Każdy będzie musiał mieć taki czujnik w mieszkaniu. Strażak dla naTemat: Ważna jest nie tylko cena
Nowe rozporządzenie ministra spraw wewnętrznych i administracji wejdzie w życie 23 grudnia, czyli tuż przed nadchodzącą Wigilią. Wprowadza ono m.in. obowiązek montażu autonomicznych czujników dymu (przeciwpożarowe) i tlenku węgla (czadu) m.in. w mieszkaniach i domach.
Jednak taki wymóg w budynkach, które już powstały, będzie dopiero od 2030 roku (w nowych jest na to miesiąc, więcej o tym przeczytacie w ustawie). Czujniki czadu nie będą dotyczyć wszystkich. Będą musiały być zamontowane w pomieszczeniach, w których "odbywa się proces spalania paliwa stałego, ciekłego lub gazowego".
Chodzi m.in. o kotły, piece, kuchnie i piekarniki gazowe, kominki, "kozy", "kopciuchy" itd. Jeśli więc mamy w mieszkaniu kuchenkę indukcyjną i centralne ogrzewanie, to właśnie wtedy wystarczy nam czujnik dymu.
Czad i pożar nie będą jednak czekać 5 lat na wprowadzenie nowych przepisów, więc i my już wcześniej możemy się przed nimi zabezpieczyć. Czujniki bez problemu kupimy w sklepach RTV i internecie, a nawet w zwykłych marketach. To świetny pomysł na prezent, bo wbrew pozorom takie urządzenia nie są drogie, ale też nie warto na nich oszczędzać.
Jaki czujnik dymu i czadu kupić? Rozmawiamy o tym ze strażakiem ratownikiem
Te najtańsze czujniki są często na baterie i akurat te odradza Wiesław Piotrkowski, strażak ratownik z Drawska Pomorskiego, z którym rozmawiałem. Nie każdy jednak będzie miał gdzie podłączyć te zasilane prądem, więc jeśli mamy do wyboru mieć czujnik na baterie lub go wcale nie mieć, to pierwsza opcja będzie zawsze lepsza. Strażak jednak rekomenduje te na prąd. Dlaczego? Tego dowiecie się z poniższej rozmowy.
Bartosz Godziński: W sklepach znajdziemy mnóstwo czujników w różnych cenach. Czy wszystkie są dobre i zawsze zadziałają?
Wiesław Piotrkowski: Nie, odradzałbym czujniki tlenku węgla za mniej niż 60 zł, bo często okazują się zawodne. Ważna jest nie tylko cena i producent, ale i to, by urządzenie miało bezpośrednie podłączenie do prądu. Bateria może się rozładować, a zwykle w takich czujnikach nie ma powiadomienia, że za chwilę się skończy i należy ją wymienić.
Do tego trzeba je raz w tygodniu sprawdzać i resetować. Jeśli czujnik jest podłączony do prądu, to reset jest używany, gdy np. były przerwy w dostawie prądu. Jednak najważniejsze jest to, że ma stałe źródło zasilania.
Tak, ale właśnie czasem zdarza się, że w mieszkaniu lub domu nie ma prądu. Co wtedy?
Wtedy będziemy wiedzieć, że nie ma prądu, bo np. lodówka nie działa, a na samym czujniku będzie się świecić czerwona lampka (niektóre modele mają awaryjne zasilane bateryjne – red.). Niestety nie wszyscy mają możliwość zainstalowania elektrycznych czujników prawidłowo. Nie można ich bowiem umiejscowić gdziekolwiek. Powinny być zamontowane na wysokości nie więcej niż 1,5 metra od źródła potencjalnej emisji tlenku węgla. Gaz bowiem "ścieli się" w poziomie.
A jeśli chodzi o czujki dymu, to rozumiem, że też powinniśmy kupić takie na prąd?
Jeśli jest taka możliwość, to też i także nie patrzeć na te z najniższej półki. Ja akurat swój kupiłem za ok. 140 zł i naprawdę się sprawdza. Testowaliśmy to z kolegą, który pali papierosy. Puścił cztery obłoki dymu i czujnik od razu się włączył.
Czym jeszcze powinniśmy się kierować? Są konkretne certyfikaty lub atesty, na które powinniśmy zwracać uwagę?
