"Od rodziny dostałem dwa listy". Mistrz ceremonii o kulisach świeckiego pogrzebu Tomasza Komendy
Tomasz Komenda kiedyś powierzył życie Janowi Pawłowi II. Pogrzeb miał jednak świecki
Tomasz Komenda został niesłusznie skazany za tzw. zbrodnię miłoszycką, która pod koniec lat 90-tych wstrząsnęła całą Polską. Przeciągające się śledztwo i brak podejrzanego tylko podsycały emocje opinii publicznej. Z braku efektów pracy śledczych gęsto tłumaczyć musiało się ówczesne szefostwo policji i prokuratury.
"Przełom" nastąpił w kwietniu 2000 roku, gdy zatrzymano i oskarżono Komendę, a ówczesny minister sprawiedliwości i prokurator generalny Lech Kaczyński jeszcze przed ogłoszeniem wyroku nazwał go w mediach "zbirem i degeneratem".
Z czasem młody mężczyzna przyznał się do zarzucanych mu czynów. To później ułatwiło policjantom, prokuratorom i sędziom doprowadzenie do skazania go na karę 25 lat pozbawienia wolności. W 2006 roku – już w trakcie odsiadywania wyroku – w rozmowie z dziennikarzami "Superwizjera" TVN chłopak z Wrocławia wyjawił jednak, jak śledczy osiągnęli ten "sukces"...
– Przyznałem się do tego, ale tylko z tego powodu na policji się przyznałem, bo (…) ci, którzy mnie zatrzymywali, powiedzieli, że mają na mnie takie, jakie mają dowody. I zaczęli mnie bić, żebym się do tego przyznał, bo ta sprawa za długo trwa, nie mogą odnaleźć prawdziwych sprawców, i ja muszę się do tego przyznać, bo inaczej nie wyjdę żywy z ich pokoju – wspominał.
– Po prostu tak mnie bili, że nawet bym się przyznał, że strzelałem do papieża, nie? Jana Pawła II – dodał. Przez długi czas papież-Polak był dla niego kimś ważnym i dawał nadzieję na przetrwanie tortur, których Komenda przez 18 lat doznawał za kratami ze strony współwięźniów i funkcjonariuszy Służby Więziennej. Natomiast po uwolnieniu udał się do Watykanu, gdzie spotkał się z papieżem Franciszkiem.
Pomimo tego Tomasz Komenda deklarował się jako osoba niewierząca. Zorganizowany na cmentarzu komunalnym Psie Pole przy ul. Kiełczowskiej we Wrocławiu pogrzeb miał więc charakter świecki. Zamiast księdza uroczystości żałobne poprowadził mistrz ceremonii Mateusz Pawlicki.
Kto poprowadził pogrzeb Tomasza Komendy? Mateusz Pawlicki zabrał głos ws. szczegółów ceremonii
To on przekazał zgromadzonym ostatnie przesłanie Komendy. – Niech mi będzie wolno na zakończenie, korzystając z tej ostatniej okazji, powiedzieć w imieniu Tomka te ważne, choć jakże symboliczne trzy słowa: Przepraszam, przepraszam, jeśli kogoś uraził. Dziękuję, dziękuję za okazaną życzliwość, wyrozumiałość, walkę i opiekę. I proszę, proszę, żyjcie takim życiem, jakiego pragniecie – usłyszał wzruszony tłum.
A teraz Mateusz Pawlicki udzielił wywiadu dziennikowi "Fakt", w którym zdradził kulisy przygotowań do pogrzebu Tomasza Komendy. Wspomniał on między innymi o tym, co wydarzyło się przed ceremonią.
Od rodziny Tomka dostałem dwa listy do odczytania w imieniu przyjaciół Tomka i z początku była prośba o to, żebym odczytał kilka słów przez nich napisanych. Ostatecznie te kilka słów przez nich napisanych odczytały dwie Tomka bratanice, córki jego brata.
Co ciekawe, Pawlicki stwierdził, że w jego ocenie pogrzeb Komendy wyróżniał się spokojem. – Można było oczekiwać, że będzie to wydarzenie medialne, zagmatwane, trudne. Z mojej perspektywy, gdzie trzeba będzie pochylać się nad tekstem, analizować artykuły i inne rzeczy, żeby wspomnieć człowieka jak trzeba i w pełnej krasie. Nie miało to tutaj miejsca – wspomniał.