Hybrydowe M5 to miał być koniec świata. Jeździłem nim i już wiem, że to... kompletna bzdura

Łukasz Grzegorczyk
26 października 2024, 19:04 • 1 minuta czytania
Wielkie, muskularne, potwornie szybkie, zadziorne… o nowym BMW M5 można tak w nieskończoność. To już siódma generacja modelu z 40-letnią historią i po raz pierwszy mamy tu zelektryfikowany układ napędowy. Jeździłem tym kolosem i nie sądziłem, że od razu na pierwszych zakrętach przeżyję mocne zaskoczenie.
Nowe BMW M5 ma brutalne osiągi i zadziorny design. Zaskoczyło mnie już na pierwszych zakrętach Fot. BMW

To prawdopodobnie najbardziej zwariowany samochód, jakim mogłem przejechać się w tym roku. Mamy co prawda październik, ale nowe BMW M5 zawiesiło poprzeczkę gdzieś poza zasięgiem wzroku i trudno będzie to przebić. Jest parę powodów, dlaczego to auto nawet na zdjęciach wzbudza ogromne emocje.


Odpowiedź jest banalna, po prostu wygląda świetnie. A jeśli nawet komuś ten projekt nie leży, to zostaje inne określenie: jest spektakularnie. Pewnie wielu osób, które przeczytają ten tekst, w 1984 roku nie było nawet na świecie. Mnie też nie. Ale wtedy wszystko się zaczęło i pokazano pierwsze M5 z oznaczeniem E28.

Nie będę grzebał w historii, jednak jest w tym coś ważnego. Tamta "piątka" ważyła dokładnie 1465 kg. Najnowsza wersja (G90) to z kolei… 2510 kg. Przez 40 lat M5 przytyło o ponad tonę. Względem poprzedniej generacji – o 600 kg. A wymiary? Dokładnie 5096 mm długości, 1510 mm wysokości i 3006 mm w rozstawie osi.

Oczywiście nie o samą masę tu chodzi, ale trudno pozbyć się wrażenia, że to BMW pręży muskuły. Jest wielkie, przytłaczające. I dokładnie takie miało być, bo pokazano nam, jak wyglądały pierwsze projekty na papierze. Co ważne, na żywo prezentuje się lepiej niż na premierowych fotkach.

Pod maską nowego M5 mamy silnik V8 o pojemności 4,4-litra. Generuje on moc 585 KM oraz 750 Nm momentu obrotowego. To jednak nie wszystko, ponieważ ta "piątka" po raz pierwszy w historii jest hybrydą. Do tego mamy więc silnik elektryczny o mocy 197 KM i dodatkowe 280 Nm. Przełożenie wstępne na wejściu do skrzyni biegów zwiększa go do wartości 450 Nm.

Gdyby trzymać się broszurki producenta, dostajemy w sumie 727 KM i okrągły 1000 Nm. Brzmi absurdalnie? Jest jeszcze lepiej, bo cała ta moc może trafiać na cztery koła lub wyłącznie na tylną oś. Mamy do czynienia jednocześnie z ostrą "zabawką" i drogowym "myśliwcem".

I jeszcze ciekawostka, o którą dopytaliśmy w Monachium. M5 da się driftować "po cichu". W trybie elektrycznym można przełączyć napęd na tylną oś i ślizgać się, chociaż na suchej nawierzchni może to być trudne. W każdym razie, taka opcja jest dostępna.

Osiągi M5? Wbijające w fotel

M5 startuje teraz do setki w 3,5 sekundy. To jakieś 0,1 s wolniej od poprzednika, tylko w sumie... jakie ta różnica ma znaczenie? 200 km/h da się osiągnąć w niecałe 11 sekund. To jest ten pułap mocy, kiedy pilne śledzenie cyferek z prędkością jest kluczowe. 140 km/h na autostradzie może być kompletnie nieodczuwalne i bardzo łatwo się zapomnieć.

Przed pierwszą jazdą dominowała dyskusja o tym, jak duża masa wpłynie na prowadzenie auta. Na liczbach powyżej widać, że wypada to kosmicznie. Ale sprawdziliśmy to dokładnie podczas naszej podróży po Bawarii.

Dziennikarze, którzy brali udział w pierwszych jazdach mieli podobne odczucia. M5 prowadzi się tak, jakby ważyło jakieś 200-300 kg mniej. Oczywiście, przy większej prędkości w zakręcie i przy hamowaniu miałem poczucie, że to auto jest wielkie i ciężkie – tego nie da się oszukać. Ale BMW zachowuje się tak, jakby te kilogramy nie stanowiły żadnego zbędnego balastu.

Przypomnę tylko: 3,5 sekundy do setki autem, które waży 2,5 tony. Gdzie jest granica? Przy... 305 km/h. To i tak podniesiony limit, dzięki pakietowi M Driver. Bez tego dodatku mamy "zaledwie" 250 km/h. Ten samochód najlepiej czuje się na odcinkach niemieckich autostrad, gdzie nie obowiązują limity prędkości.

