Wiadomo, co było w dokumentach dot. zakupu Pegasusa. Podano dwa nazwiska, które tam widnieją
Dokumenty zakupu Pegasusa – dwa nazwiska
Marcin Bosacki stwierdził, że podpisy Zbigniewa Ziobry i Michała Wosia były dowodami na to, że politycy zgodzili się i wydali dyspozycję przelania 25 milionów złotych z kieszeni podatników – z Funduszu Sprawiedliwości, na zakup Pegasusa w 2017 roku. Takie informacje poseł KO przekazał "Faktom" TVN.
Przewodnicząca komisji śledczej do spraw Pegasusa poinformowała, że "zgłosi się nie tylko po komplet tych dokumentów, ale także o pełną listę inwigilowanych osób". Aktualnie ta nie została ujawniona, a Tomasz Siemoniak uznał, że "na to przyjdzie jeszcze czas". Koordynator służb na antenie TVN24 podkreślał, że nazwiska, które znajdują się na liście należą oczywiście do osób niewygodnych dla tej władzy.
Warto podkreślić, że po wybuchu afery podsłuchowej posłowie PiS-u zaprzeczali jakoby Polska zakupiła Pegasusa. Teraz zaprzeczają jedynie, że ten był wykorzystywany do podsłuchu niewygodnych dla ówczesnego rządu osób.
– To jest interes państwa, żeby służby korzystały z najlepszego możliwego sprzętu – powiedział "Faktom" Michał Wójcik z Suwerennej Polski. Inaczej sprawę Pegasusa skomentował Jan Krzysztof Ardanowski z PiS-u.
– Jeżeli to wszystko jest prawdą, to jest absolutny skandal. To musi być wyjaśnione, a wszyscy winni tego muszą ponieść bardzo surowe konsekwencje. To jest kwestia wiarygodności państwa – powiedział na antenie RMF FM były minister rolnictwa.
Pegasus – Tusk ma wiedzieć więcej, niż przekazał
Temat zakupu Pegasusa Donald Tusk poruszył dzień wcześniej (14 lutego) na Radzie Gabinetowej. Wtedy właśnie przekazał prezydentowi dokument wraz z listą "ofiar" tego oprogramowania.
Z kolei w środę Wirtualna Polska uzyskała nowe informacje w tej sprawie. Dziennikarz Patryk Michalski ustalił, że "odtajniona treść to zaledwie kilka technicznych zdań. Dalsza część dokumentu pozostaje tajna".
Dwa źródła powiedziały Michalskiemu, że Tusk "zapoznał się z tajną listą nazwisk osób, które były nielegalnie podsłuchiwane".
– Premier zna listę, bo ona rzeczywiście istnieje. Może być jeszcze uzupełniana, bo służby wciąż prowadzą audyt – stwierdził jeden z rozmówców dziennikarza WP. Druga z osób stwierdziła, że to "są informacje niejawne, więc szef nie ma ich na biurku, ale zapoznał się z nimi w odpowiednim trybie".