Uwaga, zaraz obrażę uczucia religijne, ale mam to gdzieś. Czas zakazać picia alkoholu na plaży

Anna Dryjańska
05 sierpnia 2024, 19:55 • 1 minuta czytania
Czas skończyć z przyzwoleniem na picie na plaży. Tak, policjanci, do Was mówię. Kary na plażujących pijaków powinny spadać jak ciepły, letni deszcz. I nie jest ważne, jak głośny podniosą krzyk. Od tego zależy nie tylko ich życie, ale i życie ich dzieci. Zero alkoholu na plaży.
Miejska plaża w Gdyni (2007). fot. LUKASZ OSTALSKI/REPORTER

Och, przepraszam, nie powinnam używać słowa "pijacy", tylko "osoby uskuteczniające wypoczynek nad wodą równolegle ze spożywaniem napojów alkoholowych, w tym łączące te aktywności z opieką nad dziećmi". Będzie delikatniej, bardziej ugodowo. Ale wiecie co? Mam w nosie delikatność. Nie czas żałować ego, gdy topią się dzieci i dorośli. 


Rzeczywistość jest taka, że narodowe chlanie na plaży jest najważniejsze. To świętość. Coś równie doniosłego, co polska niepodległość łamana przez dowolny symbol jedynie słusznej religii. Nic dziwnego, że służby, zamiast reagować, odwracają wzrok. Ewentualnie wykonują swoją robotę tylko w przypadku najbardziej rażących naruszeń.

Przeczytaj też: "Paragony grozy? Turyści grozy!". Lokalsi mają dość urlopowiczów, którzy puścili się poręczy

Jak wtedy, gdy w Skierniewicach pijana jak bela kobieta zgarnęła na plaży obce dziecko, bo pomyliła je ze swoim. No co, i to homo sapiens, i to homo sapiens. Albo wtedy, gdy mężczyzna w Zaklikowie wtaczał się do wody nie tylko z 3-latkiem, ale i dwoma promilami alkoholu. A także wtedy, gdy rodzice w Olpuchu wypli rasssem tylko kilka piffek, tak, że inni plażowicze zaniepokoili się o bezpieczeństwo ich małego synka. Przykłady można mnożyć.

Po wielu latach do naszych głów z trudem, bo z trudem, ale wreszcie dotarła zasada, że za kółko nie siada się po alkoholu. Tak, jeden browar lub jeden kieliszek też się liczą. Oczywiście cały czas są osoby, które ubzdryngolone przekręcają kluczyk w stacyjce, ale nawet one wiedzą, że robią źle. Osoby chlejące na plaży, a potem pakujące się do wody? "Pilnujące" małych dzieci? Dzień jak co dzień.

Czytamy potem doniesienia o kolejnych topielcach, zagubionych dzieciach, żywych łańcuchach i następnych xero-tragediach, których bardzo łatwo dałoby się uniknąć, gdybyśmy jako społeczeństwo nauczyli się, że drinkowanie na piasku nie jest prawem człowieka. Dzieci mają prawo do opieki, nie "opieki", a picie nad wodą to ryzyko narażenia najbliższych na kłopoty lub niezdolność udzielenia im pomocy, jeśli coś się stanie. Nie, ratownicy nie są w stanie upilnować wszystkich (a przy okazji: nie są niańkami do zabawiania maluchów).

W Polsce obowiązuje zakaz spożywania alkoholu w miejscach publicznych. O ile w Dzienniku Ustaw białym tuszem nie dodano  "z wyjątkiem nadwodnych miejscowości", plaże powinny być wolne od alkoholu. Nie tylko od chlanej bez umiaru wódki czy zgrzewek piwa, ale i "tylko jednego-dwóch browarków", który przynoszą ci rzekomo rozsądni wczasowicze. A już zwłaszcza wtedy, jeśli mają pod opieką dzieci lub zwierzęta.

Tak, tak, zamordyzm, dyktatura, zamach na wolność, atak na rodzinę i koniec świata. Takie działa zostaną wytoczone, gdy służby nareszcie zaczną wykonywać swoją robotę, patrolować plażę i wlepiać słone mandaty nietrzeźwym. Teraz w praktyce tylko w najbardziej skrajnych sytuacjach opiekunowi dziecka grozi zarzut narażenia dzieci na niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, który jest zagrożony karą od 3 miesięcy do 5 lat więzienia.

To tak, jakby łapać tylko kierowców z dwoma promilami lub więcej, a przymykać oko na tych, co mają jeden promil. Polska szkoła przestrzegania prawa. Obowiązuje zakaz spożywania alkoholu w miejscach publicznych, chyba że na plaży bardzo się chce, to wtedy można.

Bądźmy poważni. Albo idziemy na żywioł – dosłownie i w przenośni – i znosimy zakaz, albo go przestrzegamy. Jestem zwolenniczką tej drugiej opcji, bo dzięki temu unikniemy setek tragedii, w tym tych, których ofiarami są dzieci. Zero alkoholu na plaży: tylko tyle i aż tyle.

A jeśli chlanie na plaży jest dla nas jako społeczeństwa ważniejsze niż ludzkie życie lub zdrowie, powiedzmy to sobie głośno wprost. Tylko potem nie płaczmy rzewnymi łzami, gdy będziemy się dowiadywać o kolejnych, łatwych do uniknięcia dramatach.     

Czytaj także: https://natemat.pl/563777,butelka-wodki-powinna-kosztowac-w-polsce-100-zl-powiem-wam-dlaczego