Orgia na parafii. Wyciekła rozmowa z operatorem numeru alarmowego. "On teraz umrze"

Dominika Stanisławska
30 września 2023, 15:23 • 1 minuta czytania
Nadal głośno jest po seks-skandalu na parafii NMP Anielskiej w Dąbrowie Górniczej, która miała miejsce miesiąc temu. Teraz "Fakt" dotarł do nagrań z operatorem numeru alarmowego. Telefon wykonano ok. godziny 1:00, a osoba, która dzwoniła po pomoc, została wyrzucona z mieszkania.
Nadal głośno jest po seks-skandalu na parafii NMP Anielskiej w Dąbrowie Górniczej, która miała miejsce miesiąc temu. Fot. East News/ AGENCJA SE

Do seks-skandalu doszło z 30 na 31 sierpnia w kościele Najświętszej Maryi Panny Anielskiej w Dąbrowie Górniczej, a dokładnie w mieszkaniu ks. Tomasza Z. Teraz dziennikarze "Faktu" dotarli do rozmowy między księdzem wzywającym pomoc a operatorem numeru 112.


Wynika z niego, że osoba wzywająca pomoc została wyrzucona z mieszkania, a potem nie mogła się do niego dostać, aby pomóc męskiej prostytutce.

"On teraz umrze, on ma 27 lat..."

– O 1:00 w nocy było wezwanie do osoby nieprzytomnej, będącej pod wpływem substancji psychotropowych. Zgłaszający, jak twierdził, został wyrzucony z mieszkania i nie ma możliwości wejścia do niego, by udzielić pomocy tej osobie – przekazał informator w komentarzu.

Ksiądz, który dzwonił po pomoc, był bardzo roztrzęsiony. Nie wiadomo, czy on też zażywał substancje psychoaktywne.

– Dobry wieczór, (...) jestem na Królowej Jadwigi 15. Tam jest chłopak, który leży na łóżku. (...) Niech pan mnie wysłucha, to był taki, no, rozbierany... no gej party... Wie pan, o co chodzi, jest pan człowiekiem... – powiedział zgłaszający.

Z dalszej rozmowy wynikało, że zgłaszający potwierdził, iż nieprzytomny mężczyzna "się naćpał". – Oni mi powiedzieli, że nie wolno jego ruszyć! Ja im mówię, sprawdźcie, ja mu głowę unosiłem, a jemu piana szła z ust. On teraz umrze, on ma 27 lat – kontynuował.

Potem w rozmowie mężczyzna powiedział, że reszta imprezowiczów wyrzuciła go z mieszkania, ale "jak wychodził, jeszcze mu głowę wziął do góry, żeby to nosem szło".

Ze zgłoszenia można wywnioskować, że uczestnicy brali GHB, czyli pigułkę gwałtu oraz "pewnego rodzaju krople". – Piliśmy normalnie. A kolega się majgnął. Zaczęło się coś robić i kazali mi wyjść, jak koledze pomagałem na łóżku. Położyłem go w pozycji bezpiecznej – powiedział zgłaszający.

Dodał też, że gdy opuszczał mieszkanie, puls nieprzytomnego imprezowicza był ledwo wyczuwalny. – On umrze, on już nie oddycha! Przyjedźcie po niego, on umrze, ja chcę mu pomóc, przyjedźcie żesz! – mówił.

Oświadczenie ks. Tomasza: "Ewidentne uderzenie w Kościół"

Po tym, jak ratownikom udało się wejść do środka w asyście policji, nieprzytomny mężczyzna został zabrany do szpitala, ale następnego dnia wypisał się na własne żądanie.

W związku ze skandalem 12 września proboszcz NMP Anielskiej zawiesił Tomasza Z. w obowiązkach. Zdenerwowany Tomasz Z. napisał oświadczenie do "Gazety Wyborczej", w którym podkreślił, że "odbiera to jako ewidentne uderzenie w Kościół, a w tym w duchowieństwo i wiernych, by poniżyć jego pozycję, zadania i misję. Myślę, że gdyby cokolwiek podobnego wydarzyło się osobie mało znanej, o innej profesji, nie medialnej, nie duchownej, to nie byłoby w ogóle sprawy".

Prokuratura Rejonowa w Dąbrowie Górniczej prowadzi śledztwo w sprawie nieudzielenia pomocy osobie będącej w stanie zagrożenia życia.