Wjechali na jezioro Śniardwy i utopili tysiące złotych. "Powiedzieli tylko, że sami wyciągną"

"Okolice Nowych Gut. Jak widać na niewiele się zdały nasze ostrzeżenia, by nie wchodzić na lód... Dzisiaj dostaliśmy też od Was filmiki z samochodami jeżdżącymi po Bełdanach" – czytamy na profilu Mazurskiej Służby Ratowniczej.
Pokazano dwa kuriozalne materiały, na których widać samochód zanurzony w wodzie na jeziorze Śniardwy. I jak wynika z nagrania, sytuacja nie miała miejsca przy samym brzegu. Wtedy ktoś mógłby pomyśleć, że doszło do nieszczęśliwego wypadku. Kierowca musiał wjechać o wiele dalej, sprawdzając w ten sposób grubość pokrywy lodu. I oto efekt.
Stefan Świderski, kierownik stacji ratowniczej Mazurskiej Służby Ratowniczej przekazał dla TVN24, że na lodzie stało dwóch mężczyzn w wieku około 30-35 lat. – Zdołali sami wydostać się z pojazdu. Byli około 800 metrów od brzegu. Nie potrafili wyjaśnić, dlaczego pojechali aż tak daleko. Powiedzieli tylko, że sami wyciągną auto z wody. Gdyby poprosili nas o pomoc, musieliby nam zapłacić – dodał.
Lód nie wytrzymał i w zasadzie trudno się temu dziwić. Żeby pokrywa lodu była wystarczająco gruba, musiałyby się utrzymywać temperatury w granicach co najmniej kilkunastu stopni na minusie. I to też nie daje gwarancji, żeby ten wyczyn nie skończył się tak, jak na załączonych obrazkach.
Ale prawda jest taka, że jeśli ktoś wjechał tam celowo, wykazał się wyjątkową głupotą. I niestety, nie pomagają w takich sytuacjach apele służb, które ostrzegają nie tylko przed wjeżdżaniem na lód, ale również przed wchodzeniem na niego.
Kierowcę z nagrania Mazurskiej Służby Ratowniczej poniosła fantazja, która miałaby szansę sprawdzić na północy Szwecji czy Finlandii. Tam rzeczywiście jest szansa pojeździć po skutych lodem jeziorach, ale pod okiem instruktorów i po tafli, która gwarantuje bezpieczeństwo. W Polsce takie pomysły mogą skończyć się tragicznie.