Przyjął turystów w Zakopanem. "Dopadł moją żonę, powalił na ziemię i zaczął kopać"

redakcja naTemat.pl
15 lipca 2024, 09:46 • 1 minuta czytania
Pan Artur wraz z żoną przyjęli w Zakopanem turystów z Łodzi. Gdy małżeństwo wróciło z koncertu, odkryło, że w kwaterach trwa zakrapiana impreza. Niedługo później mężczyźni rzucili się na kobietę. – Zgubiłem telefon. On go podniósł i rzucił nim w moją żonę. Potem ją dopadł, powalił na ziemię i zaczął kopać – powiedział.
Przyjął turystów w Zakopanem. "Dopadł moją żonę, powalił na ziemię i zaczął kopać" Fot. Michal Wozniak, Marek BAZAK / East News

O sprawie poinformował "Tygodnik Podhalański". Jak czytamy, ofiarą zdarzenia padł pan Artur i jego żona. Od ponad dziesięciu lat małżeństwo wynajmuje kwatery przy ulicy Kościeliskiej w Zakopanem.


Przyjął turystów w Zakopanem. "Dopadł moją żonę, powalił na ziemię i zaczął kopać"

– Moi goście przyjechali z Łodzi w piątek. Mieli być do poniedziałku, ale już pierwszej nocy sąsiedzi skarżyli się na hałas i wulgarne piosenki pełne przekleństw i obraźliwych słów – powiedział pan Artur.

W weekend razem z żoną wybrali się na koncert w Równi Krupowej. Do kwater wrócili w minioną sobotę ze względu na wspomniane skargi na gości. Wtedy odkryli, że do klientów dojechało 10 kolegów z Nowego Targu.

– Wczoraj wróciliśmy z żoną z koncertu na Równi Krupowej. No i szok. Nie dość, że już z oddali grała głośna muzyka, prawie jak na koncercie, to jeszcze zamiast trzech, na parkingu mieliśmy pięć samochodów – opisał.

– Dojechało do naszych klientów około 10 osób z Nowego Targu. Razem imprezowali. U mnie nie wolno palić, robić imprez, ściągać ludzi z zewnątrz bez zgody właściciela obiektu. Oni w pokojach palili, balowali na całego. Złamali kolejne punkty regulaminu – dodał.

W trakcie wymiany zdań między klientami a właścicielami doszło do próby pobicia. Jeden z przyjezdnych rzucił się na pana Artura i gonił go po kwaterach.

– Zgubiłem telefon. On go podniósł i rzucił nim w moją żonę. Potem ją dopadł, powalił na ziemię i zaczął kopać – skomentował. Na miejscu stawiła się policja wezwana przez właścicieli. Według pana Artura funkcjonariusze niedługo później chcieli opuścić miejsce zdarzenia.

– Ja im nie pozwoliłem, przecież mam dwójkę małych dzieci, a oni chcieli mnie zostawić z tymi bandytami. Nawet nie spisali ani moich zeznań, ani zeznań pozostałych gości, którzy stanęli w mojej obronie. To osiem osób. Mój mały synek patrzył, jak ten bandyta bije mu matkę – powiedział w rozmowie z "Tygodnikiem Podhalańskim".

Następnego dnia małżeństwo składało zeznania na komendzie policji, a także stawili się w szpitalu, by zbadać pobitą żonę. Dziennikarze udostępnili w mediach społecznościowych zdjęcie kobiety, na którym widzimy, że ta ma podbite oko.