Analityk, mieszkał w klasztorze. Oto minister Domański, którego decyzja ws. PiS rozpaliła naród
Jarosław Makowski, były dyrektor Instytutu Obywatelskiego PO, dziś wiceprezydent Katowic, rozmawiał z Andrzejem Domańskim, gdy cała Polska czekała na decyzję ministra finansów. Znają się od czasu studiów w Krakowie. Łączyła ich pasja do polityki i dyskusji. Mnóstwo godzin przegadali w krakowskich knajpach. Jako studenci przez jakiś czas mieszkali też w... klasztorze św. Katarzyny na Krakowskim Kazimierzu. A po latach razem działali w think-tanku PO.
– Zadzwonił, żeby pogadać, wymienić myśli. Nie chciał porady i ja nie chciałem mu doradzać. Gdybym był w jego sytuacji, sam nie chciałbym jego doradztwa. Bo wiem, że ten, kto doradza, nigdy nie będzie na moim miejscu i nie weźmie za mnie odpowiedzialności za podjętą decyzję. Natomiast jako społeczeństwo bardzo lubimy doradzać – mówi w rozmowie z naTemat.
Minister był zdenerwowany całą sytuacją? Przeżywał ją bardzo? – dopytuję.
– Nie denerwował się. Nie przeżywał tego emocjonalnie. To nie jest typ choleryka, jeżeli wchodzimy na taki grunt. Raczej, z racji tego, że zarządzał funduszami, jest to typ analityka. Jedyna emocja wiąże się z tym, że na końcu w takich sytuacjach to ty musisz podjąć decyzję. Miał poczucie, że znalazł się w sytuacji, w której nigdy nie powinien się znaleźć. I po drugie, że to nie jest spór, który on powinien rozstrzygnąć. Stąd decyzja o poproszeniu PKW o jasną wykładnię uchwały, którą to PKW wydała – mówi Jarosław Makowski.
Z kim nie rozmawiał, każdy mówił o Andrzeju Domańskim: "Nie zazdroszczę".
– Myślę, że PKW szukało kozła ofiarnego. A on nie dał się w to wrobić. Na pewno nie dał się ograć tak, jak chciała to zrobić PKW, zrzucając z siebie odpowiedzialność. Jeżeli ktoś wcześniej myślał, że przerzucił ten gorący kartofel, to właśnie dostał go z powrotem – komentuje.
Uważa też, że ostatecznie była to jego samodzielna decyzja. To samo zresztą powtarzają inni, którzy znają Domańskiego. Samodzielna, ale konsultowana.
– Jeżeli strona opozycyjna straszy cię więzieniem, to rozumiesz, wchodząc w buty Andrzeja, że to nie jest komfortowa sytuacja. To, jak będzie wyglądała twoja przyszłość i przyszłość twojej rodziny, musi być brane pod uwagę przy takiej decyzji – mówi.
"Brawo Panie Ministrze, tak trzymać!", "Po zmianie władzy będzie Pan siedział"
Tak czy inaczej, w ten sposób i mimowolnie, Andrzej Domański dla wielu został bohaterem, a dla innych wrogiem. Choć ta gra jeszcze się nie zakończyła i nie wiemy, jaki będzie jej finał. PKW właśnie odpowiedziała na jego pismo.
Ale od 8 stycznia emocje wokół ministra finansów buzują.
– Żadne groźby, żadne szantaże ze strony PiS-u na mnie wrażenia nie robią i nie przeszkodzą mi w realizowaniu moich konstytucyjnych obowiązków – powiedział w "Faktach po Faktach", gdy internetowa Polska już gotowała się w komentarzach po decyzji, którą ogłosił chwilę wcześniej.
Tego dnia dowiedzieliśmy się, że minister finansów uznał, że uchwała PKW ws. finansowania kampanii PiS jest uchwałą wewnętrznie sprzeczną i dlatego, zanim podejmie dalsze działania, musi wyjaśnić wszelkie wątpliwości. Zwrócił się więc do PKW z prośbą o wykładnię tej uchwały.
