Polska lekarka uwolniona. Minister Spraw Zagranicznych przekazał, że jest już w domu
Porwana w Czadzie Polka wróciła do domu
"Uwolniona Polka już w domu. Dziękuję ministrowi M. Ch. Marguiemu za kierowanie akcją uwolnienia oraz żołnierzom i funkcjonariuszom sił zbrojnych i struktur bezpieczeństwa Czadu" – napisał minister obrony Władysław Kosiniak-Kamysz na platformie X (dawniej Twitter).
O godz. 6.15 na wojskowej części warszawskiego lotniska Chopina wylądował samolot, którym Polka wróciła z Czadu. Resort dyplomacji podziękował czadyjskim siłom bezpieczeństwa, które pracowały nad odbiciem Polki z rąk porywaczy. Wolontariuszkę uprowadzono ze szpitala Saint-Michel w miejscowości Dono Manga, położonej ponad 400 km od stolicy kraju Ndżameny.
Przypomnijmy, że w środę 14 lutego rzecznik MSZ Paweł Wroński informował, że po kobietę poleciał samolot Ministerstwa Obrony Narodowej. Mówił wówczas, że odbicie Polki było dynamiczne i doszło nawet do wymiany ognia. Podkreślił jednak, że nic się jej nie stało, dementując tym samym doniesienia medialne, jakoby Polka została lekko ranna.
– Nie doznała żadnych obrażeń, została przewieziona śmigłowcem. Pan minister gratulował już rodzinie – podkreślił. W czwartek 15 lutego rano minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski przekazał, że kobieta wróciła do domu.
Wroński odpowiedział również na pytanie, co stało się z mężczyznami odpowiedzialnymi za uprowadzenie kobiety.
– Porywacze porzucili samochód z powodu braku benzyny, uciekali pieszo, doszło do wymiany ognia, na szczęście w żaden sposób nie została poszkodowana pani doktor. Została przewieziona do bazy wojskowym helikopterem – mówił o przebiegu akcji rzecznik MSZ.
Jak przekazały lokalne media, w regionie, w którym przebywała Polka często dochodzi do porwań i uprowadzeń, a to miało charakter wyłudzenia okupu. Gubernator prowincji powiedział w rozmowie z agencją AFP, że do porwania doszło podczas nieobecności żołnierzy, którzy normalnie prowadzili straż w szpitalu. W placówce pojawiło się dwóch mężczyzn w asyście fałszywego policjanta.
Porywacze mieli jednak zapewniać zakładników – a więc Polkę i meksykańskiego lekarza, że nie chcą im zrobić krzywdy, a zależy im wyłącznie na pieniądzach.