Nie tylko DiCaprio w "Zjawie" jest przehajpowany. Te dziewięć ról wcale nie zasługiwało na Oscara

Ola Gersz
02 marca 2024, 19:26 • 1 minuta czytania
Trwa sezon oscarowy, a skoro Oscary, to odwieczne pytanie: kto spośród dawnych zwycięzców nie zasługiwał na swoją złotą statuetkę? Wzięliśmy pod lupę aktorki oraz aktorów w głównych kategoriach z ostatnich 30 lat i wybraliśmy dziewięć gwiazd, których nagrodzone role wcale nie były aż tak zachwycające. Co nie oznacza, że artyści z tej listy nie są świetni. Są (niektórzy nawet wybitni i jedni z najlepszych w swoim fachu), po prostu... miewali lepsze występy.
Oscary, za które role były niezasłużone? Fot. Kadry z filmów "Zjawa", "Zapach kobiety" i "Poradnik pozytywnego myślenia"

Te role w filmach nie zasługiwały na Oscara. 9 przecenianych występów

Wybraliśmy dziewięcioro aktorów, którzy niekoniecznie powinni dostali Oscara za konkretne role. To nie tylko nasze zdanie, ale wielu fanów nagród Amerykańskiej Akademii Filmowej oraz filmowych ekspertów. Te nazwiska i tytuły filmów zobaczycie na większości list "niezasłużonych oscarowych wygranych". Zgadzacie się z poniższą listą, czy uważacie, że... to bzdura, a te role były świetne?


1. Jennifer Lawrence, "Poradnik pozytywnego myślenia"

Kiedy: 2013 rok (Oscar dla najlepszej aktorki pierwszoplanowej)

W 2013 roku 22-letnia Jennifer Lawrence otrzymała swoją drugą nominację do Oscara (pierwszą zdobyła w 2011 roku za "Do szpiku kości", potem otrzymała jeszcze dwie: za "American Hustle" w 2016 i "Joy" w 2016) za rolę u boku Bradleya Coopera w podnoszącym na duchu komediodramacie "Poradnik pozytywnego myślenia" Davida O. Russella.

Młodziutka aktorka pokonała Jessicę Chastain ("Wróg numer jeden"), Naomi Watts ("Niemożliwe"), Emmanuelle Rivę ("Miłość") i 9-letnią Quvenzhané Wallis ("Bestie z południowych krain") i to właśnie ona odebrała Oscara (po drodze potykając się na schodach...).

11 lat temu to właśnie Lawrence była uważana za faworytkę, ale raczej z braku mocnej konkurencji (chociaż Riva i Chastain wydawały się dużo mocniejszymi kandydatkami, a obie role powinny być bardziej docenione) niż zachwycającego występu.

Gwiazda "Igrzysk śmierci" jest bardzo dobra w roli kobiety z problemami psychicznymi, ale czy ta jest godna Oscara? Kiedy dzisiaj oglądamy "Poradnik pozytywnego myślenia", ciężko nie mieć wątpliwości. Zwłaszcza że najlepsza rola Lawrence to do dziś ta w "Do szpiku kości".

2. Al Pacino, "Zapach kobiety"

Kiedy: 1993 rok (Oscar dla najlepszego aktora pierwszoplanowego)

Nikogo nie trzeba przekonywać, że Al Pacino to aktor wybitny. Jeden z najlepszych w historii. Niestety Amerykańska Akademia Filmowa długo go ignorowała. W 1993 roku Pacino miał już na koncie siedem nominacji (w tym jedną w tym samym roku za drugi plan w "Glengarry Glen Ross"), kiedy w końcu dostał Oscara – za dramat Martina Bresta "Zapach kobiety".

Problem w tym, że to lubiana (niewidomy wojskowy, który uczy życia młodego studenta), ale wcale nie najlepsza rola Al Pacino. Aktor wygrał głównie dlatego, że... dłużej nie można już było go ignorować i trzeba było w końcu go uhonorować Oscarem. Oscary należały już mu się za "Ojca chrzestnego", "Ojca chrzestnego II", "Serpico" czy "Pieskie popołudnie". Niestety przez nagrodę pocieszenia dla Pacino statuetki nie dostał Denzel Washington za wybitny występ w "Malcolmie X", jeden z najlepszych w historii kina.

3. Helen Hunt, "Lepiej być nie może"

Kiedy: 1998 rok (Oscar dla najlepszej aktorki pierwszoplanowej)

Helen Hunt to podobny przypadek do Jennifer Lawrence w "Poradniku pozytywnego myślenia". Jej rola w "Lepiej być nie może" Jamesa L. Brooksa, samotnej matki i kelnerki, w której zakochuje się starszy mężczyzna z problemami, jest naprawdę porządna, chociaż irytująca. Jednak znowu: to tylko solidna rola, ale Oscary należą się za coś więcej niż solidność. Dziś o roli Helen Hunt w "Lepiej być może" mało kto niestety pamięta.

