Tak potraktowali wykładowczynię UW w czasie miesięcznicy smoleńskiej. "Państwo policyjne"

Łukasz Grzegorczyk
11 października 2023, 07:25 • 1 minuta czytania
Nie milkną echa po ostatniej miesięcznicy smoleńskiej, która miała wyjątkowo burzliwy przebieg. Głos zabrała dr Hanna Machińska, wykładowczyni Uniwersytetu Warszawskiego, która podzieliła się swoją przykrą relacją z tego dnia. Wspomniała o "państwie policyjnym".
Dr Hanna Machińska była eskortowana przez policję w dniu miesięcznicy smoleńskiej. Fot. Wojciech Olkusnik/East News

"Dzisiejszy ranny obraz Krakowskiego Przedmieścia pokazuje, czym jest państwo policyjne – zaczęła swój wpis w mediach społecznościowych dr Hanna Machińska.


W dalszej części ujawniła, co spotkało ją 10 października w Warszawie. "Zostałam zatrzymana przez Policję, która zażądała podania celu i miejsca, w którym się udaję. Odmówiłam. Eskortowano mnie do UW, mimo protestu" – poinformowała.

Przyzwyczailiśmy się już, że miesięcznice smoleńskie zwykle kończą się różnymi incydentami. Ta ostatnia była jednak wyjątkowa, ponieważ bohaterem jednego z głośnych zdarzeń był sam prezes PiS.

Kaczyński zniszczył wieniec

Jarosław Kaczyński tradycyjnie stawił się 10. dnia miesiąca pod pomnikiem smoleńskim, by uczcić pamięć swojego brata. Na placu Piłsudskiego protestował m.in. Maciej Bajkowski, który razem z grupą tzw. opozycji ulicznej złożył pod pomnikiem wieniec z szokującą tabliczką.

Lider partii rządzącej nie wytrzymał, gdy zobaczył napis "pamięci ofiar Lecha Kaczyńskiego". Na jednym z nagrań opublikowanych przez grupę "Tu Obywatele" widzimy, że Kaczyński własnoręcznie uszkodził wieniec i tabliczkę.

Na drugim nagraniu wysłanym redakcji naTemat widzimy, że doszło do dyskusji między Kaczyńskim a Bajkowskim. Działacz opozycji ulicznej został odgrodzony od prezesa kordonem policji. Prezes kazał mu przestać nagrywać, bo "jest funkcjonariuszem publicznym".

Widać także moment, na którym polityk wykonał gest ręką, w wyniku czego Bajkowski stracił kontrolę nad telefonem. Dalej nie widać, co dokładnie się dzieje.

– Kaczyński zaczął się rzucać, że jest funkcjonariuszem publicznym. Próbował wyrwać mi telefon z ręki. Nie wiem, czy to widać na nagraniu, bo broniłem telefonu przed zabraniem – mówił dla naTemat Bajkowski, który swoją wersję wydarzeń przedstawił w rozmowie z Adamem Byśkiem.