Ludzie boją się rozmawiać o śmiertelnie pobitym strażaku. "Atmosfera jest naprawdę ciężka"

Katarzyna Zuchowicz
13 sierpnia 2024, 10:55 • 1 minuta czytania
– Atmosfera jest naprawdę ciężka. To jest potężna tragedia, która dotyka nas wszystkich. Jesteśmy małą społecznością, która mocno to przeżywa. Każdy to odczuwa. Każdy ma to z tyłu głowy – mówi mieszkaniec Białego Dunajca, gdzie wydarzyła się tragedia, która wstrząsnęła Polską. Każdy, z kim próbuję rozmawiać, boi się, by nikt go nie rozpoznał. Od razu zastrzegają: "Żadnego nazwiska", ale i tak są ostrożni. Wszyscy widzą, jak po śmierci strażaka w ich remizie, w internecie wrze. I nikt nie chce jeszcze bardziej wsadzać kija w mrowisko.
Remiza OSP w Białym Dunajcu. Po bójce w nocy z 1 na 2 sierpnia zmarł jeden ze strażaków. Fot. Screen/Google Maps

Paweł miał 25 lat. Podobno od dziecka chciał służyć w Ochotniczej Straży Pożarnej. – Fajny chłop był. Ratował ludzi. Każdy, kto jest w OSP, od dziecka chciał być strażakiem – mówi jeden ze strażaków z Białego Dunajca.


"Paweł, za wcześnie", "Straszna tragedia, jesteśmy z wami", "Ta sytuacja powinna wielu ludzi zatrzymać na chwilę...", "Boże mój wyrazy współczucia dla całej rodziny", "Oby ta sprawa nie została zamieciona pod dywan" – przewija się pod lokalnymi postami.

Informacja, że Paweł nie żyje, spadła na Biały Dunajec w niedzielę 11 sierpnia rano jak grom z jasnego nieba.

Mieszkaniec 1: – Szkoda chłopaka. Straszne jest to, co się stało. Jego rodzina jest w rozpaczy. Ale szczerze współczuję też rodzinie drugiego pana. Bo teraz trudno się ludziom na oczy pokazać.

Zmarł po bójce w remizie OSP Biały Dunajec

Mężczyzna od 2 sierpnia przebywał w szpitalu w Nowym Targu. Trafił tam z poważnymi obrażeniami głowy – na skutek bójki, do której doszło w nocy w remizie OSP Biały Dunajec. Był podłączony do aparatury ratującej życie. Sprawa zyskała rozgłos w całym kraju.

Według ustaleń Onetu Pawła miał pobić starszy druh z jednostki, obaj panowie mieli się nie lubić, pobicie miało miejsce podczas cotygodniowej zbiórki w remizie, a jej świadkami było przynajmniej kilku innych druhów.

"Zamiast rozdzielić walczących, ich koledzy stwierdzili jednak, że dwaj mający ze sobą konflikt mężczyźni powinni dokończyć sprawę poza budynkiem" – czytamy. I jeszcze, że "po całym zdarzeniu mężczyzna, który wygrał bójkę, odprowadził pobitego przed dom. Tam 25-latek chwilę później stracił przytomność".

Nikt dokładnie nie wie, jak było. Ale na strażaków w mediach społecznościowych szybko polał się hejt.

"Ludzie, którzy powinni nieść pomoc, zhańbili mundur strażacki. Co to się dzieje, żeby swój swego zabił", "Co to ma być, żeby robić sobie prywatne imprezy w OSP?", "Przecież strażacy ślubują, że będą nieśli pomoc!!!" – itd.

Jeden z mieszkańców: – Jeden powie tak, drugi tak, trzeci dołoży, czwarty jeszcze coś dopowie i wychodzi tak, że cała jednostka go zabiła. Tak to wygląda.

Wójt gminy Marcin Gandera w rozmowie z o2.pl tak studził te emocje: – Uważam, że powinniśmy uciąć wszelkie spekulacje na ten temat. Powinniśmy trzymać się faktów. Zostaną one ujawnione przez prokuraturę. Dolewanie oliwy do ognia, komentarze, "wieszanie psów" na strażakach ochotnikach – jako całej grupie społecznej – jest bardzo niesprawiedliwe. To była ludzka tragedia i na tym się skupmy.

