To jedna z najzdolniejszych polskich skrzypaczek. Zajmuje się muzyką i... walką o przetrwanie

Paweł Mączewski
13 listopada 2023, 10:34 • 1 minuta czytania
– Urodziłam się w domu, w którym muzyka była tak samo obecna, jak woda i prąd. Mama jest wspaniałą wiolonczelistką, koncertmistrzynią Filharmonii Bałtyckiej, tata wyjątkowym, nadzwyczajnie zorientowanym w muzyce klasycznej melomanem – wspomina Maria Sławek, polska skrzypaczka i badaczka. Jednak jej kariera nie jest usłana różami. W rozmowie z naTemat ona sama oraz osoby z jej środowiska opowiadają o wyzwaniach, które stoją przed polskimi muzykami.
Archiwum prywatne artystki, na zdjęciu Maria Sławek. Fot. Anita Wąsik-Płocińska

– Nie wiem, czy mierzyłam z metr wzrostu i ten pierwszy instrument był 1/16 rozmiaru "dorosłego" instrumentu – wspomina w rozmowie z nami Maria Sławek. Artystka przyszła na świat 24 lutego 1988 roku w Gdańsku. W wieku czterech lat rozpoczęła naukę gry na skrzypcach. Teraz nie pamięta już ich dokładnego modelu, ale podejrzewa, że była to zapewne jakaś radziecka sklejka. Właściwie wychowywała się za kulisami Filharmonii. Wtedy jednak wydawało jej się to czymś naturalnym. Tak samo, jak przekonanie, że każdy człowiek gra na jakimś instrumencie.


Może gdyby tak było, sytuacja muzyków w Polsce byłaby nieco prostsza...

Jej historia pokazuje bowiem, że wraz z chęcią zostania muzykiem w Polsce warto nauczyć się też pisania grantów, wnioski ministerialne oraz wiedzieć, jakie mogą być koszty organizacji koncertu i jak podzielić te koszty.

Chcesz grać na skrzypcach? Noś ciężary!

Maria Sławek tłumaczy, że obecnie spędzanie ogromnej ilości czasu przed komputerem jest dla muzyka czymś tak naturalnym, jak wielogodzinna gra na instrumencie. Często jednak tylko samo tworzenie koncepcji artystycznej dla danego wydarzenia jest tym najmilszym momentem takiej pracy. No i warto jeszcze wspomnieć o jednej ważnej rzeczy.

Możliwe, że oprócz pięknej gry np. na skrzypcach, wcześniej trzeba będzie jeszcze nanosić się krzeseł na swój koncert.

W dzień mojej telefonicznej rozmowy z Marią ona sama śmieje się, że właśnie to ją czeka jeszcze przed wieczorem – koncert, ale wcześniej wnoszenie krzeseł na czwarte piętro dla gości, którzy zechcą przyjść.

Co, myśleliście, że tylko punki na squatach sami sobie organizują imprezy?

– To nie tak, że artysta powinien żyć tylko sztuką, ale można odnieść wrażenie, że proporcje zostały zachwiane – zauważa Sławek.

Walka o pieniądze

Taka sytuacja nie jest niestety niczym nowym – najwyraźniej marnowanie wielu muzycznych talentów z Polski jest naszą narodową tradycją. Problemem jest ciągła walka o dalsze działanie, czyli o pieniądze.

– To dotyczy nie tylko pojedynczych artystów czy działających w NGO-sach. Także duże instytucje są uzależnione od grantów, głównie ministerialnych. To zresztą pokazuje sezon koncertowy w Polsce, zasadniczo zawsze jest mnóstwo "wszystkiego" od lata od grudnia – zauważa Sławek.

Jesień jest pod tym względem najbardziej obfita z prostego powodu: wnioski są pisane w listopadzie rok wcześniej i potem czeka się na ich wyniki. Podobno w ostatnich latach trwało to wręcz kuriozalnie długo – dostawało się je w kwietniu lub w maju.

Dlatego pierwszy kwartał jest kompletnie zablokowany. Trudno jest też cokolwiek planować z kilkuletnim wyprzedzeniem, kiedy nie wiadomo, czy w ogóle dostanie się pieniądze. Wszystko zależy od atrakcyjności projektu – a ich tematyka (niestety) bywa uwarunkowana politycznie. Jak chociażby w ostatnich latach. Projekty patriotyczne (w tym prawicowym ujęciu), projekty związane z Kościołem czy głównie polską muzyką też są oczywiście bardzo ważne i nie powinny być pomijane. Powstaje jednak pytanie, czy to okej, jeżeli dofinansowanie dostają tylko np. koncerty papieskie, czy może wszyscy zasługujemy na nieco bardziej zróżnicowaną ofertę?

