Co Tomasz Komenda myślał o Zbigniewie Ziobrze? Znana dziennikarka właśnie to ujawniła

redakcja naTemat
04 marca 2024, 13:39 • 1 minuta czytania
Tomasz Komenda spoczywa już w grobie na wrocławskim cmentarzu na Psim Polu, ale emocje wokół jego tragicznego życia i przedwczesnej śmierci nie gasną. A teraz z pewnością dodatkowo podsyci je wyznanie Ewy Wilczyńskiej, czyli dziennikarki, która ze zmarłym blisko współpracowała przy książce na temat tzw. zbrodni miłoszyckiej. Ujawniła ona, jaką Komenda miał opinię o Zbigniewie Ziobrze.
Tomasz Komenda miał złe zdanie o Zbigniewie Ziobrze. Fot. Wojciech Strozyk / REPORTER; Jan Bielecki / East News

Tomasz Komenda zmarł 21 lutego 2024 roku w wieku 46 lat po długich zmaganiach z chorobą nowotworową. Wrocławianin miał raka płuc, czyli schorzenie, przy którym rokowania zwykle są bardzo słabe. Niestety, także jemu nie udało się wygrać walki o zdrowie i dalsze życie na wolności.


Jako dorosły człowiek cieszył się nią zaledwie przez niespełna 11 lat – pięć lat młodości przed aresztowaniem i kolejnych sześć po uwolnieniu. Tymczasem aż 18 lat Tomasz Komenda spędził za kratami – niesłusznie oskarżony, a następnie skazany za tzw. zbrodnię miłoszycką.

Dzięki staraniom policjanta Remigiusza Korejwo, dziennikarza Grzegorza Głuszaka oraz prokuratorów Dariusza Sobieskiego i Roberta Tomankiewicza do uwolnienia Tomasza Komendy doszło dopiero 15 marca 2018 roku. Niedługo później Sąd Najwyższy uchylił wszystkie skazujące go wyroki.

Następnie ze wsparciem prof. Zbigniewa Ćwiąkalskiego mężczyzna skrzywdzony przez organy ścigania i wymiar sprawiedliwości rozpoczął walkę o zadośćuczynienie oraz odszkodowanie. 8 lutego 2021 Sąd Okręgowy w Opolu prawomocnie orzekł, że Komendzie należy się od Skarbu Państwa blisko 13 mln zł.

Choć Tomasz Komenda wyszedł na wolność i otrzymał gigantyczne pieniądze w okresie rządów Zjednoczonej Prawicy, okazuje się, że nie miał on najlepszego zdania o ówczesnej władzy. Po jego śmierci informacje w tej kwestii ujawniła dziennikarka Ewa Wilczyńska. To autorka książki "Dziewczyna w czarnej sukience" opisującej zbrodnię, za którą niesłusznie skazano Komendę.

Co Tomasz Komenda sądził na temat Zbigniewa Ziobry? Ewa Wilczyńska ujawnia

– Denerwowały go konferencje prasowe na jego temat. Mówił, że ma dosyć tego, że władza traktuje go jak maskotkę – wspominała publicystka w rozmowie z dziennikiem "Fakt".

Denerwował się, że Ziobro lansuje prokuratora Bartosza Biernata, który przekonywał, że od ośmiu lat miał wiedzieć o jego niewinności, tylko – jak podkreślał Tomek – nic z tym nie zrobił. Potem prokurator ten dostał nawet nagrodę. A tak naprawdę Tomek zawdzięczał wyjście z więzienia trzem innym osobom – podkreśliła Wilczyńska.

Jednak Zbigniew Ziobro to nie jedyny polityk z obozu Prawa i Sprawiedliwości, do którego żal mógł mieć Tomasz Komenda. Jak wspominaliśmy już w naTemat.pl, negatywną rolę w jego tragicznej historii mógł odegrać Lech Kaczyński.

To on był ministrem sprawiedliwości i prokuratorem generalnym w okresie, gdy oskarżono Komendę i bardzo ostro wypowiadał się o zbrodni miłoszyckiej. – Są ślady zębów tego zbira, ślady DNA, wszelkie możliwe znaki – i nie można postawić zarzutu – mówił w wywiadzie udzielonym Jarosławo Kurskiemu w listopadzie 2000 roku.

Jak się później okazało, "wszystkich możliwych znaków" niestety użyto, aby wtrącić za kraty niewinnego człowieka. Dziennikarze "GW" Wojciech Czuchnowski i Ewa Wilczyńska w 2018 roku przeanalizowali też konkretne działania Kaczyńskiego wokół sprawy Komendy.

I tak okazało się, że w styczniu 2001 roku wymieniono prokuratura, który zajmował się zbrodnią miłoszycką. Stanisław Ozimina został ukarany za opieszałość. W lutym 2001 roku Lech Kaczyński podpisał zaś dekret o odwołaniu Marka Gabryjelskiego, czyli ówczesnego szefa wrocławskiej prokuratury.

Miesiąc później prokurator Tomasz Fedyk finalnie skierował do sądu akt oskarżenia przeciwko Komendzie.