Wraca sprawa zatrutej galarety z targowiska. Są wyniki sekcji zwłok

redakcja naTemat
05 kwietnia 2024, 13:58 • 1 minuta czytania
Ujawniono wyniki sekcji zwłok mężczyzny, który zmarł w lutym po zjedzeniu galarety mięsnej kupionej na targowisku w Nowej Dębie (woj. podkarpackie). Okazało się, że przyczyną jego śmierci było zatrucie azotynem, którego używa się do peklowania mięsa. Zawartość konserwantu w galarecie przekraczała normę o ponad sto razy.
Wraca sprawa zatrutej galarety. Są wyniki sekcji zwłok. Fot. PIOTR JEDZURA/REPORTER

Radio RMF FM donosi, że prokuratura może zmienić zarzuty małżeństwu, które produkowało i sprzedawało domowe wyroby mięsne z hodowanych przez siebie świń, bez zezwolenia i wymaganych warunków.


Śledczy mogą zmienić zarzuty małżeństwu od zatrutej galarety

Dotychczas sprawa była kwalifikowana jako narażenie klientów na utratę życia lub zdrowia. Według rozgłośni, małżeństwu może zostać jednak zarzucone nieumyślne spowodowanie śmierci.

– Należy przyjąć, że spożycie przez pokrzywdzonego galarety mięsnej zakupionej od podejrzanych pozostaje w ścisłym związku przyczynowo-skutkowym z jego zgonem – wyjaśnił RMF FM Andrzej Dubiel z tarnobrzeskiej prokuratury. Jeśli zarzut zostanie zmieniony, małżeństwu będzie grozić do 5 lat więzienia.

W takich warunkach małżeństwo robiło galaretę

Wcześniej "Uwaga!" TVN dotarła do informacji na temat warunków, w jakich małżeństwo wytwarzało swoją galaretę. W rozmowie z dziennikarzami prok. Andrzej Dubiel powiedział, że: "Warunki sanitarne, w których podejrzani produkowali wyroby mięsne, były fatalne. Było tam brudno. Stoły i narzędzia nie były dezynfekowane. Były to narzędzia stare, często zardzewiałe. Warunki urągały podstawowym zasadom higieny".

Co więcej, ubój mięsa nie odbywał się w sterylnej rzeźni. Jak podano, Regina i Wiesław S. zwierzęta zabijali na swojej posesji. Działali całkowicie w szarej strefie – mięsa, z którego powstawały wędliny i galarety, nikt nie kontrolował.

Zatrucia domową galaretą na Podkarpaciu

Przypomnijmy: 17 lutego lokalne media poinformowały o zatruciu domową galaretką z targowiska w Nowej Dębie. Miało chodzić o wyrób kupiony od obwoźnego sprzedawcy. Niedługo potem pojawiła się informacja, że w szpitalu zmarł 54-letni Jurij N. Obywatel Ukrainy zjadł galaretę wieprzową kupioną na wspomnianym targu.

"Swojską" galaretką sprzedawaną z samochodu zatruły się jeszcze dwie inne osoby: 67- i 72-latka, które trafiły do szpitala. Po tych doniesieniach z policją skontaktowały się kolejne dwie osoby, które również kupiły wyrób.

Następnie funkcjonariusze zatrzymali małżeństwo spod Mielca: 55-letnią Reginę S. i 56-letniego Wiesława S. W domu zatrzymanych mundurowi zabezpieczyli około 20 kg wyrobów mięsnych, które zostały przebadane w Państwowym Instytucie Weterynaryjnym w Puławach.

Znacząco przekroczone normy

Z marcowych ustaleń "Faktu" wynikało, że w galarecie nawet o 200 razy została przekroczona zawartość azotynu sodu. – W badaniach próbek galarety znaleziono bardzo wysoką zawartość tej substancji, niekiedy przekraczającą dopuszczalne normy niemal o 200 razy – powiedział tabloidowi dyrektor Państwowego Instytutu Weterynaryjnego w Puławach prof. Stanisław Winiarczyk.

Według profesora stężenie azotynu sodu wahało się od 16 do 19 tysięcy miligramów na kilogram produktu. Dopuszczalne normy to 100-150 miligramów. Ekspert dodał, że substancja mogła zostać dodana do galarety przez pomyłkę.