W PiS wrze. "Przyjdzie czas odpowiedzialności za to bezprawie!", "Obiecuję: po zmianie władzy będzie pan siedział", "Andrzej Domański idzie na ścianę. Albo raczej przed Trybunał Stanu. Chce dostać zarzuty karne", "Pan sobie robi kpiny z obywateli, polskiego prawa i własnego słowa?" – grzmią politycy PiS i ich zwolennicy.
Ale to, jakie brawa Andrzej Domański zbiera, jest znamienne. "Fantastyczny facet, niby cichy i skromny, ale z jajami jak mało kto", "Fajny facet z tego Andrzeja Domańskiego", "Brawo Panie Ministrze, tak trzymać!", "Ale GOŚĆ! Brawo!", a nawet: "Ten facet ma największe jaja w całej KO" – czytam kolejne komentarze na X i FB.
Kim zatem jest ten "facet"? i "gość"? Oto co mówią o nim ci, którzy go znają. Ze świata polityki, ekonomii, ale także z Krakowa, skąd Domański pochodzi.
Domański od dawna pasjonował się polityką
"Doman" – tak mówią o nim znajomi. Ekonomista i analityk gospodarczy rocznik 1981. Bez wielkiego doświadczenia w polityce, co niektórzy mu wytykają, twierdząc, że jest technokratą. Ale okazuje się, że polityka zajmowała go od dawna.
– W czasach studiów wieczorami przesiadywaliśmy w knajpach i rozmawialiśmy o polityce. On patrzył na nią z perspektywy gospodarczej, bo studiował ekonomię. Ja, z racji studiów filozoficznych i teologicznych, bardziej patrzyłem z punktu widzenia społecznego, socjologicznego i psychologicznego. Bliskie nam były środowiska "Tygodnika Powszechnego”, w którym pracowałem jako redaktor i dziennikarz oraz miesięcznika "Znak". To sprawiało, że taką polityczno-społeczno-ekonomiczną inicjację wysysało się z mlekiem krakowskich debat i dyskusji – wspomina Jarosław Makowski.
Wspomina też wspólne mieszkanie w klasztorze. – Przesiąkasz murami ascezy, pokory i rozwagi – mówi pół żartem, pół serio.
Potem ich drogi się rozeszły: – Andrzej poszedł drogą związaną z finansami. Nabył umiejętności ze świata gospodarki, które dziś owocują. Nie jest też tajemnicą, że udało mu się przełożyć to na sukces materialny.
Tak Domański pożegnał się ze światem finansów i wszedł w politykę
Andrzej Domański pracował jako analityk, zarządzający funduszami, a także dyrektor inwestycyjny oraz członek zarządu w krajowych i międzynarodowych instytucjach finansowych.
Jednak po latach zadzwonił do dawnego kolegi. Przyjechał do Katowic. Był 2019 rok.
– I mówi, że myśli o tym, aby wejść w politykę, żeby spróbować sił w innym obszarze niż giełda, która jest stresująca. To był dla mnie lekki szok. Mówię: "No stary, jeżeli jest to jeden z powodów, dla którego chcesz odejść z giełdy, to myślę, że polityka jest takim rodzajem karuzeli, że inwestowanie na giełdzie to przy niej mały pikuś, więc absolutnie powinieneś rzucić giełdę i wejść w politykę". I jak się okazuje, miałem rację. Moje słowa okazały się prawdziwe w tym sensie, że sytuacja, w jakiej znalazł się dzisiaj, niewątpliwie do takich należy – mówi Jarosław Makowski.
Domański od trzech lat pełnił wtedy funkcję członka zarządu i dyrektora Działu Zarządzania Funduszami w Eques Investment TFI. Gdy zrezygnował, firma wydała oświadczenie następującej treści:
"Przyczyną złożenia rezygnacji jest zmiana planów zawodowych: Andrzej Domański postanowił kontynuować karierę w innych, niepowiązanych z rynkiem kapitałowym obszarach działalności. Życzymy Andrzejowi Domańskiemu wielu sukcesów na nowym polu zawodowym".
