Znajomi Doriana S. przerywają milczenie. "Nigdy nie był cichym typem"

Nina Nowakowska
06 marca 2024, 15:02 • 1 minuta czytania
"Gazeta Wyborcza" dotarła do znajomych Doriana S. Jak opisują, podejrzany o brutalny gwałt 23-latek był ekstrawertykiem i duszą towarzystwa. Zdarzały się z nim jednak dziwne sytuacje. "Chwilę się pobiliśmy. On później poszedł na stronę, a za chwilę wrócił zapłakany i zaczął przepraszać" – wspomniał jeden z kolegów.
Znajomi Doriana S. przerywają milczenie. "Nigdy nie był cichym typem". Fot. Adam Burakowski/REPORTER

Dorian S. jest podejrzewany o brutalny gwałt na 25-letniej Lizie, którego miał dokonać 25 lutego nad ranem, w bramie przy ul. Żurawiej w Warszawie. Kilka dni później Białorusinka zmarła w szpitalu wskutek śmierci mózgu. Część znajomych próbuje odciąć się od 23-latka, usuwając wspólne zdjęcie z mediów społecznościowych.


Znajomi ujawniają, jaki był Dorian S.

"Jakiś gość obrzucił mnie błotem, bo kilka lat temu napisałam mu żartobliwy komentarz. Zupełnie jakbym to ja jakąś zbrodnię popełniła. Człowiek nie wie wszystkiego o swoich znajomych" – zdradziła "Gazecie Wyborczej" znajoma podejrzanego.

Jak opisują koledzy i koleżanki, Dorian S. "nigdy nie był cichym typem", było wręcz przeciwnie. "Głośno mówił i głośno się śmiał. Wygadany, zawsze dużo gadał" – przekazał "GW" jeden ze znajomych. Mężczyzna wysłał też dziennikarzom nagranie, na którym widać podejrzanego, próbującego... rozbawić swoich znajomych. 23-latek miał "żyć z dnia na dzień".

"Wrócił zapłakany i zaczął przepraszać"

Inny towarzysz Doriana S. opowiedział o bójce, do której doszło kiedyś między nimi. "Któregoś razu jak byliśmy pijani, to wdaliśmy się w bójkę z jakiegoś głupiego powodu. Chwilę się pobiliśmy. On później poszedł na stronę, a za chwilę wrócił zapłakany i zaczął przepraszać" – relacjonował.

Z kolei dawna koleżanka zastanawiała się nad tym, czy były jakieś sygnały, że 23-latek może być niebezpieczny. "Kiedy zobaczyłam zdjęcia Doriana prowadzonego przez policję, najpierw to wyparłam. Nie chciałam mieć nic wspólnego z tym człowiekiem. Potem dotarło do mnie, że przecież trochę go znałam" – wyznała "Wyborczej". Z opowieści znajomych wynika, że podejrzany nie miał w Warszawie stałej pracy. Zdarzało mu się też pożyczać pieniądze. Dwa tygodnie przed tragiczną zbrodnią poinformował na Facebooku, że szuka pracy. Wspomniał wówczas, że ma doświadczenie w obsłudze klienta i na stanowiskach kierowniczych w gastronomii oraz handlu.

"Nie można wieszać psów na całej rodzinie"

Do sprawy Doriana S. odniosła się też partnerka jego ojca, z którą rozmawiali dziennikarze "Faktu". – Czyn, którego dokonał Dorian, jest okrutny, ale przecież nie można wieszać psów na całej rodzinie – zaznaczyła kobieta.

Dla nas to też jest wielka tragedia, musimy się mierzyć z ogromnym hejtem ze strony ludzi. Na każdym kroku, gdzie się tylko stanie, słyszymy, że on jest potworem. Dlatego ojciec Doriana zdecydował, że napisze kilka słów w internecie – dodała partnerka ojca podejrzanego. Jak przyznała, 23-latek "na pewno poniesie konsekwencje swoich czynów, ale jednocześnie wystosowała apel, "by ludzie nie krzywdzili jej rodziny".

Przypomnijmy: Dorian S. usłyszał zarzut usiłowania zabójstwa, gwałtu i rozboju z użyciem niebezpiecznego narzędzia. Zarzuty mogą się jednak zmienić. Prokuratura Okręgowa w Warszawie czeka na wyniki sekcji zwłok, która wykaże, co było przyczyną śmierci Lizy. Wówczas śledczy zdecydują, czy rozszerzyć zarzuty dla sprawcy. Obecnie podejrzany przebywa w areszcie. Grozi mu dożywocie.