Na wstępie to powiem: brzydki jest ten podział warszawiaków na lokalsów i słoików. W dodatku podkręcany przez media, które widzą w tym kolejny, dobrze sprzedający się kontrowersyjny temacik generujący sporą "klikalność". Tak kiedyś było z Lepperem - śmieszny człowieczek, "watażka", napiszmy o nim, ludzie pośmieją się, pokrzyczą trochę, będzie fajnie. Jaki był tego efekt końcowy - wiecie sami.
Warszawiak, szef projektu "Okno na Warszawę" (oknonawarszawe.pl), fotograf.
Święta to taki okres, w którym w ogóle fajnie jest napisać, że Warszawa pusta i luźna, bo słoje do domu pojechały, albo odwrotnie - że wreszcie można odpocząć w domu od znienawidzonej stolicy. Dorzucić do tego trochę emocjonalnych argumentów o kradzieży miejsc pracy i ludzie zaczną wierzyć, że naprawdę jesteśmy tak podzieleni.
Całe to gadanie o wyższości lokalsów nad słoikami (czy odwrotnie) jest bez sensu. Napisze jeden z drugim, że wreszcie może wyjechać do domu z tej strasznej stolicy, to mu od razu "prawdziwi" warszawiacy wytkną wszystkie błędy w tekście i jeszcze każą nie wracać. Co roku trend się zmienia - albo górą są miejscowi, albo modne jest jawnie i otwarcie przyznawać się do wiejskich korzeni. I tak w kółko.
Fakt jednak jest taki, że ten bezsensowny podział funkcjonuje w świadomości warszawiaków. Bezsensowny, bo nie ma żadnego znaczenia, prócz zasilania demagogicznych, nudnych dyskusji. Czy tak trudno zrozumieć, że naturalnym procesem jest napływ ludności do dużych miast? Czy Warszawa byłaby taka wielka, kolorowa i ciekawa, gdyby nie ci wszyscy przyjezdni? Skąd brałaby się ta wyróżniająca Warszawę w rankingach dynamika? Kogo by woziło nasze jedyne w kraju metro, którym tak bardzo lubimy się chwalić? Kto pracowałby w naszych drapaczach, które zdobią co drugą pocztówkę ze stolicy, bo przecież tylko w Warszawie jest takie wielkie city?
Gdy robiliśmy pierwsze Okno na Warszawę, jedna z gazet, która napisała o nas całkiem duży artykuł, jako najważniejszą podała informację, że wydarzenie przygotowują ludzie zza Warszawy i że to jest takie niesamowite. Nam się trochę zrobiło przykro - bo nie to było dla nas ważne, fakt naszego pochodzenia (które, dla ciekawskich, układa się pół na pół lokalsów i słoików), nie miał dla nas w ogóle znaczenia. Ale jak widać dla innych miał. Szkoda.
Już czekam na te liczne zdjęcia na forach i facebooku pokazujące pustą Warszawę w świąteczny poranek i dopiski w stylu: nareszcie! Zadaję pytanie: czy naprawdę chcemy takiej Warszawy? Z pustymi miejscami parkingowymi, bez ludzi na chodnikach, gdzie wiatr hula i żyje się w ciszy i powoli?
Nie ma Warszawa wielkiego kapitału historycznego czy kulturalnego - porównując ją z innymi stolicami w Europie. Tak wyszło, wiadomo dlaczego. Spróbujmy zatem przejrzeć na oczy i zauważyć, że właśnie ludzie są jej największym kapitałem. Że te przyjezdne tłumy pomagają miastu rozwijać się, tworzą kolejne miejsca pracy (przecież muszą coś jeść, gdzieś spać, korzystać z komunikacji miejskiej i konsumować kulturę). A nie tylko, że zabierają nam pracę i miejsca parkingowe. Jeżeli ktoś chce mieć zawsze wolny parking pod domem, to w stolicach nie powinien tego szukać.
Gdy mnie ktoś pyta, co sądzę o "problemie słoików", to odpowiadam, że nic nie sądzę, bo problemu nie ma, albo jest tylko pozornie. Od zawsze wokół mnie było pełno przyjezdnych i lokalsów. Już w szkole średniej miałem mnóstwo kolegów zza miasta. I co? I nic. Tyle, że czasem fajnie było pojechać do nich na imprezę z noclegiem i porozkoszować się kominkiem i piwem na świeżym powietrzu. Wychowany na ciasnym wolskim blokowisku nawet im zazdrościłem. A oni z kolei chodzili chętnie na wszystkie miejskie imprezy, nierzadko ciągnąc nas - lokalsów - za uszy i odkrywając przed nami wspaniałe miejsca, o których pojęcia nie mieliśmy - w naszym mieście! I było fajnie.
Kończąc te pewnie niewiele wnoszące dywagacje, chciałem przypomnieć, że rację miał Pawlak (nie ten polityk, tylko ten z filmu Chęcińskiego), że Polacy nie dzielą się na przyjezdnych i tutejszych, tylko na mądrych i głupich. I, jak dodała jego żona - "oj żebyśmy tylko na tych drugich nie wyszli". Wesołych Świąt!