Inny z rozmówców, który zna go z PO: – Bez mózgu do dużych pieniędzy się nie dochodzi. Można wykorzystywać okazję, ale na dłuższą metę potrzeba mieć łeb. I on ma. Myślę, że finansowo jest ustawiony na wieki, więc teraz może sobie pozwolić na przyjemność, czy na służbę. Widać, że on wszystko ma w życiu uporządkowane. Był etap zawodowy, rodzinny, biznesowy, teraz jest polityczny.
I jeszcze ekonomista, który również zna Domańskiego. Gdy pytam, skąd wziął się w polityce, odpowiada: – Wydaje mi się, że zarobił pieniądze i ma poczucie misji.
Polityczne początki Andrzeja Domańskiego
W 2019 roku Andrzej Domański pierwszy raz wystartował w wyborach parlamentarnych. Z rodzinnego Krakowa. Jednak do Sejmu się nie dostał.
Drugie podejście w 2023 roku zakończyło się sukcesem, ale z Warszawy. W międzyczasie dołączył do Instytutu Obywatelskiego PO.
Najpierw działał w Krakowie. – U nas to wcale nie był żaden "no name". Był widoczny w strukturach PO, może nie w pierwszym szeregu, ale było go widać. Był raczej na zapleczu, zajmował się działaniami eksperckimi. Kiedyś prowadził np. cykl spotkań o sprawach energetycznych w Krakowie. Przez niego wkładaliśmy szereg postulatów krakowskich choćby do 100 postulatów PO. Cały czas utrzmuje kontakt z Krakowem – mówi nam jeden z lokalnych polityków. Nie ukrywa, że liczą na niego m.in. w kwestii krakowskiego metra.
Potem działał w Warszawie.
– Ciężko pracowaliśmy, pisząc program, organizując debaty, tworząc analizy przed wyborami w 2023 roku – wspomina Jarosław Makowski.
Co dzięki niemu PO w tamtym czasie zyskała?
– Okres w Instytucie był takim momentem weryfikacji. Myślę, że sam fakt, że pan premier Donald Tusk zaufał Andrzejowi i powołał go na swojego ministra finansów jest chyba najlepszym świadectwem tego, że Andrzej się sprawdził. I myślę, że do tej pory zdaje egzamin. Nie chcę, żeby to zabrzmiało tak, że chwalę kolegę. Próbuję ocenić jego działanie obiektywnie. I oceniam Andrzeja dobrze, jako kolega i samorządowiec. On z powrotem stawia świat na nogi – odpowiada.
"Mało to wiedział, kim jest Andrzej Domański"
Zanim jednak Domański został ministrem finansów raczej niewielu poza Platformą Obywatelską go kojarzyło.
– Pierwszy raz spotkałem go kilka miesięcy przed wyborami 2023 roku na kameralnym spotkaniu u Tuska. Byli tam inni politycy i osoby z reprezentatywnych organizacji biznesowych. On siedział, słuchał, notował. Potem Tusk ze dwa razy o coś go zapytał. Mało kto go wówczas kojarzył. W zasadzie, gdy przyszedłem, to chwilę zajęło mi zorientowanie się, kto to jest i co tam robi. Potem połączyłem kropki i skojarzyłem, że przecież już słyszałem to nazwisko, tylko nie rozpoznawałem twarzy – opowiada nam uczestnik tamtego spotkania, który nie jest politykiem.
Domański był doradcą Donalda Tuska ds. gospodarczych. – Był bardzo dobrze przygotowany. Robił wrażenie osoby, która nie pcha się do przodu, ale jest bardzo merytorycznie przygotowana. Mam wrażenie, że do dziś się nie pcha, że jest to ten sam człowiek, którego pamiętam z pierwszego wrażenia – dodaje.
