Grabarz z TikToka dla naTemat: Mam silną psychikę, ale na jednym pogrzebie nie dałem rady

Mateusz Przyborowski
01 listopada 2024, 05:54 • 1 minuta czytania
– Kiedyś niektórzy pytali, czy mogę jeść "tymi rękami". A jeden pan zapytał wprost moją żonę: "Jak możesz chodzić z nim do łóżka?!". Wtedy to już się wściekłem – wspomina Robert Konieczny, autor książki "Moja przyjaciółka śmierć. Kulisy zawodu grabarza". Jest nim od ośmiu lat, a jego profil na TikToku obserwuje już blisko 250 tys. osób. – To zawsze był temat tabu i nikt nie chciał o tym gadać. Ja pewnego dnia postanowiłem, że będę o tym opowiadał – mówi w wywiadzie z naTemat.pl.

Mateusz Przyborowski: "Dlaczego nie wybrałeś normalnego zawodu?". Często słyszysz od znajomych to pytanie?

Robert "Grabarz" Konieczny: Znajomi raczej unikają rozmów na ten temat. Powiem ci szczerze, że moje grono znajomych w ogóle troszeczkę się zmniejszyło od czasu, kiedy zacząłem pracować w tym zawodzie. Prawdopodobnie jest to obarczone stereotypem, który cały czas mimo wszystko panuje, a który staram się obalić w moich social mediach czy w książce, którą właśnie wydaliśmy.


A dlaczego wybrałem "nienormalny" zawód? Bo należę do ludzi, którzy uwielbiają adrenalinę, a "pogrzebówka" tę adrenalinę daje. Jestem człowiekiem, który nie lubi nudy i monotonii. Po prostu żyję pełnią życia i należę do osób, że tak powiem, aktywnych.

Adrenalinę daje też na przykład sport.

Pytasz, w jaki sposób przejawia się u mnie ta adrenalina? Ja przychodzę do pracy i nigdy nie wiem, co mnie spotka. Codziennie muszę być gotowy na wszystko. Jakaś powtarzalność jest, ale drobna, ponieważ codziennie są pogrzeby, jednak i tak każda ceremonia wygląda inaczej. Nie ma nudy.

Adrenalinę daje sama praca w tym zawodzie, ponieważ na co dzień spotykasz osoby zmarłe, obcujesz ze śmiercią, praktycznie każdego dnia jesteś jej towarzyszem – czy to w kaplicy, czy w sali okazań. Ta śmierć cały czas jest, cały czas się kręci, szwenda się pod nogami, jak ja to mówię. To jest taka adrenalina, przechodząca w ciarki, bo nie wiesz też, z jakim ciałem będziesz miał do czynienia. A spotykam najróżniejsze przypadki. Mnie daje to kopa do egzystencji.

Wróćmy do twoich znajomych. Kiedy kumple spotykają się na piwo w barze, często rozmawiają o pracy. Ty o niej nie opowiadasz?

Żeby nie było: mam znajomych (śmiech). Mam przyjaciół, kolegów z klubu Karate Samuraj Wielkopolska, w którym trenuję. Mój główny trener Maciej Kosmacz jeździ ze mną teraz wszędzie, nagrywamy vlogi, bo po wydaniu książki udzielam sporo wywiadów. Niedługo jadę do Warszawy, później do Krakowa na Międzynarodowe Targi Książki.

Mam wokół siebie znajomych i przyjaciół, którzy wiedzą i akceptują to, co robię. To są normalni ludzie, którzy zdają sobie sprawę z tego, że grabarze też są potrzebni na tym świecie.

Czyli dziwne sytuacje również się czasami zdarzają?

Kiedyś niektórzy pytali na przykład, czy mogę jeść "tymi rękami". A jeden pan zapytał wprost moją żonę: "Jak możesz chodzić z nim do łóżka?!". Wtedy to już się wściekłem.

Jesteś grabarzem od ośmiu lat. W przeszłości byłeś między innymi piekarzem i kierowcą, z zawodu jesteś ciastkarzem i technologiem żywności. A dziś jesteś chyba najbardziej znanym grabarzem w Polsce.

Tak mnie nazywają, ale ja się za takiego nie uważam.

Twój profil na TikToku obserwuje prawie 250 tys. użytkowników.