Kto w 1998 roku powinien dostać Oscara? Wyśmienita Judi Dench za "Jej wysokość Pani Brown", ale równie dobrze mógł wpaść w ręce Heleny Bonham Carter za "Miłość i śmierć w Wenecji" oraz Kate Winslet za "Titanica". Niektórzy spekulowali, że triumfowała akurat Hunt, ponieważ była... jedyną Amerykanką w swojej kategorii (piątą nominację miała kolejna Brytyjka, Julie Christie).

4. Will Smith, "King Richard: Zwycięska rodzina"

Kiedy: 2022 rok (Oscar dla najlepszego aktora pierwszoplanowego)

Nie, Will Smith nie jest tutaj z powodu swojego ataku na gali i uderzenia w twarz Chrisa Browna. Abstrahując od "The Slap", aktor zafundował nam w filmie "King Richard: Zwycięska rodzina", w którym wcielił się w Richarda Williamsa, ojca sióstr Williams, typową biograficzną rolę: emocjonalną, dramatyczną, solidną, ale w żadnym wypadku nie rewolucyjną. Jak pisała w naTemat Zuzanna Tomaszewicz, Akademia naprawdę lubi biografie, co mogło się przyczynić do zwycięstwa Smitha.

Komu Oscar w 2022 roku należał się bardziej? Aktorom, którzy byli znacznie więcej niż porządni: Benedictowi Cumberbatchowi za "Psie pazury" i Denzelowi Washingtonowi za "Tragedię Makbeta". Ale tak naprawdę i Andrew Garfield ("Tick, Tick... Boom!), i Javier Bardem ("Lucy i Desi") też mogli wygrać. Will Smith grał po prostu dobrze. I tyle. Znacznie lepszym był w "Alim", za którego dostał nominację w 2002 roku.

5. Gwyneth Paltrow, "Zakochany Szekspir"

Kiedy: 1999 rok (Oscar dla najlepszej aktorki pierwszoplanowej)

Wygrana Gwyneth Paltrow za "Zakochanego Szekspira" Johna Maddena do dziś budzi kontrowersje (podobnie jak zwycięstwo samego filmu). Dlaczego? Bo to po prostu mocno średnia rola. Aktorce grającej arystokratkę Violę, która z wzajemnością zakochuje się w Williamie Szekspirze i udaje mężczyznę na teatralnej scenie, zabrakło głębi, warsztatu i tego czegoś, co definiuje genialny występ. Jej był dość nijaki.

Aktorską ucztę zafundowała nam w tamtym toku mistrzowska Cate Blanchett w "Elizabeth" i to ona w lepszym świecie powinna triumfować (zresztą Paltrow pokonała też lepsze od siebie Meryl Streep, Emily Watson i Fernandę Montenegro).

Skąd aż siedem Oscarów dla sympatycznego, solidnego, ale wcale niewybitnego "Zakochanego Szekspira"? Odpowiedź nie jest dziś zbyt wesoła: dzięki hucznej kampanii promocyjnej skończonego dziś Harveya Weinsteina. Film kostiumowy był po prostu zaprojektowany tak, aby wygrywać Oscary, a zaskoczona swoim zwycięstwem była sama (zalana łzami) Paltrow. Widzowie też.

6. Leonardo DiCaprio, "Zjawa"

Kiedy: 2016 rok (Oscar dla najlepszego aktora pierwszoplanowego)

Znowu przypadek Ala Pacino. Przed 2016 rokiem Leonardo DiCaprio był czterokrotnie nominowany do Oscarów, za: "Co gryzie Gilberta Grape'a", "Aviatora", "Krwawy diament" i "Wilka z Wall Street". Nie dostał żadnego, a fani domagali się złotej statuetki dla tego znakomitego aktora, jednego z najlepszych artystów swojego pokolenia, co rok. Dlatego, kiedy w 2016 roku DiCaprio zagrał w "Zjawie" Alejandro González Iñárritu, Akademia nie miała już wyjścia: musiała dać nagrodę DiCaprio.

Problem w tym, że DiCaprio wcale nie zasługiwał na Oscara akurat za "Zjawę". Jego kreacja trapera, który mści się za śmierć syna, jest dobra, ale "za bardzo". Widać, że aktor robił już na planie wszystko, co mógł (łącznie z jedzeniem surowego mięsa), żeby dostać statuetkę, a to ma swoją specjalną nazwę: Oscar bait, czyli przynęta na Amerykańską Akademię Filmową.