Gdy okazało się, że Domański wystartuje w wyborach, Business Centre Club zorganizował spotkanie z przedsiębiorcami, jakie odbywały się z przedstawicielami wszystkich ugrupowań politycznych.
– To było odważne z naszej strony, bo mało kto wówczas wiedział, kim jest Andrzej Domański. Dobrze na tym spotkaniu wypadł. A potem z piątego miejsca w Warszawie dostał się do Sejmu – słyszymy.
Decyzja ws. PKW? "Uważam, że to genialny w swojej prostocie ruch"
Dziś wszyscy mówią o nim "merytorycznie przygotowany". Ale przewija się też: "dobrze zorganizowany, pracowity".
Jeden z radców prawnych, który miał okazję go poznać: – Jest bardzo dobrze merytorycznie przygotowany i wszystkie spotkania, które z nim mieliśmy w różnych sprawach podatkowych, akcyzowych i innych, wypadały bardzo dobrze. On jest bardzo otwarty na argumentacje. Słucha i przyjmuje do wiadomości.
I analitycznie wie, co robi.
– Gdyby powiedział: "Nie wypłacam" to jakkolwiek się z nim zgadzam emocjonalnie, to od strony prawnej mógłby się poczuć zagrożony. Gdyby powiedział: "Wypłacam" to wiadomo, że po tej stronie, która na niego głosowała, byłaby to strasznie politycznie zła decyzja – mówi.
Ocenia ją tak:
– Uważam, że to genialny w swojej prostocie ruch. Gdyby ta uchwała zawierała tylko pierwszy punkt, czyli wypłacić pieniądze, to rzeczywiście nie byłoby o czym dyskutować. Ale ponieważ drugi punkt mówi, że jednak ten pierwszy nie jest w sumie ważny, bo został napisany w oparciu o uchwałę Izby, która nie jest Izbą, to minister ma prawo spytać, co to gremium w zasadzie miało na myśli. Bo on w sumie nie wie.
I dodaje: – Czy on się boi tego, że przy ewentualnej zmianie władzy spotka go kara, czy wręcz zemsta za to? Zapewne każdy wieczorem, jak wróci do domu i usiądzie na chwilę, żeby złapać dystans, zastanawia się nad takimi konsekwencjami. Politycy to tacy sami ludzie jak my. A że nasza polaryzacja weszła już na tak niespotykane poziomy, to może tak być, że po zmianie władzy spotkają go represje.
Jaki jest Andrzej Domański? "Zawsze był legalistą"
Inna z osób, która zna Domańskiego z Krakowa mówi, że on widzi tylko białe i czarne, nie dostrzega szarości, choć może niektórzy tego oczekują.
– Zawsze był legalistą. Na tyle, ile go znam, dbał o to, żeby wszystko było formalnie zrobione. Ta decyzja ws. PKW też taka jest. Na zasadzie: "Powiedzcie, czy to jest czarne, czy białe, a nie że jest szare. I w zależności, kto będzie patrzył, to będzie ten kolor. To nie ma być pryzmat, przez który jak się z różnej strony patrzy, dostaje się różne kolory. To ma być kartka. Albo biała albo czarna" – mówi.
Ekonomista dzieli się, jak mówi, anegdotą.
– Wydaje mi się, że on jest też osobą ekstremalnie uczciwą. Pamiętam, że strasznie go raziło coś, co niestety w naszym kraju jest dosyć częste, czyli branie faktury na rzeczy, które w żaden sposób nie wiążą się z działalnością gospodarczą – opowiada.
Jak sobie radzi jako minister?
Domański już przeprowadził dwie duże reformy
Gdyby zacytować wszystko, co słyszymy, powstałaby niemała laurka.
Ekonomista w pierwszej kolejności wymienia dwie duże reformy, który Domański przeprowadził, a które nie zostały zauważone.
