Niemcy potraktowali piratkę drogową z Polski dokładnie tak, jak powinni. Czemu nas to dziwi?

Konrad Bagiński
25 lipca 2024, 18:13 • 1 minuta czytania
Spore zdziwienie w Polsce wzbudziła kara dla Polki, która w Niemczech zabiła na autostradzie dwójkę dzieci. Niemiecki sąd orzekł, że resztę swojego życia spędzi w więzieniu. Czemu się dziwimy? Cóż, u nas zabicie kogoś na drodze to przecież nie jest powód do zamykania kierowcy. A szkoda, bo perspektywa wielu lat za kratami mogłaby poprawić poziom bezpieczeństwa na polskich drogach.
Bezpieczeństwo na polskich drogach ciągle woła o pomstę do nieba Fot. JAROSLAW JAKUBCZAK/POLSKA PRESS/Polska Press/East News

Przypomnijmy: Polka w Niemczech ścigała się z kimś na drodze publicznej. Jadąc ponad 180 km/h uderzyła w inny samochód. Podróżująca nim dwójka dzieci zginęła. Pisaliśmy w naTemat.pl o tym, że niemiecki sąd postanowił wysłać kobietę za kraty na resztę życia.


A jak wygląda to u nas? Ostatnio czytałem relację człowieka, który zauważył w Warszawie osobnika jadącego wężykiem i z otwartymi drzwiami. Przez 50 minut jeździł za nim i podawał swoją lokalizację policji. Przez prawie godzinę policja wiedziała, że ulicą jedzie pijany człowiek, ale nie bardzo było komu go łapać.

Absurd? Absurd. Ale tak to właśnie (nie)działa. Niedawno na moim osiedlu doszło do serii niepokojących sytuacji. Sąsiedzi wybrali się na policję, gdzie dowiedzieli się, że w razie czego mają nie dzwonić na komisariat, nie będzie też dodatkowych patroli. No w zasadzie to w ogóle patroli nie ma, bo mają za mało ludzi. Więc jak coś się dzieje, to trzeba dzwonić na 112 i tyle.

Nie mamy więc prewencji. A czy mamy drogówkę?

Cóż, może ja nie jeżdżę jakoś przesadnie dużo, ale o ile dobrze pamiętam, to ostatnio zostałem zatrzymany na drodze jakieś 12 lat temu. Dmuchnąłem w alkomat, panowie życzyli szerokiej drogi i od tamtej pory nie zostałem skontrolowany ani razu.

Ba, dobrze pamiętam, że kiedyś na poboczach dróg czaiły się patrole policji z radarami, które straszyły kierowców, sprawdzały prędkość i badały trzeźwość. Teraz jest ich jak na lekarstwo. Dosłownie można przejechać z jednego końca Polski na drugi i nie zobaczyć po drodze ani jednego radiowozu.

Wiozłem kiedyś znajomego z zagranicy. Staliśmy na światłach, nagle obok nas pod prąd przejechał jakiś ryczący SUV i na czerwonym przejechał przez skrzyżowanie. Znajomy popatrzył na mnie i powiedział:

– U nas za coś takiego zostałby skierowany na badania psychiatryczne. Mógłby stracić prawo do opieki nad dziećmi, mieć problemy w pracy. No przecież widać, że on nie jest normalny, zdrowy psychicznie. Normalni ludzie takich rzeczy nie robią – mówił. 

I wiecie co? Mój znajomy miał rację. Tak nie zachowują się normalni ludzie. Co gorsza: ja nie byłem wstrząśnięty tym, co widziałem. Tak, zobaczyłem pirata drogowego, kompletnego idiotę. Wzruszyłem rękami, bo codziennie na ulicach widzę takie i gorsze rzeczy. Media społecznościowe mamy wręcz zalane filmami pokazującymi drogowych bandytów. I nic z tym nie robimy.

Po sądach będą ciągać nie pirata, ale właściciela kamerki

Owszem, każdy może wysłać zarejestrowany własną kamerką film na policję. Ale szansa, że ktoś coś z nim dalej zrobi, jest minimalna. Wiesz, jak to działa? Nie wystarczy, że wyślesz nagranie z opisem sytuacji. Policja zażąda też od ciebie zeznań. A jak pirat drogowy nie przyzna się do wykroczenia, to sprawa może trafić do sądu. A ty będziesz po tych sądach ciągany / ciągana.

No bo trzeba złożyć zeznania i kompletnie nikogo nie interesuje, że nie powiesz ani słowa więcej, niż napisałeś / napisałaś, opisując sytuację. Ten system jest więc po prostu dysfunkcyjny. Bo skoro po komendach i sądach ciągany jest nie ten, kto wykroczenie popełnił, ale ten, który je zgłosił, to coś tu nie działa poprawnie.

Poprawnie nie działa też system fotoradarów. Swoją drogą nie mogę się nadziwić tej części społeczeństwa, która wiesza psy na każdym pomyśle zwiększenia ich liczby. No skoro masz ograniczenie prędkości, to nie powinieneś jechać szybciej. A jak jedziesz szybciej, to płacisz mandat. Proste. Ale nie u nas.

Bo przecież fotoradary to "maszynki do zarabiania pieniędzy". Używanie takiego określenia świadczy źle o osobach go używających, bo przyznają się publicznie do jeżdżenia z większą niż dopuszczalna prędkością. A my kiwamy głowami... Porażka na całej linii.

Na dodatek przed każdym fotoradarem stoi znak ostrzegający przed fotoradarem. Czyli wszyscy wiedzą, że on tam jest. Paranoja. No ale mamy, jak mamy. A potem się dziwimy, że za spowodowanie śmiertelnego wypadku można iść do więzienia na resztę życia. Tak, to brutalne, ale prawdziwe.

Może i w Polsce w końcu dojdziemy do wniosku, że więzienie dla piratów drogowych to dobre rozwiązanie. Na razie mamy Froga na wolności, bo sąd uznał, że może i zagrożenie sprawiał, ale przecież panował nad autem. Mamy Sebastiana M. w Dubaju, bo nikt nie wpadł na to, żeby go zatrzymać. I mamy "adwokata od trumny na kółkach", który spokojnie publikuje w mediach społecznościowych nagrania, jak prowadzi auto z psem na kolanach.