Ale nie czuję się i nigdy nie czułem się celebrytą. Ja nie lubię się wywyższać. Staram się być skromną osobą. Być może ktoś stwierdzi, że osiągnąłem jakiś sukces, bo mam 250 tys. obserwujących czy ponad 3 mln polubień moich materiałów. Zdaję sobie sprawę, że zaciekawiłem ludzi, ale trzymam się tego, żeby zawsze być sobą.

Z jednej strony jest to zaskoczenie, że tylu ludzi interesuje branża pogrzebowa.

Bo to zawsze był temat tabu i nikt nie chciał o tym gadać, to zawsze był zamknięty krąg. Ja pewnego dnia postanowiłem, że będę o tym opowiadał. Ta branża, wbrew temu, co jeszcze wielu ludzi sądzi, to nie jest rzeźnia. Tu nie pracują rzeźnicy i nie chodzą z toporami. Tu pracują ludzie, którzy chcą jak najlepiej wypaść przed rodziną zmarłego.

Ostatnio głośno było o zdarzeniu ze Stalowej Woli, gdzie na drogę wypadło ciało z karawanu. Kierowca myślał, że to on potrącił na pasach kobietę, bo na szybę jego samochodu nagle spadło prześcieradło i nic nie widział przez dłuższą chwilę.

Wpadki czasami się zdarzają. Wszyscy jesteśmy tylko ludźmi i mamy prawo popełnić błąd. Poświęciłem temu zdarzeniu jeden z materiałów na TikToku. I nie zmieniam zdania: pracownicy zakładu pogrzebowego, którzy jechali tym karawanem, w tej chwili przechodzą takie nerwy, że to się w głowie nie mieści. Na pewno nikt tego nie zrobił specjalnie, bo chyba nikt nie odważyłby się na coś takiego.

Oczywiście jest to przykra historia, która nie powinna się wydarzyć, bo powinni lepiej zabezpieczyć te nosze. Ale stało się.

Mówisz, że przełamujesz tabu na temat grabarzy i zakładów pogrzebowych. Ale to tabu chyba nadal istnieje, są też komentarze i pytania ludzi, typu: "jak można tam pracować?", "ci ludzie są chyba z innego świata".

Dostaję mnóstwo wiadomości prywatnych, w których ludzie piszą, że nie spodziewali się, że grabarz, który na co dzień spotyka się ze śmiercią i obcuje z osobami zmarłymi, może mieć rodzinę, dzieci, ma jakieś hobby, uwielbia sport i chodzi na siłownię. A do tego jest normalnym i sympatycznym facetem. To są słowa moich obserwujących, a nie moich. Dla mnie jest to bardzo miłe, bo nigdy nie zdawałem sobie sprawy z tego, że swoją osobą mogę przyciągnąć tylu ludzi.

A czy ludzie boją się grabarzy?

Wydaje mi się, że społeczeństwo już dorosło do pewnych rzeczy. To nie są lata 70-80., kiedy istniał mit grabarza nieprzyjemnego, niedostępnego, alkoholika, z którym nie ma kontaktu, bo on się zajmuje zmarłymi, bo to śmierdzi i jak można w ogóle zajmować się taką profesją.

Bardziej bym powiedział, że nadal niektórzy traktują nas z góry, czyli po prostu nie zdają sobie sprawy z tego, że wśród nas, grabarzy pogrzebników, są ludzie wykształceni. Mój kolega zna na przykład trzy języki obce.

Niektórzy nie dopuszczają do siebie tej myśli, że jak grabarz, prosty człowiek, może być po studiach. No jednak może być. Przecież przez lata krążyła niesprawiedliwa opinia, że grabarz to tłuk bez szkoły i robi to dlatego, ponieważ innej pracy nie znajdzie, nic nie potrafi i nie ma żadnej wiedzy, bo ledwo skończył podstawówkę.

Można wyżyć z tej pracy?

Mamy normalne umowy o pracę. A jeżeli chodzi o zarobki, wszystko zależy od danego zakładu pogrzebowego. Na moje wynagrodzenie składa się to, czy mam dyżur, czy pracuję w soboty, czy mam nadgodziny, w jakich godzinach pracuję i czym się danego dnia zajmuję. Nie mogę podać widełek, ale powiem tak: da się z tego wyżyć i jest w miarę fajnie.

