wprowadzone w kwietniu embargo na import produktów zbożowych z Ukrainy. Jego przedłużenia domaga się piątka tzw. państw przyfrontowych, czyli Polska, Węgry, Rumunia, Bułgaria i Słowacja. Wiele wskazuje jednak na to, że Komisja Europejska będzie chciała znieść ograniczenia. Do tego tematu odnosi się wtorkowy spot wyborczy Prawa i Sprawiedliwości. – Niezależnie od tego, jaka będzie decyzja brukselskich urzędników, my granicy nie otworzymy. Tam muszą wziąć to pod uwagę, bo to Polacy decydują, jak mają wyglądać sprawy w naszym własnym domu – stwierdza na nagraniu premier Mateusz Morawiecki.
Przekonuje on, że "tylko rząd Prawa i Sprawiedliwości daje gwarancję, że interesy naszych rolników będą chronione". I chwali się: – To nasza twarda postawa spowodowała, że import ukraińskiego zboża na wspólny unijny rynek został zatrzymany.
Jak jest naprawdę z embargo na zboże?
Sęk w tym, że ograniczenia dot. ukraińskiego zboża obowiązują tylko w Polsce i czterech innych krajach przyfrontowych – umowa umożliwia tranzyt ukraińskiego zboża przez wschodnie państwa UE do innych państw członkowskich oraz krajów trzecich. Serwis Politico pisał przed kilkoma dniami, że analiza Komisji z 27 lipca miała wykazać, że embargo w Polsce i reszcie przyfrontowych państw nie wywarło niekorzystnego wpływu na rynek reszty państw członkowskich.
Z dokumentu wynika, że od czasu wprowadzenia porozumienia w kwietniu eksport pszenicy i kukurydzy w maju i czerwcu spadł, a pomimo wzrostu importu zbóż z Ukrainy od czasu wybuchu wojny półtora roku temu "sytuacja na rynku UE jest raczej stabilna".
Tymczasem wysoki rangą polski urzędnik wprost przyznał w rozmowie z serwisem, że wygaśnięcie embargo przed wyborami parlamentarnymi 15 października będzie ogromnym problemem dla rządu PiS.
– Powodem wprowadzenia środków ograniczających na poziomie UE był fakt, że rolnicy zaczęli blokować drogi i terminale. A my musimy unikać sytuacji, w której zdesperowani rolnicy lub radykalni przywódcy związków zawodowych rolników wykorzystują tę sytuację – stwierdził.
Z wypowiedzi urzędnika wynika, że PiS obawia się wręczenia przedwyborczego "prezentu" związanemu teraz z Koalicją Obywatelską Michałowi Kołodziejczakowi i jego AgroUnii.
– Czas wyborów to moment, w którym niektórzy politycy, niektórzy przywódcy radykalnych organizacji mogą wykorzystać sytuację, na przykład do zablokowania dróg lub zablokowania terminali. Zatem zdecydowanie musimy zmniejszyć, powiedzmy, liczbę czynników, które mogłyby im pomóc – dodał rozmówca Politico.