Dodał jeszcze, że wszyscy są przerażeni, tym, co się wydarzyło. – Myślę, że Paweł też nie chciałby, żeby straż pożarna była atakowana w związku z tą tragedią – powiedział.

"Nie wiem, o co poszło. Między nami nie ma konfliktów"

W OSP Dunajec nie chcą niczego komentować. Nie chcą odnosić się do żadnych doniesień. Nie chcą mówić o bójce i o śmierci jednego z nich. Czekają na ustalenia policji. I nie powiedzą nic, choć ludzie pomstują pod ich adresem, że nic teraz nie wiedzą, nic nie słyszeli.

Kto pisze na ich profilu na FB: "Myślę, że przydałoby się jakieś oświadczenie związane z bójką. Wszystkie media o tym huczą, a wszędzie brzmi, że odmawiacie komentarza. W złym świetle stawia to waszą jednostkę i zarazem członków".

– To bardzo ciężka sprawa. Niczego nie komentujemy, żeby nikomu nie zaszkodzić. Mamy dość. Nigdy nie byliśmy w takiej sytuacji i musimy jakoś z tego wybrnąć – mówi nam osoba związana z OSP.

Twierdzi, że nie wie, jak było: – Nie wiem, o co poszło. Policja prowadzi śledztwo, może się czegoś dowiedzą. Między nami nie ma konfliktów.

Mówi też, o co chodzi z ich spotkaniami w remizie: – W garażach trzeba porobić, pozamiatać, węże pozwijać. Chłopy się schodzą, czyszczą remizę, auta. Wszyscy normalnie pracują, nie mają czasu, przychodzą wtedy, kiedy kto ma czas. Czasami nawet trzy razy w tygodniu, jak trzeba coś zrobić. Tam żadnej imprezy nie było.

Naczelnik Ochotniczej Straży Pożarnej w Białym Dunajcu też nie chciał nic komentować. "To bardzo przykre dla nas zdarzenie, które nie powinno mieć miejsca. Nie chcę się na ten temat wypowiadać, ponieważ nie było mnie wtedy w remizie. To byłyby spekulacje. Od wyjaśnienia całego zajścia jest przecież policja" – powiedział tylko w rozmowie z "Tygodnikiem Podhalańskim".

"Nie jest tak, że sobie tam jakieś balangi robią"

Pytam mieszkańców o te spotkania w remizie.

Mieszkaniec 1: – Spotykają się w remizie, czyszczą sprzęt. A potem sobie posiadują. I jak to czasem po pracy, coś tam pewnie sobie wypiją. Na pewno byli na każdej akcji, zawsze na zawołanie. A co pomiędzy nimi było, nie chcę wnikać w szczegóły.

Mieszkaniec 2: – Nie jest tak, że sobie tam jakieś balangi robią. Tylko, jak spotkają się przy okazji sprzątania, to na koniec dnia pewnie wypije się piwko. Jak w domu. Nieraz w upał się siądzie i piwko wypije. Wtedy, podejrzewam, sprzątali przed odpustem 2 sierpnia.

Mieszkaniec 3: – Jeśli chodzi o działania straży, nigdy nie dochodziły do nas słuchy o żadnych konfliktach.

Ale o tym konkretnym zdarzeniu w nocy z 1 na 2 sierpnia nikt nie chce mówić. Nawet można być pod wrażaniem, jak bardzo nie chcą roznosić plotek. I jak w oczekiwaniu na ustalenia policji, niemal się obwarowują przed powielaniem wszystkiego, co krąży na temat tej tragedii.

A to – co przypominają niektórzy – tragedia dwóch rodzin.

"Poczekajmy. Dajmy działać policji"

Ktoś delikatnie sugeruje nawet, że przebieg zdarzenia mógł być inny, niż ten, o którym dziś słyszymy.

– Nie będę niczego komentować, dopóki trwa śledztwo. Bo informacje na wszystkich portalach są nie do końca prawdziwe i nie do końca sprawdzone, powielane później przez kolejne portale. Takie informacje mogą zrobić więcej krzywdy niż dobrego. Dopóki policja nie wyjaśni wszystkich okoliczności, trudno to komentować – mówi.

