Michalik: Najlepszym wspólnym kandydatem koalicji byłby Radosław Sikorski. Dlaczego?
Powiedzieć, że ta kampania będzie wyjątkowo ciężka i trudna i że PiS zastosuje w niej – już stosuje! – wszystkie brudne chwyty, to nic nie powiedzieć. Dla PiS te wybory to będzie gra o wszystko. Dosłownie.
"Gra" to zresztą o wiele za słabe określenie, celniejszym jest "walka na śmierć i życie". Bo jeśli PiS nie zdobędzie własnego prezydenta, jest po nim na długie lata – i partia Kaczyńskiego świetnie to wie. Prezydent z Koalicji 15 października będzie oznaczał, że PiS straci możliwość wetowania ustaw, ułaskawiania przestępców z własnych szeregów, wpływ na politykę międzynarodową, w tym możliwość działań prorosyjskich na taką skalę jak wcześniej. Nie będą także mogli demolować polskiej demokracji, wywoływać tak skutecznie, jak dotąd wojen polsko-polskich, siać chaosu, niszczyć naszych stosunków z UE i wymiaru sprawiedliwości. Demokratyczny prezydent zawetuje im wszystkie tego typu ustawy, nawet jeśli wygrają kolejne wybory parlamentarne.
I odwrotnie – wygrana, czyli zainstalowanie w pałacu prezydenckim kogoś w rodzaju Przemysława Czarnka czy Dominika Tarczyńskiego, otworzy przed PiS bajeczne, nieskończone możliwości.
Weta! Ułaskawienia! Promowanie się w prawicowych mediach! Szerzenie propagandy na najwyższych szczeblach! Psucie polityki rządu! Dezorganizowanie polityki międzynarodowej! Sojusze ze zwolennikami Putina! Łakome stanowiska do obsadzenia! Władza! Wpływy! Psucie szyków rządowi Koalicji 15 października na każdym kroku! Skłócanie Polaków w nieskończoność! Dezinformacja i dezintegracja Polaków! Jednym słowem – pisowski raj na ziemi.
Kilku kandydatów na prezydenta zawsze demobilizuje elektorat
Prezydentura byłaby dla PiS szansą na odbudowanie się i stanie nawet mocniejszą partią niż wcześniej, a z pewnością bardziej bezwzględną.
Dla Polski prezydent z PiS w czasach zagrożenia wojną z Rosją i kryzysem obronnym w UE, z prezydentem Trumpem za oceanem – to byłby gwóźdź do trumny. Partia aferzystów i złodziei mając swojego człowieka na stanowisku prezydenta, zachwieje Polską.
Rozproszenie opozycji i mnogość jej kandydatów na prezydenta (Hołownia niestety zapowiedział start) to pierwszy ogromny czynnik ryzyka. W najgorszym scenariuszu mogłoby to się skończyć zwycięstwem kandydata PiS o włos. Dobrze, jeśli w drugiej turze. Mnogość kandydatów demobilizuje ponadto wyborców Koalicji i może spowodować, że część z nich w drugiej turze zostanie w domu. Kilku kandydatów zawsze demobilizuje elektorat, a jeden mocny – konsoliduje. PiS to wie i zapewne dlatego nie robi prawyborów i wystawi kandydata jednego, a mocnego.
Należy się też spodziewać, że w odróżnieniu od elektoratu Koalicji (mającego pretensje do rządu Tuska o brak rozliczeń), elektorat PiS będzie wyjątkowo zmobilizowany i karny. Zwłaszcza w decydującej drugiej turze może to być wielkim zagrożeniem. Ponadto PiS nie tylko ma większe niż Koalicja doświadczenie w prowadzonych z rozmachem i na wielką skalę zwycięskich kampaniach prezydenckich, jak i – śmiem twierdzić – w oszustwach i szwindlach. I w odróżnieniu od polityków Koalicji – żeby wygrać, nie cofnie się przed niczym.
Najlepszy kandydat na prezydenta
PiS jest w ogóle lepszy od Koalicji w kampaniach opartych na charyzmie i osobowości jednego kandydata – nie ma tam w czasie kampanii publicznych przepychanek, dyskusji, swarów, sporów, wzajemnego podważania swoich kompetencji. Jest jedność i solidarność – aż do zwycięstwa.
W PiS rozumieją znaczenie hasła "Wszystkie ręce na pokład" i mają "ciąg na bramkę", natomiast w przeintelektualizowanej inteligenckiej Koalicji bywa, że go brakuje.
Dlatego uważam, że jej najlepszym wspólnym kandydatem byłby Radosław Sikorski – facet z charyzmą, tupetem, charakterem i dyplomatycznym sznytem, a równocześnie wojownik, ktoś wobec kogo nie można pozostać obojętnym.