To praca zmianowa?

Jeżeli chodzi o dyżury, to na swój sposób mógłbym to nazwać pracą zmianową, ponieważ dostajesz telefon do ręki i przez 24 godziny na dobę przez 7 dni w tygodniu jesteś pod telefonem. To jest ciężki czas dla dyżurujących, ponieważ przez ten tydzień nie możesz sobie nic zaplanować, bo w każdej chwili może zadzwonić telefon i musisz być gotowy.

Jak na przykład strażak. To ciężki kawałek chleba.

Dobrze, że poruszyłeś strażaków. Nas, grabarzy, uważa się za ludzi, którzy mają bardzo silną psychikę. To co powiedzieć o strażakach czy lekarzach, którzy to ludzkie życie ratują? Oni dopiero muszą mieć silną psychikę!

Podam chyba najbardziej hardkorowy przykład. Przyjeżdżają służby ratunkowe do wypadku i jest tam ciężko ranne dziecko. Próbują je ratować i nagle to dziecko umiera strażakowi na rękach. To trzeba mieć dopiero psychikę, prawda? My przyjeżdżamy, kiedy już jest po wszystkim, oni przyjeżdżają, kiedy jest jeszcze nadzieja, że uratują kogokolwiek.

Pogrzeby dzieci są dla ciebie najtrudniejsze?

Tak i myślę, że mogę śmiało wypowiedzieć się w imieniu całej branży. Jak to się mówi, najmniejsze trumny są najcięższe. Tym bardziej, jeśli sam masz dzieci. Masz wtedy tysiąc myśli w głowie i nie chcę, żeby to głupio zabrzmiało, ale dziękujesz wtedy, że to nie ciebie spotkało.

Ty masz trzech synów i na TikToku odpowiadałeś wspólnie z nimi na pytanie, jak oni odbierają twoją pracę.

Moi synowie są wieku 11, 9 i niecałych 3 lat. Oni wiedzą, gdzie pracuję, zdają sobie sprawę z tego, co tata robi, niczego przed nimi nie ukrywam. Wiadomo, że nie opowiadam im szczegółów. Uświadomiłem ich, czym się zajmuję i od tamtego czasu nie ma tematu. Tata pracuje w zakładzie pogrzebowym i tyle.

Kiedyś wynikła nawet śmieszna sytuacja. Nauczycielka w szkole zapytała uczniów, gdzie pracują rodzice. Mój obecnie 9-letni syn Wiktor powiedział, że "tata zakopuje ludzi". Powstała mała konsternacja, żona pojechała po syna do szkoły i została zaproszona przez nauczycielkę na rozmowę, bo nie wiedziała wtedy, czym się zajmuję.

Plus dla nauczycielki, że zareagowała, a dziecko wytłumaczyło to w najlepszy dla siebie sposób. Na TikToku odpowiadasz na różne pytania, na przykład: czy prawdą jest, że tatuaże znikają po śmierci.

To jest totalna bzdura. Jak mogą zniknąć tatuaże po śmierci? Na ten temat nasłuchałem się też najróżniejszych rzeczy. Jak to powiedzieć delikatnie… Ludzie z pewnej organizacji twierdzą, że tatuaże pochodzą od demonów, że atramenty są demoniczne, bla, bla, bla. To są chyba te jedne z najśmieszniejszych żartów, jakie usłyszysz w życiu. Nie, nie znikają tatuaże po śmierci i również tatuaże nie pochodzą od demonów.

Ty również masz tatuaże.

Jeden jest dla mnie szczególnie ważny i się z nim utożsamiam. Peja ma na przedramieniu tatuaż "Szacunek dla ludzi ulicy" i ja zrobiłem sobie taki sam. Dlaczego? Dlatego, że szanuję ludzi ulicy.

Mam nadzieję, że rozumiesz, o czym mówię. Szanuję ludzi, którzy nie mają za dużo, a szanować należy i sprzątaczkę, i dyrektora w firmie. Nie można rozdzielać ludzi na lepszych i gorszych. Takie jest moje motto i się go trzymam.

Zdarza się, że ktoś krzywo na ciebie popatrzy na pogrzebie, bo masz tatuaże? Poza tym twoja fizyczność nie wskazuje w pierwszej chwili, że możesz być grabarzem. Wiadomo, jak ludzie postrzegają innych.

