O to lekarze muszą pytać rodzinę zmarłego. "To jakiś absurd"

Beata Pieniążek-Osińska
02 lutego 2024, 11:20 • 1 minuta czytania
Miał być postęp elektroniczny, a zamiast tego mamy powrót do papierowej biurokracji. Miało być łatwiej, a okazuje się, że jest jeszcze trudniej. Chodzi o karty zgonu, jakie wypełniają lekarze. Nowy druk budzi sprzeciw medyków, bo muszą wypełniać rubryki niezwiązane z przyczyną zgonu. Efekt? Lawina błędnie wypełnionych druków i rodziny zmarłych, które muszą wrócić do lekarza.
Nowe druki aktu zgonu budzą wiele pytań. Miało być łatwiej, ale chyba się nie udało. PIOTR GRZYBOWSKI/ East News

Miał być postęp elektroniczny, a zamiast tego mamy powrót do papierowej biurokracji. Miało być łatwiej, a okazuje się, że stało się znacznie trudniej.


Chodzi o karty zgonu, które miały być nowym standardem. Wprawdzie druk jest nowy, ale nie rozwiązał dotychczasowych bolączek, a przyniósł tylko nowe problemu.

Lekarze, którzy dotąd wypełniali jedynie sekcję medycznych przyczyn zgonu, teraz muszą zajmować się również dodatkowymi informacjami, które do tej pory należały do kompetencji urzędników Urzędu Stanu Cywilnego.

Eksperci z Federacji Porozumienie Zielonogórskie zauważają z ironią, że "tylko bogaty kraj, taki jak Polska, może wykorzystywać lekarzy do czynności administracyjnych".

Jednak problem nie tkwi jedynie w przemieszaniu obowiązków. Nowe przepisy, obowiązujące od stycznia 2024 roku, narzucają lekarzom wypełnienie karty zgonu, również w części, która do tej pory była zadaniem urzędników USC.

Co gorsze, dane, które muszą być wpisane, nie mają związku ani z przyczyną zgonu, ani ze stanem zdrowia zmarłego.

O to muszą pytać rodzinę zmarłego. "To jakiś absurd"

Joanna Szeląg, ekspertka Federacji Porozumienie Zielonogórskie, podkreśla absurdalność nowych zasad.

– Musimy wypytywać rodzinę w żałobie m.in. o wykształcenie zmarłego, stan cywilny, nazwisko rodowe, imiona rodziców, czas pobytu na terenie RP. Rodzina często nie zna wszystkich szczegółów. To jakiś absurd – ocenia Joanna Szeląg.

Dodatkowym problemem jest fakt, że lekarze nie są przygotowani do pełnienia roli służb administracyjnych.

Małgorzata Stokowska-Wojda, specjalista medycyny rodzinnej z Porozumienia Zielonogórskiego, podkreśla, że to nie jest rola lekarza.

– Mamy zajmować się statystyką? Wpisujemy informacje niezwiązane ze zgonem. Kompletnie nie mamy jak ich zweryfikować. Musimy polegać na tym, co sobie przypomni rodzina zmarłego – zauważa.

3/4 nowych druków z błędami

Skutki tego zamieszania są już zauważalne. Tylko w pierwszej połowie stycznia urzędnicy odesłali 75 proc. kart nieprawidłowo wypełnionych lub z brakami, co stanowi drastyczny wzrost w porównaniu z okresem poprzedzającym zmiany.

Odesłanie dokumentów oznacza konieczność powrotu rodziny zmarłego do lekarza, co jest uciążliwe zarówno dla lekarzy, jak i dla samej rodziny.

Dr Agata Sławin, lekarz rodzinny z województwa dolnośląskiego, zauważa, że medycy muszą zmagać się z dodatkowym obciążeniem, ponieważ wpisywane dane muszą być podwójnie zatwierdzone - raz dla zarejestrowania zgonu i raz dla administracji cmentarza.

To nie tylko strata czasu, ale także utrudnienie pracy lekarzy, którzy mogliby w tym czasie przyjąć innych pacjentów.

Ochrona danych a karty zgonu

Jednak problem nie kończy się na biurokratycznych utrudnieniach.

Joanna Szeląg, ekspertka Federacji Porozumienie Zielonogórskie, zauważa jeszcze jeden niepokojący aspekt nowych zasad.

– Wypełniamy kartę zgonu i taki dokument przekazujemy np. pracownikowi zakładu pogrzebowego. To dokument zawierający wiele informacji. Co stanie się, gdy ktoś zdąży to wykorzystać? – pyta ekspertka.

Takie rozwiązania stawiają pod znakiem zapytania sens wprowadzonych zmian i skutki, jakie mają dla osób związanych z procesem zgłaszania zgonów.

Eksperci z Federacji Porozumienie Zielonogórskie zaapelowali o rzetelne rozważenie nowych regulacji, zwracając uwagę na aspekty praktyczne oraz ochronę prywatności obywateli.