Umierający ojciec szuka nowej rodziny dla syna. "W świetle prawa to nie ma znaczenia"
Co będzie z moim dzieckiem, jeśli mnie zabraknie? To pytanie stawia sobie wielu rodziców. Nie muszą cierpieć na śmiertelną chorobę, by martwić się o przyszłość dzieci po swoim przedwczesnym odejściu. W grę wchodzą przecież zdarzenia losowe. Można cieszyć się świetnym zdrowiem, gdy życie nagle odbierze nam na przykład nieodpowiedzialny kierowca samochodu. Co się stanie z dzieckiem, jeśli zostanie bez rodziców?
Testament rodzicielski. Czy można wskazać, do kogo trafi dziecko w razie naszej śmierci?
W związku z upublicznieniem trudnej sytuacji pana Mikołaja Mielnika, który odchodzi na nowotwór, ale przed śmiercią chce zadbać o to, by syn trafił w dobre ręce, opiekunowie dzieci mogą się zastanawiać, czy da się sporządzić swego rodzaju testament rodzicielski: wskazać do kogo ma trafić nasze małoletnie dziecko w przypadku, gdyby nas zabrakło.
Czy jest opcja, by wybrać, że rodziną zastępczą dla dziecka zostanie na przykład dalsza kuzynka, para naszych przyjaciół lub partner/ka, z którą wychowujemy malucha, ale formalnie nie jest jego rodzicem?
Zapytaliśmy o to prawniczkę Joannę Parafianowicz, która w sieci jest znana jako Pani od Pokoju. I niestety ekspertka nie ma dobrych wiadomości dla osób, które poruszone historią pana Mikołaja chciałyby zawczasu sporządzić coś w stylu testamentu rodzicielskiego.
– W Polsce rodzice nie mogą wskazać rodziny zastępczej, do której w razie ich śmierci mają trafić dzieci – mówi naTemat mec. Joanna Parafianowicz. A więc jak to działa?
Najpierw rodzina biologiczna, potem rodzina zastępcza
Prawo przewiduje, że pierwszeństwo w objęciu dziecka opieką przysługuje rodzinie biologicznej. Oczywiście jeśli jej członkowie wyrażą taką wolę.
– W razie śmierci obojga rodziców dziecko decyzją sądu trafia do krewnych lub powinowatych. Oczywiście muszą złożyć wniosek o przysposobienie dziecka, a sąd musi uznać, że nadają się do sprawowania opieki. Jeśli nie ma takiej osoby, dziecko trafia do pieczy zastępczej – tłumaczy Pani od Pokoju.
Przykład?
– Bywają sytuacje, że osieroconego wnuka chce przysposobić babcia lub dziadek, ale są na tyle schorowani lub nieporadni, że sąd umieszcza dziecko w rodzinie zastępczej – mówi mec. Parafianowicz.
Co więc mogą zrobić rodzice, by zabezpieczyć los swojej pociechy? – Warto utrzymywać dobre, ciepłe relacje z rodziną jeśli chcemy, by nasze dziecko w niej zostało w razie naszego nagłego odejścia – mówi prawniczka. A co jeśli takiej możliwości nie ma? Ustawodawca zamyka oczy.
Osierocone dzieci. "Prawo nie nadąża za rzeczywistością"
Kolejne ekipy rządzące wychodzą z założenia, że jakoś to będzie, o ile w ogóle się nad tym zastanawiają.