Dzięki za to pytanie, bo jeszcze nikt mnie o to nie pytał. Nigdy nie spotkałem się z docinkami czy dziwnymi spojrzeniami z tego powodu. Nikt też nie przyczepił się do mnie o tatuaże, chociaż i tak zawsze mam je zakryte, bo mam na ceremonii koszulę z długim rękawem.

Wiem, że trafiłeś do branży przez sąsiada.

Wprowadził się kilka domów dalej i pewnego dnia przyszedł się przywitać. Później zaprosiliśmy go z żoną na grilla, dowiedziałem się, że pracuje w zakładzie pogrzebowym. Bardzo mnie to zaciekawiło i miałem mnóstwo pytań. I powiedziałem mu, że jeżeli byłaby możliwość, to ja bardzo chętnie też bym podjął taką pracę. Pół roku minęło i zacząłem pracować.

Bo szukałeś tej adrenaliny.

Poza tym w branży pogrzebowej również możesz pomagać ludziom. Możesz pomagać zmarłym, przygotowując ich do ceremonii pogrzebowej tak, żeby rodzina była jak najbardziej zadowolona z tego, co zrobiłeś. I też możesz pomagać najbliższym członkom osoby zmarłej. Nie jest to częste, ale powiedzmy, że jest tego trochę. Po prostu ktoś podejdzie, podziękuje za przygotowany pogrzeb i przygotowaną osobę zmarłą, i to jest dla nas największym wyróżnieniem.

Zdarza się czasami, że ktoś rozkręci rozmowę, poopowiada coś o zmarłym, przytoczy smutniejsze, gorsze, ale też te lepsze chwile. Zazwyczaj taka rozmowa kończy się słowami: "Szkoda, że już tej osoby nie ma, bardzo żałuję, że nie powiedziałem jej tego, bo powinienem to zrobić, ale niestety już jest za późno".

I jak reagujesz?

Staram się uświadomić tej osobie, że powinna zapamiętać zmarłego takim, jaki był za życia. Uważam jednak, że wysłuchanie czy sama rozmowa to z mojej strony pomoc dla najbliższych.

Często rozmawiasz z żałobnikami?

Sam nigdy nie zaczynam takich rozmów, ponieważ wiem, w jakiej traumie jest rodzina i zachowałbym się niesmacznie, gdybym to ja podszedł pierwszy i zaczął rozmawiać. Zdarza się jednak, że ktoś podejdzie do nas po pogrzebie.

Kiedy pierwszy raz miałeś kontakt ze zwłokami?

Po tygodniu od rozpoczęcia pracy w zakładzie pogrzebowym. Nie zapomnę tej pani do końca życia. Była to starsza kobieta po siedemdziesiątce, miała kasztanowe włosy ścięte na bombkę. Ubrana była w jasny sweter, brązową spódnicę, miała ciemnobrązowe podkolanówki i brązowe buty.

Ludzie często boją się podejść do trumny, nawet jeśli jest zamknięta?

Wiem, że jest sporo takich ludzi. Powiem ci więcej: kiedyś napisał do mnie mężczyzna i powiedział, że boi się w ogóle wejść na cmentarz, bo przeraża go to, że dookoła leżą zmarli. Długo z nim rozmawiałem, starałem się go przekonać, że to nie ma sensu.

Ludzie boją się zmarłych i ja nie potrafię zrozumieć, dlaczego. Jeżeli miałeś ojca, którego widziałeś codziennie, żyłeś z nim kilkadziesiąt lat, i ten ojciec odejdzie, to co, będziesz się bał podejść, bo on odszedł? Dla mnie to jest niezrozumiałe, chociaż potrafię zrozumieć osoby, które się tego boją.

Przypomniał mi się jeden fragment z książki, kiedy mówisz o tym, czy grabarzom wolno płakać na pogrzebach. Odpowiadasz, że nikt wam nie może tego zabronić, ale doświadczeni grabarze mogą zapanować nad łzami.

Zdarzył mi się pogrzeb, gdzie musiałem odejść na samym końcu przed zbieraniem kwiatów, ponieważ już nie dałem rady. To był pogrzeb dziewczynki. Uwierz mi, że po tym wszystkim, co zobaczyłem przy okazaniu w kaplicy, co później zobaczyłem na ceremonii pogrzebowej nad grobem… A mam naprawdę silną psychikę.

