Cały świat zachwycał się jego piosenkami. M. Gaye bał się, że zabiją go fani, zamordował go ojciec

Anna Dryjańska
• 1 minuta czytania
Nie pomogła armia ochroniarzy. Nie pomógł drogi system monitoringu. Na nic nie zdało się noszenie kamizelki kuloodpornej przed koncertami. Uwielbiany przez miliony piosenkarz Marvin Gaye zginął tak, jak przewidywał – od kul. Nie wiedział jednak, że mordercą będzie jego własny ojciec.
Amerykański piosenkarz Marvin Gaye. Zdjęcie z sesji z 1983 roku. East News / Courtesy Everett Collection

Każdy zna największe hity Marvina Gaye'a nawet jeśli nie kojarzy jego nazwiska. Piosenki takie jak "Sexual Healing", "What's Going On" czy "I Heard It Through The Grapevine" do dziś zachwycają publiczność na całym świecie.


Czterooktawowy głos Gaye'a nadal płynie z bezprzewodowych słuchawek, zestawów stereo i gramofonów niemal czterdzieści lat po jego szokującej śmierci. Marvin Gay zginął 1 kwietnia 1984 roku, na dzień przed swoimi 45. urodzinami. Na początku fani i przyjaciele wzięli doniesienia o jego zabójstwie za makabryczny żart na Prima Aprilis. Niestety tragiczna wiadomość okazała się prawdziwa.

Dalsza część tekstu pod playlistą.

Ojciec Marvina Gaye'a przez wiele lat stosował przemoc w rodzinie

Wielbiciele twórczości Marvina Gaye'a nie mogli uwierzyć nie tylko w jego nagłe odejście, ale i w to, że zabił go własny ojciec. Ojciec, który na dodatek był chrześcijańskim duchownym głoszącym surowe zasady moralne. Dopiero potem dowiedzieli się, że ojciec muzyka miał jednocześnie miał poważny problem z nadużywaniem alkoholu. Był też znany w sąsiedztwie z cross-dressingu (noszenia garderoby kojarzonej z inną płcią).

W czasie procesu sądowego wyszły na jaw fakty, które naświetliły przerażającą historię długoletniej przemocy w rodzinie, jaką Marvin Gay senior stosował wobec swoich dzieci. Miały mu recytować fragmenty Biblii na komendę, a jeśli się myliły, spotykała je kara. Kapłan szczególnie upodobał sobie znęcanie się nad drugim pod względem starszeństwa Marvinem.

– Czy kochał pan swojego syna? – zapytano ojca Gaye'a podczas przesłuchania. Ten, ku zdumieniu policjantów, miał odpowiedzieć: – Powiedzmy, że nie było tak, że go nie lubiłem.

Słowa innych świadków wskazywały jednak na coś innego. Alberta, matka Marvina Gaye'a (piosenkarz dodał literę "e" do swojego nazwiska w dorosłości, gdy zaczął karierę muzyczną) wspominała, że jej mąż nie znosił Marvina jeszcze zanim ten przyszedł na świat (w 1939 roku w Waszyngtonie). Od początku okazywał mu, że jest dzieckiem niechcianym, nieadekwatnym i niespełniającym oczekiwań. Z biciem pasem ojciec poczekał do momentu, gdy Marvin miał kilka lat.

Jak wspominał w dorosłości piosenkarz, przemoc ze strony ojca była brutalna i nieprzewidywalna. – To tak, jakbyś mieszkała z królem: bardzo osobliwym, kapryśnym, okrutnym i wszechmogącym – opisywał zachowanie rodzica w jednym z wywiadów.

Marvin Gay: Gdyby nie mama...

Jedyną płaszczyzną, na której ojciec potrafił w miarę porozumieć się z synem, była muzyka. Rodzice wcześnie zauważyli, że mały Marvin ma niezwykłe zdolności wokalne. Ojciec Gaye'a prowadził chór kościelny i właśnie tam jego potomek zaczął rozwijać swój talent.

To jednak nie znaczy, że bicie i przemoc psychiczna ojca się skończyły. Koszmar dzieci Gayów trwał. W tamtych czasach razy i wyzwiska były uważane za metodę wychowawczą. Rzecz jasna nie bolały przez to mniej, ale normalizacja przemocy wobec dzieci powodowała, że nikt nie reagował. W dzieciństwie Marvin był wyniszczony rozpaczą do tego stopnia, że rozważał odebranie sobie życia. Te skłonności zostały z nim na zawsze.

– Gdyby nie mama, która zawsze była obok, by mnie pocieszyć i pochwalić za moje śpiewanie, myślę, że mógłbym być jednym z tych dzieci, o których samobójstwach czytacie w gazetach – wspominał piosenkarz po latach.

