Nic dziwnego, że Scenic został autem roku. Przez parę detali zechcesz postawić go w garażu

Adam Nowiński
26 lipca 2024, 16:24 • 1 minuta czytania
Na ogół dość sceptycznie podchodzę do samochodów z tytułami, ale w tym przypadku miło się zaskoczyłem. Nowe Renault Scenic, które szczyci się mianem auta roku 2024, rzeczywiście na nie zasłużyło. Szczególnie podobać się w nim może kilka detali i udogodnień.
Nowy Scenic prezentuje się naprawdę niesamowicie! Fot. Adam Nowiński / naTemat.pl

Odkąd Renault przejęło od Peugeota szefa designu Gillesa Vidala, samochody tej marki zaczęły mieć więcej pazura i nabrały nowocześniejszego "looku". Nie inaczej jest z kolejną nowością.


Tylko zobaczcie na ten designerski pas przedni, czy też wąskie, drapieżne lampy – serio, Scenic jest po prostu ładny i wyróżnia się na ulicy.

Może trochę przegięto przy projektowaniu felg, bo jednak jestem bardziej przywiązany do klasycznych rozwiązań, ale takie już jest chyba piętno elektryków, że muszą mieć wymyślne alusy...

W środku też jest nowocześnie, jak na przykład w elektrycznej Megane i przede wszystkim bardzo praktycznie. Zacznijmy może od bagażnika – jest spory, bo ma 545 litrów, co pozwala postawić w nim na sztorc parę dużych walizek.

Minusem jest wysoki próg załadunkowy, bo bagażnik naprawdę jest głęboki oraz wysoko zamontowane haczyki na zakupy – nie wiem, jak wy, ale ja nie odważyłbym się na tych plasticzkach zawiesić napakowanych siatek z supermarketu.

Na tylnej kanapie jest rzeczywiście sporo miejsca – wystarczająco na nogi i na głowę, mimo szklanego dachu. Kanapa dzielona jest w proporcjach 40/20/40, więc zawsze możecie sobie przewieźć coś dłuższego bez konieczności składania wszystkich oparć.

Dodatkowo w podłokietniku zastosowano ciekawy patent. Nie dość, że macie w nim uchwyty na kubki, wyścielony materiałem schowek i gniazda USB-C do ładowania, to także zamontowano na nim obrotowe uchwyty smartfona lub tablet – bardzo zmyślne i praktyczne rozwiązanie.

A jeśli nie będziecie chcieli trzymać tam swojego telefonu, to zawsze możecie go wsadzić do kieszeni umieszczonych na tylnych ściankach przednich foteli.

Co do samych materiałów, to Renault też się postarało, bo tam, gdzie powinno być miękko, czyli na podłokietnikach, boczkach drzwi czy obiciach tunelu środkowego - jest miękko i wygodnie. Słupki oraz podsufitka zostały obite miłym w dotyku i dla oka materiałem, który zakładam, że ma się dobrze czyścić.

Fotele także wyłożono dość wygodnym i perforowanym materiałem. Chociaż przy tym kolorze wątpię, żeby pozostał on w idealnym stanie po paru latach użytkowania. Oczywiście w opcji mamy z przodu elektrycznie ustawiane, wentylowane i podgrzewane siedzenia z funkcją zapamiętywania ustawień.

Wygodną funkcją jest automatyczne ustawienie fotela do pozycji relaks, kiedy samochód jest podczepiany pod ładowanie i wracacie za kółko, żeby poczekać, aż uzupełni się bateria – miło, że pomyślano o takim rozwiązaniu.

Jak już jesteśmy z przodu, to warto pochwalić także bardzo designersko wyprofilowaną deskę rozdzielczą nowego Scenica oraz ergonomiczny układ ekranów znany ze współcześnie produkowanych Renault. Oczywiście tu i ówdzie mogłoby być lepsze spasowanie, bo pojawiają się minimalne trzaski przy naciśnięciu, ale to akurat mało istotny detal.

Na plus zasługuje także mnogość przemyślanych schowków oraz system Google Automotive, dzięki któremu macie od razu dostęp do map Google i aplikacji bez konieczności podłączania Android Auto.

Kolejną zaletą jest wskaźnik zasięgu. Renault podaje, że jego auto, które posiada silnik o mocy 218 KM i baterię o pojemności 87 kWh netto według WLTP przejedzie ponad 620 kilometrów. Oczywiście to wszystko na papierze.

Ale Francuzi odcinają się trochę od tej laboratoryjnej ściemy, bo wprowadzili do komputera pokładowego dodatkowe dwa parametry: auto pokazuje kierowcy, ile przejedzie maksymalnie w trybie miejskim, czyli odległości zbliżone do tych WLTP (u mnie na start to było jakieś 550 km), ile pokona po drogach szybkiego ruchu i autostradach (u mnie na start było 330 km) oraz wartość uśrednioną w cyklu mieszanym (440 km – realny i bardzo przyzwoity wynik).

I moim zdaniem to bardzo fajna rzecz, bo nie musicie wykonywać karkołomnych obliczeń, bazując na procentach, zużyciu i pojemności baterii – komputer pokładowy robi to za was.

Co do jazdy, to jak to elektryk, dostajecie full mocy od razu, więc każde światła w mieście są wasze. Rozpędzacie ten prawie 1,9-tonowy pojazd od 0 do 100 km/h w 7,9 s, a przy ustawieniu rekuperacji na maksymalną opcję, jedziecie tylko na jednym pedale.

To, co warto byłoby poprawić, to wyciszenie. No nie jest tu tak cicho jak np. w C5X. Poza tym bardzo głośno pracuje system chłodzenia i klima – szczególnie w gorące dni po postoju na słońcu czy po ładowaniu.

Na koniec wspomnę jeszcze o bardzo fajnym gadżecie, a mianowicie szklanym dachu Solarbay, który możemy przyciemnić przy pomocy przycisku lub polecenia głosowego.

Koncepcja solarbay powstała dzięki współpracy Renault i Saint-Gobain. Jest oparta na kompletnym systemie elektronicznym AmpliSky opracowanym przez Saint-Gobain Sekurit, technologii wykorzystującej folię PDLC między dwiema płytami szklanymi, w której dzięki napięciu elektrycznemu zmienia się orientacja ciekłych kryształów. Mega szpanerskie i designerskie rozwiązanie.

No i teraz cena. Bo wszystkie te nowinki techniczne kosztują... i to sporo. Wersja z większym akumulatorem oraz silnikiem 160 kW/218 KM startuje od 219 900 złotych. Koszt testowanej przez nas wersji to ponad 20 tysięcy złotych więcej.

Czytaj także: https://natemat.pl/460384,test-drogowy-renault-megane-e-tech-ev60