“Szokujące wyznanie znanej aktorki” czytam późną nocą na jednym z portali. W dobie, w której zdaniem wydawców prasy i internetu na miano szokującego zasługuje wyznanie, że zapłaciło się mandat za złe parkowanie, większego szoku się nie spodziewam, a jednak czytam dalej. Czytam i dowiaduję się, że gwiazda polskiego kina była “bita, poniżana i upokarzana przez męża”. Czy jestem zszokowana? Nie.
Dziennikarka, publicystka oraz prezenterka telewizyjna, prowadząca programy informacyjne.
To wyznanie jest z całą pewnością dramatyczne, ale nie szokujące. Dlaczego przemoc domowa miałaby nie dotknąć znanej aktorki, skoro dotyka miliony innych kobiet w Polsce i setki milionów na świecie? Co powoduje szok redaktorów? Że przemocy fizycznej i psychicznej doświadcza kobieta ze świecznika, dobrze sytuowana? Że oprawcą jest kulturalny, wykształcony, z pozoru miły pan? Mnie to w ogóle nie dziwi, bo dobrze wiem, że domowe piekło kobiet to nie domena tak zwanych “patologicznych rodzin”, czy dotkniętego biedą i alkoholizmem marginesu.
Damscy bokserzy są wśród nas. Wszędzie. Jedni zrzucają przepocony kombinezon po zejściu z budowy i po drodze do domu wpadają na sympatyczne piwo z kolegami. Inni parkują swoje wypolerowane, nowe modele Jaguara przed bajeczną willą ozdobioną klombami i starannie przystrzyżonym trawnikiem. Łączy ich jedno - kiedy zatrzaskują za sobą drzwi do domu, przestają być fajnymi kumplami z roboty, podziwianymi prezesami, gwiazdami kolorowej prasy. Stają się bardzo, ale to bardzo niemiłymi facetami.
Przez ostatnie dwa dni rozmawiałam w Kobiecym Punkcie Widzenia z dwiema kobietami, które bardzo cenię - prof. Magdą Środą i posłanką Iwoną Guzowską właśnie o przemocy wobec kobiet. To nie mój konik, tak się akurat złożyło. Z obiema doszłyśmy do wniosku, że kobiety mają fundamentalny problem z rozpoznaniem zjawiska przemocy domowej.
Nie jestem psychologiem, ale trochę wiem, trochę czytałam, więc amatorsko szkicuje
niniejszym portret “sprawcy”, a raczej sprawców, bo niejedno mają oblicze. Może któraś z Was któregoś z nich rozpozna?
Jedni tylko szturchają czy popychają, inni szarpią, ciągną za włosy, kopią biją. Zwykle starają się nie zostawiać śladów, choć nie zawsze im to wychodzi, bo z czasem stają się coraz bardziej zuchwali i bezwzględni. Jeszcze inni - bardziej “subtelni” (arystokraci domowej przemocy) uderzają słowem. Przemoc psychiczna nie zostawia siniaków, ale ślady na psychice są równie dotkliwe i bolesne.
Zamiast rzutu o ścianę mamy tu “szmatę”, zamiast kopniaka “ścierwo”, zamiast uderzenia pięścią “kurwę”. I nie mam tu na myśli jednorazowego wybuchu, bogatej w inwektywy małżeńskiej kłótni, która może zdarzyć się w (niemal) każdym związku. Mówię o trwającym często latami poniżaniu, upokarzaniu, odzieraniu z godności i poczucia człowieczeństwa. Zdarzają się też (nierzadko) zawodnicy interdyscyplinarni, którzy obie wyżej pokrótce opisane formy przemocy stosują w pakiecie lub naprzemiennie.