Tymczasem DiCaprio miał lepsze, mimo że mniej spektakularne (w oscarowym rozumieniu) role w: "Wilku z Wall Street", "Infiltracji", a później w "Pewnego razu... w Hollywood", w którym przyćmiewał oscarowego Brada Pitta. 2016 rok nie był jednak aktorską petardą, dlatego Oscar DiCaprio nikogo za bardzo nie skrzywdził, chociaż trudno oprzeć się wrażeniu, że lepsi byli Michael Fassbender za "Steve'a Jobsa" i Bryan Cranston za "Trumbo".

7. Reese Witherspoon, "Spacer po linie"

Kiedy: 2006 rok (Oscar dla najlepszej aktorki pierwszoplanowej)

Reese Witherspoon jest, podobnie jak Jennifer Lawrence, bardzo sympatyczną aktorką, której ciężko nie lubić. Łatwo jednak pomylić bycie fajną z dobrym aktorstwem i to chyba stało się w 2006 roku, kiedy Witherspoon, nominowana do Oscara po raz pierwszy w karierze, dostała nagrodę za swoją rolę w "Spacerze po linie". Wcieliła się w piosenkarkę country June Carter, żonę Johnny'ego Casha, którego brawurowo zagrał Joaquin Phoenix.

Witherspoon była fajna, energiczna i z pazurem, problem w tym, że żadna to znakomita rola. Do tego jej June mało miała wspólnego z prawdziwą Carter. Kontrowersje wywołał też fakt, że aktorka wyszła z gali ze statuetką, podczas gdy znakomity Phoenix musiał obejść się ze smakiem.

Reese pokonała też cztery aktorki, które dały lepsze występy: Keirę Knightley ("Duma i uprzedzenie"), Charlize Theron ("Daleka północ"), Judi Dench ("Pani Henderson"), a przede wszystkim Felicity Huffman, która powinna wygrać w 2006 roku Oscara za "Transamericę" (mimo że dziś rola transpłciowej kobiety dla cispłciowej aktorki nie byłaby już w porządku).

8. Denzel Washington, "Dzień próby"

Kiedy: 2002 rok (Oscar dla najlepszego aktora pierwszoplanowego)

Denzel Washington to jeden z najlepszych aktorów w historii kina. Jest doskonały za każdym razem, gdy pojawia się na ekranie, a czasami ociera się nawet o wybitność. Nie otarł się jednak o nią w "Dniu próby", za którą dostał Oscara w 2002 roku. Drugiego w karierze, bo w 1990 roku dostał statuetkę za drugoplanowy występ w "Chwale".

Tak, Washington zasługiwał na Oscara za główną rolę, ale nie za rolę skorumpowanego policjanta. Rolę świetną i zapadającą w pamięć, ale nie najlepszą w 2002 roku, bo ta należała do Russella Crowe'a w "Pięknym umyśle" lub Willa Smitha ("Ali").

Problem w tym, że Washington już dawno powinien tego Oscara dostać: za "Malcolma X" w 1993 roku, o czym już pisaliśmy, bo wtedy nagrodę pocieszenia dostał Al Pacino. Osiem lat później Akademia postanowiła więc naprawić swój błąd. Dodajmy, że 69-letni dziś aktor ma na koncie dwie statuetki i aż siedem aktorskich nominacji, a zachwycał jeszcze, chociażby w: "Huraganie", "Płotach" i "Tragedii Makbeta", za które Oscara (kolejno, w 1999, 2017 i 2022 roku) nie zdobył, a szkoda.

9. Gary Oldman, "Czas mroku"

Kiedy: 2018 rok (Oscar dla najlepszego aktora pierwszoplanowego)

I znowu, podobnie jak u Pacino i DiCaprio, Akademia tak długo olewała wybitnego aktora, że w końcu musiała dać mu statuetkę, mimo że wcale za tę konkretną rolę nie zasługiwał. Mowa o Garym Oldmanie, który zagrał Winstona Churchilla w "Czasie mroku". Od początku było wiadomo, że nagroda powędruje właśnie do niego, bo to idealny dla Akademii występ: biograficzny, dramatyczny i ze spektakularną charakteryzacją, dzięki której artysta wcale nie przypomina siebie. Oscar bait.

A Oldman (mimo że naprawdę dobry w "Czasie mroku") miał znacznie lepsze role, które powinny być docenione: w "Draculi", "Leonie zawodowcu", "JFK", "Prawdziwym romansie", "Szpiegu" (nominacja w 2011 roku) i w "Manku", za który Brytyjczyk dostał nominację trzy lata po triumfie w "Czasie mroku". Tak, Gary Oldman otrzymał w swojej karierze tylko trzy oscarowe nominacje, co zakrawa na nieśmieszny żart.

W 2018 roku były ciekawsze role od Winstona Churchulla: bardziej zniuansowane, subtelne i wyrafinowane. Mniej oczywiste niż tona charakteryzacji. To Daniel Day Lewis w "Nici widmo" oraz Timothée Chalamet w "Tamtych dniach, tamtych nocach". Polityka Akademii naprawdę często zjada własny ogon.