Tak wyglądały poszukiwania Grzegorza Borysa. Funkcjonariusz zdradza kulisy
– Las był dobrze i szczelnie zabezpieczony, jednak zwłaszcza w pierwszych dniach ktoś mógł się na jego terenie znaleźć – powiedziała Onetowi osoba, która była blisko akcji poszukiwawczej Grzegorza Borysa. Serwis nie podaje jego funkcji i jednostki.
Nowe kulisy akcji poszukiwawczej Grzegorza Borysa
Portal dowiedział się też od niego, że "w trakcie poszukiwań w lasach ujawniano różne skrytki i szałasy, ale nie należały one do Borysa". – Takie rzeczy znajdują się we wszystkich lasach. Nie miały związku ze sprawą i tylko niepotrzebnie podgrzewały atmosferę. I wprowadzały zamieszanie – usłyszał Onet od swojego rozmówcy.
Osoba, z którą rozmawiał Onet, szczególnie zapamiętała ostatnie dni obławy. – To były działania prowadzone na ogromną skalę i bardzo moim zdaniem profesjonalnie prowadzone i koordynowane. Znalezienie Borysa było kwestią czasu. I to nawet jeśli by żył i nie byłoby go w Trójmieście. Nie miałby szans uciec – przekazał ten rozmówca.
Przypomnijmy: we wtorek poznaliśmy oficjalną przyczynę śmierci tego poszukiwanego od kilkunastu dni żołnierza Komendy Portu Wojennego w Gdyni.
– Bezpośrednią przyczyną śmierci Grzegorza Borysa było utonięcie – przekazała prokurator Grażyna Wawryniuk z Prokuratury Okręgowej w Gdańsku. Jak dodała, "na skroniach ujawnione zostały dwie rany od postrzału z broni pneumatycznej, prawdopodobnie na sprężony gaz, niemające związku ze śmiercią".
Ponadto z informacji przekazanych przez prokuratorkę wynika, że "w trakcie sekcji na przedramionach, udach i szyi natrafiono na płytkie i powierzchowne rany cięte". W ocenie śledczych są to rany "charakterystyczne dla osób podejmujących próby samobójcze".
Eksperci mają wątpliwości ws. tego, co przekazała prokuratura
Były negocjator policyjny, publicysta oraz nauczyciel akademicki Dariusz Loranty w rozmowie z "Faktem" skomentował wersję, iż Grzegorz Borys zastrzelił się w wodzie.
– Nie bardzo chce mi się w to wierzyć. Owszem, zdarzają się takie cuda, że desperat mógł się zastrzelić przy wodzie, bo zastanawiał się nad wyborem śmierci. Być może zabił się w tym miejscu, bo tutaj dopadł go największy kryzys. Ale nie wierzę w ten plan – tłumaczył gazecie.
Pierwszy wątpliwości podniósł w rozmowie z naTemat.pl dr Paweł Moczydłowski, profesor Krakowskiej Akademii Andrzeja F. Modrzewskiego, socjolog, kryminolog i szef więziennictwa w latach 1990-94. Ekspert mówił nam, że"nie jest w stanie wyobrazić sobie" sekwencji wydarzeń, która może wynikać z przedstawionych informacji. – Tragikomiczna i absurdalna jest dla mnie desperacja, z jaką miał dążyć do samobójstwa. Gdyby chciał, zrobiłby to wcześniej, a nie ganiając po lasach, gubiąc wybiórczo przedmioty, komórkę czy plecak. Rzucano granatami hukowymi, by wypłoszyć go z jam? To brzmi absurdalnie – ocenił. Więcej o jego spostrzeżeniach w tej sprawie jest artykule pod tym linkiem.