Co ma na myśli? – Poczekajmy na to, co ustali śledztwo, bo tam jest dużo niejasności. Nie do końca sytuacja wyglądała tak, jak jest przedstawiana. Jest mi bardzo szkoda tej drugiej rodziny, bo wszystkie komentarze kierują się przeciwko nim, a nie do końca oni są winni. W tej sprawie jest też druga strona medalu. Dajmy działać policji – odpowiada.

Nie dziwi się też, że OSP nie chce niczego komentować.

– Mieszkańcy powtarzają niesprawdzone informacje, dyskutują między sobą, a nie znają szczegółów. Ci, co są bliżej, wolą zachować powściągliwość. Nie komentować. Strażacy też zachowują powściągliwość i czekają na wynik śledztwa. Dlatego nie chcą się wypowiadać, żeby niepotrzebnie nie podnosić ciśnienia i nie podgrzewać atmosfery – mówi.

Kolejni reagują:

– Nie znam szczegółów, nie chcę się wypowiadać. Podobno prawda jest gdzieś pośrodku, nie chcę o tym mówić.

– Nie jestem upoważniony do udzielania jakichkolwiek informacji.

– Nie znam ich osobiście. Nie wiemy, o co poszło.

– Nie znam go dobrze. Paweł był w Klubie Biały Dunajec, jak był dzieckiem. A potem odszedł do straży. Tam było ok. 100 osób.

Ale w jednym wszyscy są zgodni.

"Czuć, że jest ciężko. Wszyscy są rozbici"

Biały Dunajec leży przy Zakopiance, parę kilometrów przed Poroninem. "Tu zawsze było bezpiecznie" – zwracają uwagę ludzie w komentarzach internetowych.

Mieszkańcy potwierdzają. Tu nigdy nic się nie działo.

Mieszkaniec 1: – To spokojna wieś. Nie było strachu, żeby np. przejść się wieczorem ulicami. A teraz czuć, że jest ciężko. Wszyscy są rozbici. Nikt nie spodziewał się takiego rozwoju wypadków.

Mieszkaniec 2: – Atmosfera jest naprawdę ciężka. To jest potężna tragedia, która dotyka nas wszystkich. Jesteśmy małą społecznością, która mocno to przeżywa. Każdy gdzieś to odczuwa. Każdy ma to z tyłu głowy. W Dunajcu wcześniej nic się nie działo. Takich sytuacji na pewno nie było.

Prokurator: Myślę, że wyniki sekcji zwłok będą kluczowe

Sprawą zajmuje się Prokuratura Rejonowa w Zakopanem.

– Potwierdzam. Prokuratura Rejonowa w Zakopanem bada okoliczności śmierci 25-letniego mężczyzny. Ciało pokrzywdzonego, który 11 sierpnia zmarł w szpitalu nowotarskim, decyzją prokuratora zostało zabezpieczone do badań sekcyjnych. Myślę, że wyniki sekcji zwłok będą kluczowe do ustalenia przyczyny śmierci pokrzywdzonego –mówi naTemat Justyna Rataj-Mykietyn, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Nowym Sączu.

– Nie ma potwierdzonej informacji, kiedy zaplanowano sekcję zwłok. Myślę, że wstępne wyniki powinny się pojawić pod koniec tygodnia – dodaje.

Ze względu na dobro prowadzonego postępowania prokuratura nie udziela jednak informacji na temat samego przebiegu zdarzenia oraz tego, jakie czynności procesowe są podejmowane.

– Zależy nam, żeby wyjaśnić wszystkie okoliczności i przebieg zdarzenia. Na ten moment nie mogę udzielić żadnych bliższych informacji – zastrzega prokurator.

Początkowo przestępstwo zostało zakwalifikowane jako pobicie.

– Postępowanie toczy się w sprawie. To znaczy, że do tej pory jeszcze nikt nie usłyszał zarzutu. Ze względu na śmierć pokrzywdzonego, kwalifikacja czynu ulegnie zmianie. Na ten moment nie jestem w stanie przesądzić jak – mówi Justyna Rataj-Mykietyn.

W sieci gotuje się od komentarzy, że do tej pory nikomu nie postawiono zarzutów.

Justyna Rataj-Mykietyn nie chce tego komentować: – Każdy ma prawo do wyrażenia swojej opinii. Trwają czynności procesowe, najważniejsze jest ustalenie, co się tam wydarzyło.

Czytaj także: https://natemat.pl/566405,nie-zyje-25-letni-strazak-z-bialego-dunajca-zostal-pobity-w-remizie