– Pierwsza to reforma finansowania samorządów, żeby w większym stopniu ich finansowanie opierało się na czymś, co nie zależy od rządu. Żeby miały większy udział w podatkach dochodowych płaconych na ich terenie. Druga duża rzecz to uszczelnienie stabilizującej reguły wydatkowej. Przez omijanie stabilizującej reguły wydatkowej przez poprzedni rząd mamy w finansach publicznych to, co mamy, czyli głęboką nierównowagę. Minister Domański doszczelnił tę regułę. Dzięki temu jej omijanie będzie trudniejsze – wymienia.
Ocenia też, że dwie tak duże zmiany w tak krótkim czasie to dobry rezultat.
– W mojej ocenie sprawdza się lepiej niż zdecydowana większość innych ministrów – uważa nawet.
– Jest ekonomistą, który sprawdził się na rynkach finansowych, więc wydaje mi się, że to procentuje. Nie jest oderwany od realnego świata i wydaje mi się, że to jest jego duża przewaga w stosunku do polityków. Wydaje mi się, że w przypadku ministra finansów to jest bardzo ważne, żeby właśnie tak było. Potrafi odsiewać ziarno od plew, nie podejmuje decyzji pochopnie. Stara się, nawet gdy coś jest doskonale uargumentowane, to jednak to sprawdzić – tak tłumaczy swoją opinię.
Jak słyszymy też, jest jednym z nielicznych ministrów, który przychodzi na spotkania Rady Dialogu Społecznego.
"Według mnie to błąd, ale jeszcze do naprawienia"
Ale są i zarzuty. Gromy, które rzuca teraz PiS to inny kaliber i inna kwestia. Ci, którzy znają go z innych okoliczności punktują na przykład, że nie tłumaczy trudnych decyzji ministerstwa.
– Brakuje tłumaczenia, że aby wyczyścić to, co było wcześniej, trzeba było wyciągnąć brud. I teraz ponosimy tego konsekwencje. Ale ten brud wyciąga się raz, a potem idzie się do przodu. On nie umie w sposób czytelny, ale też emocjonalny wytłumaczyć trudnych spraw. A trzeba próbować – słyszę od jednego ze znajomych.
Łukasz Bernatowicz, prezes Związku Pracodawców BCC, wskazuje, że w rządzie Tuska – w przeciwieństwie do jego poprzednich rządów – nie ma wicepremiera ds. gospodarczych.
– Podczas poprzednich rządów zarówno dzisiejszej opcji jak i dzisiejszej opozycji rząd miał wicepremiera i mogliśmy pójść do takiej osoby porozmawiać o problemach gospodarczych. Ta osoba kierowała potem te sprawy do poszczególnych resortów – mówi w rozmowie z naTemat.
Dziś tak nie jest. Tematy, które chcą poruszyć, często znajdują w kompetencjach 2-3 różnych resortów. Brak wicepremiera utrudnia współpracę.
– Według mnie to błąd, ale jeszcze do naprawienia. Wiem, że umowa koalicyjna nie przewiduje takiego stanowiska, ale chyba można się dogadać i zrobić aneks do umowy, żeby taka osoba była. Bo minister Domański stara się być taką osobą i my to doceniamy. Mamy jak najlepsze relacje i doświadczenia z nim jako urzędnikiem państwowym. Natomiast brakuje nam wicepremiera do spraw gospodarczych, bo pan Domański nie jest w stanie narzucić swojej agendy innym resortom, nawet jakby się starał – mówi.
Jak on ocenia jego decyzję ws. PKW? Mówi, że jako radcy prawnego decyzja go nie zaskoczyła, ale poczuł pewną ulgę, że rząd poszedł tą drogą.
– Jako legalista czuję się z taką decyzję dobrze. To, że minister nie poszedł na zwarcie, odbieram z pewną ulgą – komentuje.
Czytaj także: https://natemat.pl/584588,co-dalej-z-pieniedzmi-dla-pis-przewodniczacy-pkw-odpowiada-domanskiemu