Charakterystyczne dla wszystkich są następujące po sobie trzy fazy cyklu przemocy. W pierwszej w sprawcy wzrasta agresja. Najmniejszy drobiazg jest go w stanie wyprowadzić z równowagi, z byle powodu puszczają mu nerwy. Kobieta stara się nie dopuścić do zwarcia, usiłuje opanować sytuację, która jest w swej istocie nie do opanowania. Brak awantury, której kobieta usiłuje jak ognia uniknąć tym bardziej irytuje partnera, którego agresja nie mogąc znaleźć ujścia kumuluje się. Ofiara już wie, że wybuch musi nastąpić - pytanie brzmi tylko kiedy?
Niedługo, bo zaraz pojawia się druga faza - wybuchu, czyli przemocy fizycznej, psychicznej, lub u tych “interdyscyplinarnych”, obu naraz. Kobieta w stanie szoku najpierw stara się uspokoić sytuację, choćby po to by uchronić się przed kolejnym atakiem. Dopiero potem następuje cierpienie, apatia, wstyd i wreszcie złość. To właśnie na tym etapie części kobiet udaje się, przepraszam za patos,“zerwać psychiczne kajdany” i uciec z toksycznego związku.
Nie wszystkie jednak zdążą uciec, oto bowiem zaraz po drugiej fazie sprawca wkracza w trzecią - kluczową dla zrozumienia, dlaczego tyle kobiet w takich relacjach tkwi latami. Kiedy nasz domowy sadysta wyładuje swoją złość przychodzi uspokojenie, ukojenie - pewnie takie jakie alkoholikowi przynosi łyk wódki.
Wtedy zaczyna się operacja “cała wstecz”. Przeprosiny, obietnice, że to się więcej nie powtórzy, wraca czułość, na stole lądują prezenty. Ta ostatnia faza nazywana jest przez psychologów miodową. Kobiety to kupują? Tak. Dlaczego? Diabli wiedzą. Za pierwszym, drugim, piątym razem wierzą w “wypadek przy pracy”. Potem stają się (tak myślę) jak współuzależnione. W relacji kat-ofiara, on czeka na łyk wódki w postaci awantury, ona w postaci przeprosin i czułości, dzięki którym znów uwierzy, że wszystko będzie dobrze.
Jak długo tak można? Latami. Chore? Pewnie tak. Ale tak to wygląda, tako rzeczą psychologowie i kobiety, które doznały przemocy. Dokładnie tak opisuje to gwiazda kina więc szoku nie ma. Banał.
Jest jednak coś mnie jednak w historii Katarzyny Figury zszokowało. Korekta: nie w jej historii, bo ta jest, jak usiłowałam przed chwilą dowieść absolutnie typowa, żeby nie powiedzieć sztampowa. Zszokowały mnie wpisy internautów.
"NIE WIERZĘ W TO BICIE PONIŻANIE, TAKA KOBIETA Z KASA NIE POZWOLI SIĘ BIĆ I PONIŻAĆ .ODCHODZI I DAJE SOBIE ŚWIETNIE RADĘ MA PIENIĄDZE, INNE AKTORKI NIE SĄ BITE I ZMIENIAJĄ MĘŻÓW JAK REKAWICZKI A ONA BY SIĘ KAZAŁA BIĆ ? BZDURA JEST O NIEJ CICHO JUŻ GASNIE TO SIĘ PRZYPOMINA."
“No cóż,a co ta kobieta sobą reprezentowała przed tym związkiem,żeby ją chłop szanował? pokazywała dupę i cycki wszędzie gdzie się dało i liczyła na partnerskie podejście w przyszłości?"
Panie Boże , głupców nie sieją, sami się rodzą, a że mamy wolność słowa, w dodatku otuloną jakże miłą kołderką internetowej anonimowości, to piszą głupcy, co im ślina na język przyniesie.