Nie oszukujmy się – polska kultura była upolityczniania przez ostatnie lata i nie widzą tego chyba tylko te osoby, które polską kulturą się nie interesowały.

Maria jednak niezmiennie kocha to, co robi. Chce robić to dalej. Dlatego jej działania mają też wpływ na środowisko muzyczne.

– To współczesny obraz artysty renesansu – mówi mi o działalności Marii jej wieloletni kolega, Marcin Zdunik, wiolonczelista.

Razem z Marią wspólnie nagrali płytę "Rejoice" w 2019 roku. Pech chciał, że wyszła akurat na chwilę przed wprowadzeniem pandemicznych zakazów na występy.

Maria i Marcin znają się od czasów, gdy byli nastolatkami. Poznali się na warsztatach muzycznych w Salzburgu. To wtedy w ich głowach narodził się pomysł występów, do których będą zapraszani obiecujący instrumentaliści młodego pokolenia. Wspólnie organizowali takie koncerty, więc Marcin miał okazję z bliska przyjrzeć się pracy Marii.

– Maria wchodzi z dużym sukcesem we współprace kameralne z bardzo różnymi ludźmi. Do takiej działalności potrzeba niezwykłego wyczucia emocjonalnego i umiejętności mediacji – zauważa Zdunik. – Jej wpływ na środowisko muzyczne jest niezwykle stymulujący – dodaje.

Polak jest tańszy?

Maria ma na swoim koncie występy w wielu miastach Polski, a także w Niemczech, Izraelu, we Włoszech, Francji, Wielkiej Brytanii, Brazylii, Belgii, w Ukrainie i w USA.

Dzięki temu dostrzega różnicę w traktowaniu muzyków w innych krajach, a jak traktuje się ich w Polsce. Niemcy są szczególnym podobno przypadkiem, gdzie umiłowanie muzyki jest dość widoczne. Muzyk orkiestrowy zarabia tam bardzo dobrze, jest wspierany przez państwo, ale także przez fundacje dysponującymi instrumentami.

– Wybitni muzycy w Polsce nieraz nie mają wysokiej klasy instrumentów, gdy duża część naszych kolegów i koleżanek zza granicy gra na doskonałych instrumentach, które są wypożyczane przez fundacje państwowe albo prywatne. W Polsce o czymś takim na razie możemy zapomnieć i to nas mocno trzyma z tyłu – mówi Maria i zauważa jeszcze jedną, dość niepokojącą rzecz.

– Jeżeli do Polski przyjeżdża zagraniczny muzyk, to za swój występ zarobi 3-4 razy więcej, niż polski muzyk, który zagra dokładnie to samo, a czasem nawet lepiej – kwituje.

Za mało godzin w dobie

Oprócz samych koncertów Maria angażuje się też mocno w życie naukowe. Prowadzi swoją klasę skrzypiec w Akademii Muzycznej im. Krzysztofa Pendereckiego w Krakowie. Wykładała też na Uniwersytecie Muzycznym Fryderyka Chopina w Warszawie. To jednak nie wszystko.

– Maria Sławek jest też fantastycznym rozmówcą i ekspertem w mojej audycji – mówi Przemysław Psikuta, który od kilkunastu lat prowadzi "Dużą czarną" w Dwójce Polskiego Radia, podczas której puszczana muzyka pochodzi wyłącznie z płyt winylowych.

Sławek już kilkukrotnie była gościnią w programie, ale prowadzący przyznaje, że w najbliższych latach chciałby ją dalej zapraszać.

Marysia kapitalnie mówi o starych nagraniach, które prezentujemy, a warto pamiętać, że niektóre z nich mają prawie sto lat – dodaje Psikuta.

W tym wszystkim Maria nie pamięta jednak dnia, w którym nie grałaby na skrzypcach.

W tych "normalnych" (czyli jak rozumiem: spokojniejszych) momentach stara się grać około 3-4 godziny dziennie. Zdarzają się jednak też nieco intensywniejsze tygodnie – kumulacja ćwiczeń, prób, uczenia i koncertów. Wówczas może to być nawet i 60 godzin tygodniowo, chociaż sama tak naprawdę do końca tego nie wie.

Nie liczy tego czasu z zegarkiem w ręku. To zresztą i tak pewnie niemożliwe, gdy człowiek zatraca się w muzyce.

Zapewne ciężko byłoby też podliczyć wszystkie jej występy. Na pytanie, który z koncertów był dla niej tym najważniejszym, odpowiada, że każdy następny, który jest jeszcze przed nią – niezależnie, czy będzie to Filharmonia Narodowa, czy Dom Kultury.