Zwinność i precyzja M5 to m.in. efekt dopracowanych szczegółów. Standardowe wyposażenie obejmuje adaptacyjne zawieszenie M z elektronicznie sterowanymi amortyzatorami i zintegrowanym aktywnym układem kierowniczym ze skrętnymi kołami tylnymi (maksymalnie o 1,5 stopnia).

Specjalne zestrojenie M, indywidualnie wybierane mapy charakterystyki oraz sterowane indywidualnie dla każdego koła amortyzatory zapewniają optymalne przenoszenie sił na nadwozie, a także szeroki zakres dynamiki. To daje zadziwiającą elastyczność – od konfiguracji przystosowanej do jazdy na torze wyścigowym po komfort na co dzień. Do tego możemy dołożyć jeszcze opony Michelin Pilot Sport S 5.

Ale po co hybryda?

Niektórzy fani M5 mogą uznać, że taka kombinacja jest bez sensu. No bo przecież to przez hybrydowe połączenie nowe BMW tak bardzo przytyło. Spójrzmy na to jednak z innej strony. Na osiągach praktycznie nic nie straciliśmy, a dzięki hybrydzie M5 może zachowywać się subtelniej, kiedy na przykład chcecie wyjechać z parkingu. Nie trzeba od razu budzić V-ósemki, sąsiedzi mogą być za to wdzięczni.

Druga sprawa to realne wyniki jazdy na prądzie. W trybie w pełni elektrycznym można jechać maksymalnie 140 km/h. Umieszczony nisko w podłodze akumulator o użytecznej pojemności energetycznej 18,6 kWh (ładowany z mocą do 7,4 kWh) zapewnia zasięg elektryczny od 67 do 69 km według WLTP.

Nowe BMW M5 jest mimo wszystko do... cywilnej jazdy

Specyfika "piątki" przywołuje emocje z toru, gdzie można bić rekordy okrążeń. To jedna cecha charakteru M5, ale tak naprawdę to również... użyteczna limuzyna. Nie spodziewałem się aż tak wygodnych foteli i dostępnej przestrzeni na tylnej kanapie. To jest rodzinne auto!

Nawet bagażnik nie rozczarowuje. 466 litrów wypada przyzwoicie, chociaż na przykład przy dwójce dzieci to pewnie będzie niedosyt. Zawsze można jednak wybrać wersję touring (500 l).

A jeśli już jesteśmy przy bardziej "przyziemnych" sprawach, to M5 ma oczywiście zestaw systemów bezpieczeństwa. To m.in. ostrzeganie przed kolizją czołową, ostrzeganie przed opuszczeniem pasa ruchu z korektą toru jazdy, asystent omijania, asystent skupienia oraz wskazanie ograniczeń prędkości – to wszystko jest dostępne w standardzie.

Warto jeszcze coś podkreślić. Napęd w tym BMW ma rzecz jasna ogromny potencjał, jednak auto może zachowywać się... zupełnie normalnie. W Niemczech jeździliśmy po autostradach, lokalnymi dróżkami, po zatłoczonym Monachium. W każdych warunkach M5 mogło sprawiać wrażenie grzecznego wozu, kiedy akurat nie chcieliśmy jeździć dynamicznie.

Z tym wiąże się jedna kwestia, którą część z was może uznać za wadę. Jeśli ktoś oczekuje, że M5 będzie brutalne i bezkompromisowe w każdych warunkach, to tak nie działa. Jest imponująco wszechstronne i moim zdaniem to as w rękawie. Zresztą w ułamku sekundy da się obudzić w nim bestię. Wystarczy lekko docisnąć pedał gazu i sam dźwięk wzbudza respekt.

Dla kogo jest nowe BMW M5?

Najpierw dla kogoś z solidną dawką rozsądku w głowie. Brzmi dziwnie? Nie, to jest narzędzie, w którym bardzo łatwo się "odkleić". M5 budzi fantazję i mówiąc wprost, trzeba umieć się nim posługiwać. Ma systemy, które prowadzą kierowcę za rękę, ale to nigdy nie zastąpi chłodnej głowy.

A tak bardziej konkretnie, to BMW dla ludzi, którzy chcą połączyć codzienność z fantazją. Dla tych, którzy potrzebują limuzyny, jednak mają alergię na nudę i marzy im się nawet torowe szaleństwo. Wtedy M5 w wersji sedan może być strzałem w dziesiątkę.

Ceny tego BMW startują od 680 tysięcy złotych. W przypadku wersji touring trzeba zapłacić o 10,5 tys. zł więcej.

Więcej relacji zza kierownicy innych ciekawych aut znajdziesz na moich profilach Szerokim Łukiem na Facebooku oraz Instagramie.

Czytaj także: https://natemat.pl/545609,jak-jezdzi-bmw-i5-m60-test