– Prawo nie nadąża za rzeczywistością. Bywają sytuacje, że poza matką lub ojcem dziecko nie ma innej rodziny. Nierzadko rodziny potrafią być skłócone i nie utrzymywać relacji, a bliskimi – w potocznym znaczeniu tego słowa – są osoby obce według prawa: przyjaciele, członkowie rodziny patchworkowej itd. Nawet jeśli w testamencie czy nagraniu wskażemy bliską, ale prawnie obcą osobę, która jest gotowa zająć się dzieckiem w przypadku naszej śmierci, to dla sądu nie ma to żadnego znaczenia – wyjaśnia mec. Joanna Parafianowicz. Dlatego medialne poszukiwania nowych rodziców dla ośmioletniego Emila rozmówczyni naTemat obserwuje z podwójnym smutkiem. – W świetle polskiego prawa poszukiwania nowych rodziców dla syna przez chorego ojca nie mają znaczenia. Jeśli ktoś nie jest spokrewniony lub spowinowacony z dzieckiem, musi przejść specjalne kursy, ale nawet zaświadczenie o ich ukończeniu nie daje gwarancji, że sąd przychyli się do woli rodziców – tłumaczy mec. Joanna Parafianowicz. Następnie dodaje, że żadna z podobnych historii, które nabrały medialnego rozgłosu, nie skłoniła polityków do zmiany prawa.
Zabezpieczenie rodziny dla dzieci. Co mogą zrobić rodzice
Czy to znaczy, że rodzice nie mogą nic zrobić, by zabezpieczyć opiekę nad dziećmi w przypadku swojego przedwczesnego odejścia? Jak mówi mec. Joanna Parafianowicz, jest pole manewru, ale nie ma żadnej gwarancji.
Pójście tą drogą wymaga dużej determinacji ze strony osób, którym chcielibyśmy powierzyć potomstwo. Determinacji – dodajmy – którą trzeba się wykazać "na zapas", wyprzedzając zdarzenie losowe, które może odebrać dzieciom rodziców. Jednak nawet wtedy nie ma gwarancji, że sąd uszanuje "testament rodzicielski".
– Jeśli chcemy zabezpieczyć los dziecka w przypadku naszej śmierci i powierzyć je bliskiej, ale prawnie obcej osobie, to ta osoba musi być przygotowana na to, by ponieść duży wysiłek jeszcze za naszego życia, a więc ukończyć kursy, które urzędowo potwierdzą jej kwalifikacje do sprawowania opieki nad dzieckiem. To daje szanse na to, by sąd przychylił się do woli rodzica. Nadal jednak nie musi tego zrobić – podkreśla Pani od Pokoju.
Adopcja w Polsce za zaświadczenie od proboszcza. "Ten system trzeba zaorać"
Trzeba więc włożyć dużo energii i starań w to, by sąd w ogóle zechciał zastanowić się nad naszym wyborem. Nie chodzi tylko o to, że ukończenie kursu wymaga czasu i samozaparcia, ale o aktywne i bezprawne zniechęcanie dobrych kandydatów na rodziców zastępczych. Mec. Parafianowicz wie, o czym mówi nie tylko z działalności swojej kancelarii, ale również z własnego doświadczenia.
– Uzyskanie tych papierów to droga przez mękę. Mówię to zarówno jako mama adopcyjna, która ukończyła taki kurs, jak i prawniczka. Moi klienci zmagają się ze skostniałym, bezdusznym systemem, w którym nic nie zmieniło się od lat. Jeśli ktoś nie ma mocnej psychiki, zderzenie z ośrodkiem adopcyjnym może być dla niego szokiem – mówi mec. Parafianowicz.
Zdaniem rozmówczyni naTemat nie ma tu miejsca na korekty czy łagodne reformy. Ośrodki adopcyjne łamią prawo od lat i odbierają dzieciom szansę na nowych rodziców, a dobrym kandydatom na rodziców – na dzieci. – Ten system trzeba zaorać i postawić od nowa. Ludzie, którzy chcą być adopcyjnymi rodzicami, są odrzucani z bezprawnych powodów: bo mają wyższe wykształcenie, bo kobieta jest starsza od mężczyzny, bo nie mają zaświadczenia od proboszcza, że chodzą do kościoła itd. Niestety obecna władza też nic z tym nie robi – podsumowuje mec. Joanna Parafianowicz.