Lepiej bliżej czy bezpieczniej? Resort zdrowia likwiduje porodówki
Ministerstwo Zdrowia przedstawiło projekt noweli ustawy o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych oraz niektórych innych ustaw. Odważny krok to propozycja wykluczenia z systemu NFZ tych porodówek, gdzie porodów odbywa się najmniej, np. średnio jeden dziennie.
Takich oddziałów, jak się okazuje, wcale nie jest tak mało, a samorządy, które są dla szpitali organami założycielskimi, trzymają je mimo braku rentowności. Ale też pomimo tego, że przy porodzie ważna jest jakość i bezpieczeństwo, a oddział, gdzie przyjmuje się tak mało porodów, nie może poszczycić się dużym doświadczeniem w tym zakresie.
Jednak jak powiedzieć kobietom, że lokalna porodówka idzie do likwidacji i będą musiały rodzić czasem kilka, czasem kilkanaście, a czasem kilkadziesiąt kilometrów dalej.
Taki pomysł, aby likwidować porodówki, gdzie odbiera się zaledwie kilka porodów tygodniowo miała już poprzednia ekipa Ministerstwa Zdrowia. Propozycja ówczesnego ministra Adama Niedzielskiego nie zyskała jednak poparcia PiS, bo to decyzja niepopularna politycznie.
Obecna ekipa po zmianie rządu i opcji politycznej szuka sposób na "uzdrowienie" sektora ochrony zdrowia, bo finansowanie nie pokrywa wciąż rosnących potrzeb. Nie jest to proste, aby bez rewolucji w sposobie finansowania, bez zmian w koszyku świadczeń i wycenach uszczelnić system, który szwankuje od lat.
Wymaga to też odważnych decyzji np., że finansowanie z NFZ nie należy się każdej publicznej placówce ochrony zdrowia. Stąd sieć szpitali, czyli placówek, które muszą spełniać określone kryteria, aby móc liczyć na umowę z NFZ.
Ministerstwo zdrowia podkreśla, że głównym celem projektu, jest "dopasowanie systemu szpitalnego do struktury demograficznej i rzeczywistych potrzeb ludności". W przypadku porodówek faktycznie demografia jest nieubłagana, a dane wskazują na spadającą z roku na rok liczbę rodzących się dzieci.
Liczba porodów odebranych w latach 2017, 2019 i 2023 wyniosła odpowiednio 393 tys., 366 tys. i 266 tys., stąd likwidacja porodówek jest krokiem nieuniknionym.
I tu wpisuje się dodatkowe kryterium kwalifikacji, czyli progowy "udział świadczeń zabiegowych w przyjętym okresie referencyjnym". W przypadku oddziałów o profilu położnictwo i ginekologia decydować będzie m.in. minimalna liczba odebranych porodów.
Minimum 400 porodów rocznie
Wstępnie przewiduje się, że będzie to odpowiednio ok. 60 proc. udział zabiegów i ok. 400 porodów rocznie.
Jednak ostateczne liczby resort zdrowia przedstawi dopiero w drodze rozporządzenia, po dodatkowych analizach i konsultacjach. Oddziały ginekologiczno-położnicze, które nie spełnią określonego kryterium, czyli takie gdzie odbywa się średnio jeden poród dziennie, zostaną zamknięte.
Jaki będzie efekt? Resort liczy na koncentracji świadczeń szpitalnych zabiegowych w ośrodkach dysponujących większym doświadczeniem i potencjałem kadrowym.
Furtka na wypadek "białych plam"
W regionach o mniejszym zaludnieniu lub tam, gdzie młodzi wyjechali, kryterium 400 porodów może doprowadzić do powstania "białych plam".
Stąd furtka, jaką zostawia sobie ustawodawca na wypadek braku dostępności porodówek. W przypadku stwierdzenia niedostatecznego zabezpieczenia określonych świadczeń na danym obszarze, dyrektorzy oddziałów wojewódzkich NFZ będą mogli ogłaszać dodatkowe konkursy.
Likwidacja części porodówek jest nieunikniona, ale oddziały te muszą być "rozłożone" racjonalnie, a więc na mapie pozostaną i takie, które nie spełnią kryterium 400 porodów rocznie. Wszystko to po to, aby rodząca nie musiała jechać kilkudziesięciu, a czasem kilkuset kilometrów.
Oto powiaty, gdzie zlikwidują porodówki
Związek Powiatów Polskich - opierająca się na założeniach przygotowanych przez resort zdrowia - przygotował analizę i sprawdził, w których powiatach może nie być wkrótce dostępny szpital z oddziałem porodowym.
Jak się okazuje, trzymając się sztywno kryteriów, bez porodówek pozostać może nawet ponad 170 powiatów. To więcej niż połowa z wszystkich 314 powiatów w Polsce.
Niestety powstałyby wtedy białe plamy, czyli regiony, gdzie zniknie tyle porodówek, iż rodzące będą musiały pokonać znaczne odległości do najbliższej.
Szczególnie dotyczyć to może północno-wschodniej, północno-zachodniej oraz południowo-wschodniej części kraju, głównie w województwach podlaskim, lubuskim, zachodniopomorskim, świętokrzyskim i podkarpackim, a także lubelskim.
Tu jednak pozostanie furtka, czyli możliwość organizowania przez oddziały NFZ dodatkowych konkursów. Związek powiatów liczy jednak na elastyczne podejście do kryterium 400 porodów.