Szansa na ucieczkę z domu rodzinnego nadarzyła się w 1956 roku, gdy Marvin miał 17 lat. Nastolatek rzucił szkołę i zaciągnął się do Sił Powietrznych Stanów Zjednoczonych, jednak szybko zorientował się, że mundur nie jest dla niego. Aby uzyskać zwolnienie ze służby, Marvin udawał, że ma zaburzenia psychiczne. W papierach wojskowi odnotowali, że "lotnik Gay nie potrafi utrzymać dyscypliny ani podporządkować się przełożonym".

Tymczasem młody Marvin nie próżnował. Razem z przyjacielem założył zespół The Marquees i zaczął tworzyć muzykę niereligijną (rzecz jasna jego ojciec tego nie pochwalał). Grupa na początku radziła sobie średnio – była jedną z wielu podobnych na rynku i nie cieszyła się popularnością. Niezrażony Gaye zaczął komponować muzykę.

Artyści doszli do wniosku, że potrzebne są zmiany. Zespół zmienił nazwę na Harvey and the New Moonglows i przeniósł się do Chicago. Tam grupie wiodło się lepiej, ale nadal trudno było mówić o rozpoznawalności. Tę Gaye zaczął zyskiwać w 1962 roku już po rozpadzie zespołu, jako artysta wytwórni muzycznej Motown. Jego piosenki lądowały już na listach przebojów, ale nadal nie osiągały szczytów.

Przełom

Duża popularność przyszła kilka lat później. Gaye występował zarówno solo, jak i w duetach: najpierw z Mary Wells, potem z Tammi Terrell. Z tą drugą połączyły Marvina nie tylko hity takie jak "Ain't No Mountain High Enough" czy "Ain't Nothing Like A Real Thing", ale i bliska relacja. Dlatego, gdy nagle okazało się, że piosenkarka ma złośliwego guza mózgu, Gaye się załamał.

Wielkim przełomem w karierze muzycznej Marvina Gaye'a był rok 1968 i zaśpiewana przez niego piosenka "I Heard It Through A Grapevine", opowiadająca o zawiedzionych uczuciach mężczyzny, który dowiedział się, że ukochana zamierza się z nim rozstać nie od niej samej, ale od innych ludzi. Utwór wylądował na pierwszym miejscu listy przebojów Hot 100 tygodnika muzycznego Billboard.

Ogromną popularność zdobył także jego hymn przeciwko przemocy policyjnej (był jej świadkiem podczas protestu antywojennego) zatytułowany "What's Going On". Marvin Gaye wypuścił piosenkę w 1971 roku mimo obaw szefa wytwórni muzycznej, którzy obawiał się, że piosenkarz nadmiernie angażuje się politycznie, czym może zrazić do siebie część słuchaczy o innych poglądach.

Gaye oświadczył, że jeśli utwór nie trafi do publiczności, to nie nagra nic nowego. Ultimatum zadziałało. Wytwórnia Motown nie tylko wypuściła "What's Going On", ale i już nie wtrącała się w album pod tym samym tytułem, nagrany potem przez artystę. Okazało się, że było warto. Płyta sprzedała się w rekordowym nakładzie miliona egzemplarzy. Z zarobionych pieniędzy "książę soul" kupił rodzicom dom w Los Angeles – ten sam, w którym potem zginął.

Błędne koło przemocy

Marvin Gaye zdobył status niekwestionowanej gwiazdy nie tylko w USA, ale i za granicą. Jego życie osobiste układało się znacznie mniej szczęśliwie. W ciągu czterech lat piosenkarz, który uzależnił się od narkotyków, zaliczył dwa rozwody. Mechanizm był taki sam – najpierw zmysłowy magnetyzm, fascynacja, niesamowity seks, potem zazdrość, przemoc, wybuchy złości i groźby.

Druga żona Gaye'a Jan opowiadała, że gdy urodziła ich dziecko, piosenkarz narzekał na jej (znacznie młodsze niż jego) 22-letnie ciało naznaczone rozstępami, które już go nie ekscytuje. Gdy podczas jednej z awantur muzyk przyłożył jej nóż do gardła, kobieta uciekła z ich dziećmi.

Gay, jak później wspominało jego rodzeństwo, przez większość życia był nieszczęśliwy, mimo wszystkich osiągnięć, nagród i uwielbienia milionów fanów, którzy zachwycali się jego twórczością. Artysta z czasem coraz częściej traktował muzykę jako żmudny obowiązek, którego wykonywanie pozwala opłacać rachunki.

Marvin Gay w Belgii: Sexual Healing

Na początku lat 80. Marvin Gaye za radą przyjaciela przeniósł się do Belgii. Tam odstawił środki odurzające i zaczął brać się w garść. Zmiana otoczenia była motywowana nie tylko próbą osiągnięcia trzeźwości. Imprezowe życie Gaye'a spowodowało, że muzyk mimo świetnych zarobków wpadł w poważne problemy finansowe. Głównym ich źródłem była ogromna kwota zaległych podatków, za które ścigała go amerykańska skarbówka (równowartość dzisiejszych 16 milionów dolarów).