Niekoniecznie. Najważniejsze jest to, co mówiłem, czyli by były zasilane prądem i były odpowiednio umiejscowione. Nie mogą być zamontowane zbyt blisko źródła (czyli np. pieca, kominka, kuchenki itd. – red.), bo będą przechwytywać wszystko i przez to będą się włączać bez potrzeby. Tak więc w tym wypadku musimy zachować odległość nie bliżej niż półtora metra.
A czy taki czujnik dymu powinien być w ogóle w kuchni? Czasem każdemu zdarzy się coś przypalić na patelni lub w piekarniku i wtedy przecież zacznie wyć.
Tak jak wspomniałem: nie powinien być bezpośrednio obok urządzenia. Jeśli będzie za blisko, to będzie się włączał za każdym razem, gdy za bardzo przypieczemy np. boczek i trzeba go będzie resetować.
Dlatego powinniśmy go umieścić niezbyt blisko, ale też niezbyt daleko. To samo tyczy się czujnika czadu. Nie ma sensu go umieszczać za daleko, np. w sypialni, by nas powiadomił, bo z kuchni też usłyszymy sygnał alarmu. Nawet w domu jednorodzinnym na innym piętrze.
Widziałem też, że są czujniki dymu typu: optyczne, jonizacyjne, półprzewodnikowe. Czy to też ma znaczenie np. w przypadku różnych typów pomieszczeń?
Czujnik dymu to czujnik dymu. Nieważne, jakiego jest typu, bo każdy ma za zadanie wykrywanie dymu.
Są też urządzenia wielofunkcyjne, 2 w 1. Mają i czujnik dymu, i czadu. Czy nimi też powinniśmy się zainteresować?
Uważam, że urządzenia uniwersalne nie są dobre, ale akurat w tym przypadku też się sprawdziły nie raz.
Co w takim razie z głośnością alarmu? Powinniśmy zwracać uwagę też na liczbę decybeli? Chodzi m.in. o to, by nas też taki czujnik wybudził, gdy śpimy.
O to się proszę nie martwić, czujniki są o wiele głośniejsze od budzika. Powinny mieć przynajmniej 85 db, wtedy nawet sąsiad usłyszy alarm.
Co powinniśmy zrobić, gdy czujnik się włączy?
Powinniśmy się wtedy skierować do okien lub drzwi, a nie iść odruchowo zapalać światło, by sprawdzić, co się dzieje. Dotyczy to przede wszystkim czujników dymu. Przy włączeniu światła lub np. wyłączeniu telewizora może powstać zaiskrzenie w tych urządzeniach. To może doprowadzić do eksplozji ulatniającego się gazu.
Czyli pierwsze, co powinniśmy zrobić, to otworzyć okna lub drzwi?
Tak. Często niestety strażacy znajdują zaczadzone osoby, które najpierw poszły sprawdzić czujnik i już zabrakło im sił, by zrobić coś więcej. Niekiedy jeszcze zdążają się doczołgać do okien. Kolejność powinna być odwrotna.
Dlatego jeszcze raz przypominam: pierwsze kroki kierujemy do okien i drzwi, a nie do elektryczności.
Następnie opuszczamy pomieszczenie i dopiero wtedy dzwonimy na straż pożarną. My wtedy przyjeżdżamy z własnymi czujnikami, które pozwalają określić źródło gazu. W międzyczasie dyspozytor wzywa pogotowie gazowe.
Z własnego doświadczenia może pan potwierdzić, że ratują życie?
Tak i do tego bardzo często mogłyby uratować życie lub zdrowie, gdyby były zamontowane. Niecałe dwa tygodnie temu mieliśmy w Drawsku przypadek 5-osobowej rodziny mieszkającej w bloku, która trafiła do szpitala. Dlaczego? Bo zaoszczędzili i nie założyli czujnika czadu.
Stary piec po prostu przepuścił gaz. Do tego prawdopodobnie popełnili ogromny błąd, bo zatkali kratkę wywietrznika, by nie wiało im zimne powietrze. Rodzina przeżyła, ale zaczadzenie ma też wpływ na mózg i organy wewnętrzne.
Nowe rozporządzenie wprowadza wymóg posiadania czujników w mieszkaniach dopiero od 2030 roku, ale chyba lepiej z tym nie czekać aż tyle?
Dla dobra i bezpieczeństwa nas i naszych bliskich nie ma co oszczędzać. Życie jest ważniejsze od ceny.