Wrze po liście amerykańskiej Polonii do Dudy. Politolog nie ma złudzeń: To może służyć Moskwie
"Amerykanie polskiego pochodzenia (…) stanowczo sprzeciwiają się głębszemu angażowaniu Polski w wojnę, której nie da się wygrać i która może ostatecznie doprowadzić do zniszczenia Polski" - napisali przedstawiciele kilku organizacji polonijnych w piśmie skierowanym do polskich władz.
Autorzy listu podkreślili, że Polska nie może dać się wmanewrować w militarne zaangażowanie poza własnymi granicami. Zaznaczyli też, że nie powinno się prowokować Rosji, eskalując sytuację międzynarodową.
Pismo rozpaliło ogromne emocje w kraju nad Wisłą. Jakie jest jego faktyczne znaczenie? Co może stać za kontrowersyjnym apelem? Komu może się przysłużyć list? Zapytaliśmy profesora dra hab. Radosława Zenderowskiego, dyrektora Instytutu Nauk o Polityce i Administracji UKSW.
***
Piotr Brzózka: List polonijnych organizacji to wyraz politycznego realizmu i ostrożności, czy – mówiąc brzydko – odklejki? I czy nie wygląda na pismo podyktowane w Moskwie?
Radosław Zenderowski: W tym przekazie jest sprzeczność. Osobiście uważam, że nie powinniśmy wygrażać bezpośrednio Moskwie. To nie jest do niczego potrzebne, Moskwa i tak zna nasze stanowisko, a publiczne deklaracje są szkodliwe i nie przynoszą korzyści Polsce. Z drugiej strony jest pytanie, czy i na ile powinniśmy pomagać Ukrainie. Oczywiście, że powinniśmy, bo to jest w naszym interesie. Natomiast ten list niewątpliwie przyczynia się do szumu informacyjnego. Nie wiem, czy źródło moskiewskie, ale jeśli mamy szukać kogoś, komu jest to na rękę, to będzie to Moskwa.
Skąd się biorą takie poglądy wśród Polonii amerykańskiej, w istocie prorosyjskie. Czy to jakoś koreluje z poparciem dla Donalda Trumpa dużej części tych środowisk?
Polonia amerykańska jest podzielona i nie da się jej sympatii przypisać absolutnie jednoznacznie do partii republikańskiej czy demokratycznej. Poważnie sprawdziłbym źródło tego listu. Być może to są trzy-cztery odklejone osoby, niereprezentatywne dla całego środowiska. Dlatego w żadnym razie nie traktuję tego głosu jako manifestacji Polonii amerykańskiej jako całości.
W jakimś stopniu wpisuje się to jednak w szerszy kontekst. Ameryka jest w tej chwili w trudnej sytuacji wewnętrznej. Stany muszą się wycofać z szerokiego zaangażowania w sprawy światowe, bo najzwyczajniej nie mają na to siły. Problemy społeczno-ekonomiczne USA są bardzo poważne, do tego istnieje paląca kwestia granicy z Meksykiem, którą dziennie przekracza około 10 tysięcy imigrantów.
Czy list środowisk polonijnych będzie mieć jakikolwiek wpływ na politykę polskich władz? A może amerykańskich?
Polonia amerykańska liczy około 10 milionów osób. Ale ten list wpływu na politykę nie będzie mieć żadnego. Ostatni raz to środowisko odegrało istotną rolę w polskiej polityce w 1998-1999 roku, kiedy trwał proces wprowadzania naszego kraju do NATO. To był ostatni akord faktycznego politycznego zaangażowania Polonii, a od tego czasu nie ma ona większego znaczenia.
W tym kontekście wręcz odwróciłbym pytanie - dlaczego polscy politycy nie aktywizują Polonii za oceanem do tego, by efektywnie działała na rzecz polskiego interesu narodowego. Niezależnie od tego, kto rządzi, nie widzę woli do tego, by użyć tych 10 milionów ludzi dla naszych spraw. W tej materii bardzo duże zaniedbanie w polskiej polityce zagranicznej.