To była jedyna taka sytuacja, która już nigdy więcej się nie powtórzyła. Kilka pogrzebów było takich, że rzeczywiście dołek ściskało, ale jeżeli jesteś profesjonalistą, potrafisz zostawić uczucia poza pracę. Bo uczuciami, które pokażesz, możesz wepchnąć rodzinę w jeszcze większą traumę.

W książce mówisz o zmarłych zawsze z szacunkiem. Z drugiej strony śmierć nazywasz "swoją przyjaciółką" i niektórzy mogą pomyśleć, że masz coś z głową.

A dlaczego miałbym sobie zrobić wroga z kogoś, z kim obcuję na co dzień? Lepiej nazywać śmierć przyjaciółką, niż robić z niej wroga.

Nauczyłeś się nie reagować na zapachy rozkładającego się ciała?

Nigdy nie miałem z tym problemu i nie robi to na mnie żadnego wrażenia.

Jakie są największe mity tej branży? Czy łamie się kości zmarłym?

Totalna bzdura. Nie łamie się kości, wystarczy rozmasować mięśnie, nadgarstki i osoba zmarła staje się plastyczna jak za życia. Powiedziałem to w jednym z wywiadów i ktoś w komentarzu napisał: "no tak, kości się nie łamie, ale nadgarstki się wyrywa".

A wyrywa?

Słuchaj, nie wiem, czy to była normalna osoba, czy miała jakieś zaburzenia psychiki, ale takich rzeczy też się nie robi, ponieważ nie tylko nie ma takiej potrzeby, ale nie ma to najmniejszego sensu.

To prawda, że telefon komórkowy jest przedmiotem, który najczęściej trafia do trumny?

Kilka razy byłem tego świadkiem. Rozumiem, że może być tak, że rodzina chce się zabezpieczyć na wypadek, gdyby zmarły nagle się wybudził w tej trumnie. Patrząc jednak logicznie, dwa metry pod ziemią nie będzie tego zasięgu. A może ten telefon trafia do trumny, bo wywoływałby jakąś dodatkową traumę, gdyby leżał gdzieś na półce w domu?

Do trumny trafiają też inne przedmioty. Najczęściej są to pamiątki po zmarłych, jak na przykład książki, biżuteria czy nawet paczki papierosów, ale też laurki od wnuków.

I nie wyobrażajmy sobie, że cała trumna jest wyłożona pamiątkami. To nie jest tak, że oprócz osoby zmarłej ma jeszcze 10 kg innych przedmiotów.

Ludzie, i nie mówię o najbliższej rodzinie zmarłego, zawsze potrafią się odpowiednio zachowywać w trakcie ceremonii na cmentarzu?

Nie zawsze, dlatego mam jeden apel: zachowujmy się z szacunkiem dla ludzi, którzy odeszli z tego świata i leżą na tym cmentarzu. Nie nadużywajmy alkoholu na cmentarzu, nie przychodźmy pod wpływem alkoholu – i nie mówię tutaj o najbliższej rodzinie osoby zmarłej. Zdarzyło mi się, że dalsi znajomi czy koledzy przyszli na pogrzeb pod wpływem. To jest bardzo słabe. Cmentarz to nie jest park rozrywki.

A czy pomiędzy członkami rodziny dochodzi do jakichś scysji?

Nie twierdzę, że to są jakieś wielkie awantury, ale można czasem usłyszeć ostrzejszą wymianę zdań. Widzę niekiedy na pogrzebach, że rodzina jest podzielona, bo jedni stoją po jednej stronie, drudzy po drugiej, nie rozmawiają w ogóle ze sobą. A po pogrzebie kilka osób z rodziny obraca się na pięcie i odchodzi. To widać i czuć. Szkoda, że dochodzi do takich sytuacji.

A księża? Słyszałem różne historie, że robią problemy.

Niestety, zdarzają się i tacy ludzie, którzy na kazaniu w niedzielę prawią ci morały, jak masz żyć, a na pogrzebie jeszcze bardziej zdołują rodzinę. Mój znajomy miał ostatnią taką sytuację z panem w sutannie. Na szczęście udało się wszystko tak, jak powinno, ale zastanawiam się, jaki trzeba mieć charakter, żeby w tak trudnej sytuacji powiedzieć na przykład: "albo będzie, jak ja chcę, albo nie będzie nic". Niektórzy są odklejeni od rzeczywistości na maksa.