To właśnie w belgijskim Ostend Marvin Gaye nagrał swój kolejny wielki hit – "Sexual Healing". Wydana w 1982 roku zmysłowa piosenka z albumu zatytułowanego "Midnight Love" tygodniami okupowała szczyty najważniejszych list przebojów, a oprócz pieniędzy przyniosła muzykowi także dwie nagrody Grammy.

Okazało się jednak, że sukces miał swoją cenę. Gdy w 1983 roku Marvin Gaye ruszył w trasę koncertową "Sexual Healing", znowu osunął się w uzależnienie. Jak wspominali inni muzycy, Gaye nie lubił życia w trasie, które było dla niego źródłem dużego stresu. Napięcie zaczął redukować znanym sobie sposobem – narkotykami. Muzyk wpadł w spiralę zaburzeń psychicznych.

Gaye był przekonany, że ktoś planuje zamach na jego życie, dlatego zaczął chodzić w kamizelce kuloodpornej. Zatrudnił ochroniarzy, którzy towarzyszyli mu w miejscach publicznych. Zdumionym dziennikarkom i dziennikarzom, którzy zadali mu kilka pytań przed jednym z występów oświadczył, że ktoś go podtruwa, dosypując szkodliwe substancje do jedzenia.

Śmierć Marvina Gaye'a

Gdy trasa koncertowa się skończyła, Marvin Gaye wprowadził się do domu w Los Angeles, który kupił swoim rodzicom. Nie był w dobrej formie, a poza tym chciał opiekować się matką, która podupadła na zdrowiu. To oznaczało, że znalazł się pod jednym dachem ze swoim ojcem. A Marvin Gay senior, choć z powodu wieku był już słabszy fizycznie, nadal szybko wpadał w agresję.

Następne miesiące u Gayów upłynęły wśród krzyków i pretensji. Atmosfera była tak toksyczna, że z domu wyprowadziły się siostry Marvina, które nie mogły znieść ciągłych awantur między ojcem i synem. Gaye nadal brał narkotyki. Na święta muzyk, nadal przekonany, że ktoś dybie na jego życie, sprezentował ojcu rewolwer kaliber 38. Na wszelki wypadek, by obronić się przed intruzem.

Cztery miesiące później broń wypaliła. Spust nacisnął ojciec Marvina, awanturujący się od wielu godzin tym razem z powodu zaginionego dokumentu ubezpieczeniowego. Swoje pretensje kierował pod adresem schorowanej żony. Gdy zaczął na nią krzyczeć w sypialni Gaye'a, ten stanął w obronie matki. Wypchnął go z pokoju, okładając i kopiąc. Muzyk wrócił do sypialni, a ojciec poszedł do swojej, by po chwili przyjść z rewolwerem w ręku. Wycelował broń w syna i bez słowa oddał dwa strzały. A wszystko to na oczach swojej żony, matki Marvina.

Kula przebiła klatkę piersiową muzyka, przeszyła serce, przedziurawiła prawe płuco, przeponę, wątrobę, żołądek i lewą nerkę, by zatrzymać się w boku. Jak stwierdzili patolodzy przeprowadzający autopsję, to ten pocisk okazał się śmiertelny. Inny strzał – są różne opinie, w jakiej kolejności zostały oddane – spowodował niegroźne obrażenia: przebił na wylot lewe ramię.

Gdy Marvin Gay wykrwawiał się w swojej sypialni, czekając na przyjazd karetki, do domu wpadł jego mieszkający w pobliżu brat. Frankie wziął Marvina w ramiona. Ten, według jego relacji, wydawał się być pogodzony z losem. – Dostałem, czego chciałem... Nie mogłem tego zrobić, więc zmusiłem go, żeby to zrobił... jest dobrze, już się nażyłem, nie mam już siły – miał wyszeptać Marvin Gaye w ostatnich chwilach życia.

Siostra muzyka, Jeanne, ujawniła potem, że na cztery dni przed zabójstwem Marvin próbował odebrać sobie życie – nie po raz pierwszy zresztą – wyskakując z jadącego samochodu. Śmierć brata z rąk ojca określiła jako "samobójstwo z premedytacją". Jej zdaniem dzięki temu, że zginął z ręki ojca, Marvin osiągnął trzy cele: przestał cierpieć, uwolnił matkę od przemocowego męża i ukarał swojego ojca. – Mój brat dobrze wiedział, co robi – oceniła Jeanne.

Matka Marvina po śmierci syna wystąpiła o rozwód. Jego ojciec został skazany na sześć lat więzienia w zawieszeniu i pięć lat probacji.

źródła: Independent, New York Post, New York Times, Wikipedia