Rok po ukończeniu Akademii Muzycznej ukazała się jej debiutancka płyta w duecie z z pianistą Piotrem Różańskim. Były to sonaty R. Schumanna oraz S. Prokofiewa, natomiast w 2015 roku ukazał się kolejny album artystów, na którym znalazły się dzieła na skrzypce i fortepian Mieczysława Wajnberga.

Ten kompozytor i pianista jest dla niej szczególnie ważny.

Mieszanka pięknych melodii i cierpienia

– Maria Sławek jest osobą niezwykle twórczą i wnikliwą w interpretacji dzieł kultury. Jej praca przez to jest bardziej odkrywcza i badawcza. Z ogromnym sukcesem zaraża swoją miłością do muzyki Mieczysława Wajnberga kolejne osoby w Polsce – zauważa Zdunik.

Maria jest też współzałożycielką i prezeską Instytutu Mieczysława Wajnberga.

Mieczysław Wajnberg urodził się na ul. Żelaznej 66 w Warszawie w 1919 roku w żydowskiej rodzinie artystów związanych z teatrem i muzyką. Od małego towarzyszył ojcu, który był muzykiem w jego próbach artystycznych.

Jak wspomina Maria Sławek – Wajnberg był nadzwyczajnie zdolnym chłopakiem, który z czasem zaczął krążyć pomiędzy dwoma, a może nawet trzema światami. Wszystkie scalała muzyka.

Dorabiał grając na fortepianie w żydowskich teatrach i podczas ślubów czy bar micwy. Potem pędził do Konserwatorium Warszawskiego na Okólniku do profesora Józefa Turczyńskiego, gdzie grał utwory Chopina i Rachmaninowa (zapowiadał się na jednego z najwybitniejszych pianistów swojego pokolenia), a potem do "Adrii" albo "Oazy". Tam dorabiał grając muzykę jazzową, zresztą w całkiem doborowym towarzystwie. Jedną z gwiazd, z którymi stale współpracował, była Loda Halama.Maria Sławek o Mieczysławie WajnberguSkrzypaczka

Taki tryb życia skończył się jednak wraz z wybuchem wojny. W 1939 roku, gdy nazistowskie Niemcy napadły na Polskę, Wajnberg musiał uciekać z kraju. W trakcie swojej tułaczki wylądował najpierw w Mińsku, później w Taszkiencie, a na końcu – dzięki pomocy swojego późniejszego mentora i przyjaciela Dymitra Szostakowicza – osiadł w Moskwie, gdzie został do końca swoich dni.

– Zamordowanie teścia przez KGB, pobyt na Łubiance, nagonka antysemicka. To wszystko słychać w jego muzyce – mówi Maria Sławek. – Dlatego w jego kompozycjach słychać mieszankę pięknych melodii, żydowskiego idiomu, bólu, nostalgii, cierpienia i buntu.

Artystka uspokaja, że na początku taki emocjonalny koktajl może wydawać trudny do zrozumienia, ale z jej doświadczenia wynika, że "ludzie wsiąkają w utwory Wajnberga, odczuwają rodzaj ogromnego wzruszenia, nie mogą się od tego już potem uwolnić".

Jej zdaniem ta muzyka ma ogromną siłę – dlatego też w 2021 roku razem z Anią Karpowicz założyła Instytut Mieczysława Wajnberga.

To też pokrywa się z jej wielką pasją – zajmowaniem się historią muzyki żydowskiej, historią Zagłady Żydów, muzycznymi formami jej upamiętnienia w drugiej połowie XX wieku.

Swoją wiedzą dzieli się w publikacjach w różnych czasopismach i książkach naukowych, ale także np. w "Beethoven Magazine" czy "Ruchu Muzycznym" – jednym z najstarszych polskich czasopism muzycznych (jego początki datuje się na 1857 rok).

Miłość na wyboistej drodze

Wszystkie te osiągnięcia i sukcesy niezmiennie idą w parze za rękę ze wspomnianymi wcześniej problemami – niedofinansowaniem pewnych szczebli działalności kulturalnej w Polsce, przy jednoczesnym jej upolitycznianiu.

– Chciałabym móc tworzyć, wymyślać, nagrywać i grać bez martwienia się o pozyskanie funduszy. To jest największa bolączka naszego środowiska. Na nic nie ma pieniędzy, wciąż jeszcze bardzo trudno jest pozyskać sponsorów, dla których wspieranie inicjatyw kulturalnych byłoby nobilitacją – przyznaje Maria Sławek.

Moja droga jest trochę wyboista, ale chyba po prostu nie umiałabym poruszać się po innej. W gruncie rzeczy lubię te wertepy – Maria Sławek przyznaje.