Kłeczek chciał zabłysnąć komentarzem. Tak próbował zakpić w TVP z umowy koalicyjnej
Umowa koalicyjna była pierwszą kwestią omawianą w programie "Woronicza 17". Prowadzący Miłosz Kłeczek na wstępie zaznaczył, że "szczegółowo przeanalizował tę umowę". – Konkretów programowych w zasadzie brak, ale pojawiły się pewne priorytety, jak na przykład likwidacja CBA czy przywrócenie emerytur esbeckich – zaczął.
Po chwili Kłeczek dodał, że to nie jest długa umowa, kilkanaście stron. – Przeczytałem dwukrotnie, bo szukałem konkretów. Po pierwszym przeczytaniu tej umowy zastanawiałem się, czy czegoś nie przeoczyłem, ale okazuje się, że nie – kontynuował pracownik TVP.
Kłeczek: Zdolny gimnazjalista skonstruowałby taką umowę
Po tych słowach Kłeczek zwrócił się do obecnego w studiu Marcina Kulaska, przedstawiciela Nowej Lewicy. – Panie pośle, nie ma pan wrażenia, że gdyby jeden czy drugi zdolny gimnazjalista usiadł przy biurku, to w kilka godzin skonstruowałby taką umowę, na którą my czekaliśmy kilkanaście dni? – dopytywał swojego gościa.
Kulasek krótko, ale konkretnie odniósł się do sugestii o braku konkretów. I wyjaśnił, czym tak naprawdę jest dokument, który można uznać za pierwszy krok dla przyszłego rządu nowej większości.
– To jest umowa, która łączy tak naprawdę funkcjonowanie czterech partii. Każda partia ma swój program, z tym programem szła do wyborów. Jest pewien wspólny mianownik, który pokazuje, że te partie są w stanie się dogadać i stworzyć wspólnie rząd – podkreślał.
Dalej wskazywał: "Można oceniać czy powinno być więcej zapisów, czy mniej. Jak rząd zostanie powołany, będziemy pewne rzeczy przedstawiać i uszczegóławiać".
Umowa koalicyjna podpisana
Przypomnijmy, że umowa koalicyjna została podpisana 10 listopada. W piątkowej konferencji wzięli udział: Donald Tusk, Szymon Hołownia, Władysław Kosiniak-Kamysz, Włodzimierz Czarzasty oraz Robert Biedroń. Panowie usiedli przy wspólnym stole i na oczach dziennikarzy dopełnili formalności.
Rzeczywiście, w umowie zabrakło nazwisk, czyli kandydatów na kluczowe stanowiska, ale liderzy od początku zaznaczali, że to nie był dobry moment na ujawnianie takich decyzji. Wspomniana umowa jest efektem "szerokiego kompromisu", o czym mówił Czarzasty. Zawarto w niej konkretny kierunek działania przyszłego rządu.
Już po piątkowej konferencji w rozmowie z dziennikarzami Tusk tłumaczył, że lista przyszłego rządu powinna być przedstawiona w Sejmie. – Potrzebne będą jedynie kosmetyczne konkrety. Gdybyśmy mogli dzisiaj przedstawić rząd, bylibyśmy gotowi – uciął. Przypomnijmy, że pierwsze posiedzenie Sejmu zaplanowano na 13 listopada.