Ostatnio usłyszałem od bliskiej mi osoby: "Dobrze, że teraz zakopuje się trumnę symbolicznie, a nie całą przy żałobnikach, bo odgłos ziemi spadającej na drewno jest traumatyczny".

Mieszkam w Poznaniu i u nas odstąpiło się od tego całkowicie, ale w wielu miejscach jest to jeszcze praktykowane. Większość ludzi, z którymi o tym rozmawiałem, twierdzi jednak, że zasypywanie trumien przy uczestnikach pogrzebu i ten dźwięk spadającego piachu na trumnę, wywołuje jeszcze większy ból.

Znasz facebookowy profil "Zakład Pogrzebowy A.S. Bytom"?

Oczywiście.

Administratorzy dzielą się w tych wpisach dość czarnym humorem i dla niektórych może być on zbyt ciężki.

Moim zdaniem jest to zdrowe podejście do śmierci i z humorem, który mi odpowiada. Jest to prawdziwy zakład pogrzebowy i preferują na Facebooku "pogrzebowy humor". Moim zdaniem nie ma tam nic, co mogłoby kogokolwiek urazić personalnie. W ten sposób pokazują też, że w tej branży nie pracują ludzie, którzy nie żyją wyłącznie traumami i krzywdami innych ludzi.

Niektórzy twierdzą jednak, że z pewnych rzeczy nie powinno się żartować.

Ja również mam granice, których nie przekroczę. Dostaję różne pytania, także z prośbami o opublikowanie zdjęć z "miejsca pracy". To byłoby przegięcie, tą drogą na pewno nie pójdę.

Kuba Sienkiewicz z Elektrycznych Gitar napisał kiedyś piosenkę "Spokój grabarza". Podmiot liryczny zastanawia się, czy aby na pewno wszystko będzie dobrze. Musisz odreagowywać po pracy?

Mam swoją ukochaną siłownię, to moje drugie królestwo. Włączam muzykę i zostawiam to wszystko za sobą. A jeżeli potrzebuję porozmawiać o pracy, co zdarza się bardzo rzadko, pogadam chwilę z żoną i to mi wystarczy. Nie potrzebuję psychologów.

Jak to było z wydaniem książki?

Wiele osób pisało mi, że powinienem ją wydać. Tyle że ja nie lubię o sobie opowiadać. Pewnego dnia sprawdziłem maila i był tam mail z wydawnictwa z propozycją. W pierwszej chwili myślałem, że ktoś sobie jaja robi, ale jak widać, to nie był fejk.

Wiadomo, że się cieszę, bo ta książka jest dla ludzi – żeby było łatwiej im zrozumieć, czym jest śmierć, żeby było łatwiej im zrozumieć, że grabarz to nie jest człowiek, który "nadaje się tylko do łopaty". A ja w pracy zajmuję się wszystkim, łącznie z kamieniarstwem. Przeprowadziłem też kilkaset ekshumacji, stawiamy i rozbieramy pomniki.

To jest wszechstronna robota. Najważniejsze jest dla mnie jednak to, że przez tę książkę będę mógł pozostawić coś po sobie swoim dzieciakom.

Boisz się śmierci?

Nie i nie myślę o niej. Nie ma co rozmyślać nad nieuniknionym. Każdego z nas to spotka. Gdyby jednak dało się coś zrobić i okazałoby się, że jest jakiś sposób, by nie odejść z tego świata, to wiadomo, że myślałbym intensywnie, co tu zrobić. Ale chyba śmierć to jedyna sprawiedliwość na świecie, bo i bogaty, i biedny, kiedyś w końcu umrze. Dlaczego więc mam się tego bać?

Druga sprawa: wierzę w Boga, ale nie chodzę do kościoła, bo nie uznaję tej instytucji. A jak w coś wierzysz, to wierz do końca, więc skoro wierzę, że po śmierci spotkamy się gdzieś wszyscy, to dlaczego miałbym się bać tego przejścia? Nie boję się śmierci i nie myślę o tym. Zdaję sobie sprawę, że ona jest i niech sobie będzie.