W tej wodzie kąpią się bezdomni i psy. A ciągle widzę, jak ludzie pozwalają bawić się tam dzieciom
Siedzę sobie obok jednej z miejskich fontann. Są takie w coraz większej liczbie miejsc, również przed centrami handlowymi. Oraz w nich. Siedzę sobie i czuję, jak jeżą mi się włosy na rękach. To jakaś pierwotna część mojego mózgu daje znać, że coś jest nie tak. Pewnie chodzi o wszechogarniający zapach chloru.
Czuję go, inni też muszą. A może babcia pewnej dziewczynki, mama chłopca i tata dwójki innych mają agnozję węchową? To takie schorzenie, ale raczej rzadkie. Nieeee, muszą czuć ten chlor, a mimo wszystko pozwalają swoim bąbelkom wesoło hasać w fontannie.
To dość frustrujące. Chcesz zapewnić swojemu dziecku jakieś minimum higieny i bezpieczeństwa. Uczysz, żeby nie podnosiło brązowych rzeczy z trawnika, żeby nie jadło czegoś, co znajdzie w piaskownicy, żeby nie piło z jednego bidonu wraz z innymi. A jednocześnie zawsze znajdzie się jakiś ktoś, kto te absolutnie podstawowe zasady ma w nosie i na przykład zachęci swojego potomka do kąpieli w fontannie.
Tej samej fontannie, w której kąpią się psy, ptaki, w której można znaleźć odchody wielu zwierząt... No i chlor, który okresowo się do niej wpuszcza, by te mikroby wybić. Ale on likwiduje tylko zanieczyszczenia biologiczne.
Ja rozumiem dzieci. Wlezą wszędzie i zrobią wszystko. Taka fontanna kusi niepomiernie, duża ilość pryskającej wody... Ale po to właśnie dziecko ma rodzica czy opiekuna, by myślał za nie. I nie wpuszczał go do fontanny.
A dlaczego? Bo nie wiadomo, co w niej jest...
Nie wiadomo, bo nikt tego nie bada. A nie bada, bo fontanny są elementami dekoracyjnymi i nie są przystosowane do zażywania kąpieli. Zawartości fontann nie sprawdza sanepid. On bada jedynie baseny, kąpieliska, również te sezonowe.
Wiadomo jedynie, że większość fontann ma zamknięty obieg wody. Więc to, co się w nich znajdzie, krąży bez ustanku, lekko jedynie filtrowane albo traktowane chemią. Stąd właśnie smród chloru przy jednej z fontann, przy której siedziałem.
"Szacuje się, że w zbiornikach tych może znajdować się nawet 30 różnych mikroorganizmów, m.in. bakterie gronkowca, bakterie z rodzaju Salmonella i Legionella, bakterie kałowe, pałeczki ropy błękitnej, pierwotniaki pasożytnicze czy wirusy" – czytamy na rządowych stronach.
Sanepid dodaje, że drobnoustroje występujące w fontannach, mogą wywołać:
- choroby skóry, np. grzybice stóp,
- zapalenie spojówek,
- zapalenie ucha,
- schorzenia dróg oddechowych,
- infekcję dróg moczowych i pęcherza,
- zatrucia pokarmowe (wymioty, biegunka),
- zakażenie gronkowcem może doprowadzić do zapalenia oskrzeli, płuc, tchawicy, migdałków,
- zakażenie paciorkowcem może powodować zapalenie płuc.
Na dodatek fontanna to (podobnie jak prysznic czy wanna) miejsce niebezpieczne. Jest ślisko, łatwo się przewrócić i potężnie potłuc. Do kąpieli, czy nawet zwilżania rąk i głowy nie nadają się też fontanny, w których woda tryska z dysz umieszczonych na poziomie chodnika. Można tam podejść, ale nie wolno się nią moczyć.
Specjaliści przypominają, że w fontannach często myją się osoby w kryzysie bezdomności, zdarza się, że piorą w nich ubrania. W wielu fontannach kąpią się psy. Im to akurat bardzo nie zaszkodzi. W każdym razie mniej niż dzieciom.
No, chyba że obficie skosztują chloru, którego dolewa się hojnie do wielu fontann, by zabić te drobnoustroje i bakterie oraz zniszczyć wirusy. W sumie nie wiadomo, co gorsze.
Jak to ludziom przetłumaczyć?
Zaczyna się lato, zaczynają się upały. No i wraca problem kąpieli w tych cholernych fontannach. Mam przekonanie, że większość rodziców zdaje sobie sprawę z tego, że jeśli chcą zdrowia swoich dzieci, to nie pozwolą im wchodzić do tej wody. Ale całkiem spora grupa kompletnie się tym nie przejmuje.
I finalnie wygląda to tak, że po płycie fontanny na jakimś rynku biega sobie radośnie grupa kilku mokrych i szczęśliwych dzieciaków, kilkanaście innych chciałoby do nich dołączyć, ale rodzice im "złośliwie" nie pozwalają.
Zastanawiam się, w jaki sposób można ludziom przetłumaczyć, że pozwalanie swojemu dziecku na kąpiel w fontannie to pomysł ze wszech miar zły. Gdyby to zrozumieli, to inne dzieci nie ciągnęłyby w stronę takich wątpliwych rozrywek...