Ich zdaniem o braku godności nie świadczy bicie, czy psychiczne znęcanie się nad żoną/partnerką. Ich zdaniem brak godności przejawia się ujawnieniem, że jest się bitym/psychicznie maltretowanym. Wpis o pokazywaniu “dupy/cycków” przypomina mi z kolei opowieści ofiar gwałtu o przesłuchaniach na policji: “a jak była pani ubrana?” “krótka spódniczka”, po których to pytaniach następuje porozumiewawcze spojrzenie przesłuchujących - “No tak, sama sobie zasłużyła”. “Taka kobieta z kasą nie pozwoli się bić, bzdura, jest o niej cicho to się przypomina”.
Drodzy autorzy powyższych wpisów i setek im podobnych :
1. Nie jest obciachem mówienie o tym, że było się ofiarą przemocy. Obciachem jest bycie jej sprawcą.
2. Nic, absolutnie NIC nie usprawiedliwia stosowania jakiejkolwiek formy przemocy wobec drugiej osoby/stworzenia: żony, męża, dziecka, psa.
3. Ofiarą domowych tyranów, psychopatów, sadystów padamy wszystkie, bez względu na status materialny. Niektóre z nas potrafią uciec z piekła po miesiącu, innym potrzeba lat by wreszcie dojrzeć do decyzji o ewakuacji. Część z nas zostaje, bo jest ekonomicznie uzależniona od swojego oprawcy - fakt. Jednak znaczna część kobiet nie odchodzi, bo po prostu kochają, wierzą w obiecaną po raz setny poprawę, bo same po latach tkwienia w toksycznym związku stają się w pewnym sensie chore, niezdolne do racjonalnego osądzenia rzeczywistości.
Potrzeba wielkiej determinacji i odwagi, żeby się z takiej relacji wyzwolić i jeszcze większej, żeby o swoim piekle opowiedzieć. Sąsiadce, policji, sędziemu. Ciężko przełamać barierę wstydu i obawę (poniekąd słuszną, jak widać po powyższych wpisach), że zostanie się powtórnie zwiktymizowanym. Znów nasuwa mi się analogia z ofiarami gwałtu. Kilka lat temu samotna matka z córką musiały uciekać z rodzinnej wsi, po tym jak owa córka zgłosiła na policję, że jest gwałcona przez wujka. Lokalna społeczność nie widziała niczego nagannego w tym, że czterdziestoparolatek używa sobie na czternastolatce. Wzburzenie wzbudziło “publiczne pranie rodzinnych brudów”. No bo jak to to tak? O tym co w czterech ścianach się dzieje, niech ludziska milczą.
NIE. Niech nie milczą. Niech wszyscy się dowiedzą. Nie chrońmy psychopatów, sadystów, dewiantów, choleryków. Chrońmy siebie same. Chrońmy nasze dzieci i ich prawo do spokojnego dzieciństwa. Chrońmy ich przyszłość, bo pozwalając dzieciom uczestniczyć w przemocy, choćby w roli niemych świadków, skazujemy je na powielanie tego chorego cyklu przemocy w ich dorosłym życiu. Nie piętnujmy ofiar, piętnujmy sprawców.
Ratyfikujmy jak najprędzej Konwencję Rady Europy o zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej. Panie ministrze sprawiedliwości: ona nie służy niszczeniu rodziny. Ona służy jej ratowaniu. Bo rodzina to kochający się i wzajemnie szanujący się ludzie, a nie kat i ofiara pod jednym dachem.
Na koniec jeszcze wspomnienie sprzed lat. W studiu telewizyjnym zapytałam Ś.P. Księdza Profesora Tischnera, co ma począć kobieta, która przez całe lata jest bita i psychicznie maltretowana przez poślubionego przed ołtarzem męża. Która wie, że jej życie się nie zmieni, bo mimo obietnic delikwent (ślubny mąż) wprowadza ją w kolejne kręgi piekła. “ Co by jej ksiądz poradził? Czy ma z nim zostać”? Ksiądz Tischner łagodnie uśmiechając się odpowiedział: ”A skąd! Niech wieje gdzie pieprz rośnie”. Dziękuję.