"Anti drugs" by Ahmadrefaat

Wcześniej pracował na budowie. Po zmianie pracy i miesiącu spędzonym w biurze powiedział: "wiecie czym różni się ta praca od poprzedniej? Kiedyś żeby pójść do toalety musiałem umyć rece, teraz myję je po wyjściu". Miesiąc później okradł biuro. Był narkomanem.

REKLAMA
Ania prowadzi fundację, która wspomaga finansowo pary, których nie stać na in vitro. Fundacja głównym donatorom i swoim ambasadorom wręcza bransoletkę z logo dziękując w ten sposób za wsparcie swoich podopiecznych. Pewnego dnia odezwał się do niej na facebooku – nazwijmy go - Roman. Napisał kilka wzruszajacych zdań o tym, że jego żona jest w ciąży i marzy o tym by urodzić dziecko z tą bransoletką na ręku. Ania poprosiła, żebym przekazał ją Romanowi. Umówiłem się z Nim na stacji benzynowej, by jego żona mogła urodzić tak jak chciała.
Miesiąc później zadzwonił z pytaniem o pracę. Zawsze kogoś potrzebujemy. Roman mówił spokojnie, miał dojrzały głęboki głos telemarketera. Dostał pracę. Wiedziałem, że nie ma wykształcenia i kompetencji. Liczyłem w jego przypadku jednak na coś innego. Wraz z pracą dostał – jak sam zauważył – szansę na inne życie. Pracował na budowie jako kierownik kamieniarzy. Teraz wylądował w biurowcu klasy "A" w centrum Warszawy. Został otoczony startową opieką. Dostał kilka koszul, marynarek, płaszcz. Po kilku dniach powiedział, że jest wdzięczny za zaufanie i zapytał, czy może kiedyś do biura przyprowadzić swojego ojca. Po godzinach. Chciał pokazać osiemdziesięcioletniemu staruszkowi, że ktoś w Nim coś dostrzegł i mu ufa. Kiedy zapytałem dlaczego to dla Niego takie ważne powiedział, że kiedyś był narkomanem. Teraz ma żonę, dziecko, pracę. Jeżeli ojciec zobaczy go w takim miejscu będzie mógł spokojnie umierać.
Miesiąc późnej Roman ukradł z biura komputer, telefon, pieniądze i swoja teczkę osobową. Kilka dni później przysłał komisję z Państwowej Inspekcji Pracy na kontrolę tych dokumentów i założył sprawę w sądzie o przywrócenie do pracy z pensją, której nigdy w takiej wysokości nie miał. Inspekcja nie stwierdziła niczego niezgodnego z przepisami. W sądzie pracy się nie pojawił.
Od pięciu lat mamy z Anią tradycję: w Wigilię jedziemy na Dworzec Centralny i spotkanym bezdomnym dajemy pieniądze. Wszystkim. Nieważne czy są pijani, naćpani, jak wyglądają. Nieważne na co wydadzą to co dostaną – tego wieczora też mają prawo na chwilę dla siebie. Hamburger, wino, klej do wąchania, batonik, denaturat – to najważniejsze marzenie ich życia. Spełniają je. To coś więcej niż pieniądze. Co roku do tej tradycji zapraszamy kolejną parę. Zachęcamy: pojedźcie na Centralny. Spotykając ludzi, których nie spotykacie na co dzień zdacie sobie sprawę jakimi szczęściarzami jesteście, co tak naprawdę w życiu jest ważne. Nie aktualny kurs euro, nie brak miejsca na stoku, nie awaria windy na samochód w biurze… Zatrzymacie się na chwilę i patrząc na Nich tak naprawdę spojrzycie w głąb siebie... Ci ludzie w tym momencie staną się dla Was tak samo ważni jak Wy dla Nich.
W tym roku też jedziemy na Centralny. Roman nadwyrężył naszą wiarę w ludzi, nie na tyle jednak by zapomnieć o człowieku. W innych i w sobie.