
Dłuuugo kazali czekać. Całymi latami, jesieniami, wiosnami i zimami. Ale w międzyczasie gęsto się tłumaczyli, wyjaśniali, że najważniejsza jest muzyka tu i teraz. Że bardzo trudno uchwycić na jednym albumie to, co dzieje się w ich muzycznym życiu. Pełna zgoda. WMQ - wybaczam!
REKLAMA
„When Angels Fall” | Wojtek Mazolewski Quintet | 2019
Dlatego, zanim weszli do studia w lutym 2019 z premierowym materiałem, długo ogrywali go w 2018 roku. Miałem przyjemność uczestniczyć w jednym z takich koncertów, co skwapliwie odnotowałem i obfotografowałem rok temu we wpisie „WMQ gra Komedę”.
Hołdowanie Komedzie przez kwintet Wojtka Mazolewskiego w końcu się zmaterializowało w postaci albumu! Świeżutki, gorący i pachnący nowością „When Angels Fall” wypełniają głównie muzyczne miniatury, oczywiście z jazzowego punku widzenia. Utwory trwają przeważnie od dwóch do pięciu minut, czyli tyle co radiowe hity. Ale w POPularnych rozgłośniach raczej ich nie usłyszycie. Choć skrzą się przepięknymi melodiami („When Angels Fall”, „Le Depart”, „Ja nie chcę spać”, „Alleluja”), bogatą aranżacją („Dwaj ludzie z szafą”), a nierzadko nawet klubowym klimatem („Roman II”, „Bariera”). Nie uświadczycie tej muzyki na masowo słuchanych listach przebojów, choć tytuły to same hity, i to od wielu dekad - "Crazy Girl", "Sleep Safe and Warm", "Astigmatic". Oczywiście ci co mają usłyszeć, to usłyszą! Wielokrotnie zresztą, i nikt ich specjalnie nie będzie musiał do tego natarczywie (czytaj wielokrotnie odtwarzając każdy z utworów) zmuszać. Jest Polska A i polska do d…
Każda z kompozycji to osobny muzyczny świat, tematycznie powiązany oczywiście z oryginałem. Ale Quintet Wojtka nie byłby sobą, gdyby nie popchnął utworów wyrytych od dekad w świadomości słuchaczy w nujazzową stronę. Wszystkie kompozycje zaskakują świeżością, innym spojrzeniem na klasyczny już repertuar najwybitniejszego polskiego jazzmana. Jednak są utwory, które zaskoczyły mnie totalnie w kontekście konstrukcji, brzmienia, specyficznego kształtowania tematów, melodii, które leżą w jazzowej Polsce w sposób tak oczywisty, jak Wisła i Odra płyną przez nią w wymiarze geograficznym.
„Astigmatic”, pomnik polskiego jazzu, tutaj na chwilę schodzi z cokołu, żeby pokazać bardzo aktualną twarz naszej muzyki improwizowanej. Nie oszukujmy się, cokolwiek by dziś nie napisali domorośli krytycy muzyka WMQ wyznacza ważny kierunek zarówno nadawcom - artystom, a zwłaszcza odbiorcom - słuchaczom. Nie chodzi o to, że Wojtek jest jakimś polskim odpowiednikiem Kamasi Washingtona czy innego nowego „mesjasza” jazzu. Zupełnie nie! Chodzi o kształtowanie jazzowej świadomości wśród osób, zwłaszcza młodych, które nie sięgną nawet po melodyjnego Namysłowskiego czy tym bardziej minorowego Stańkę, ale po „Polkę", „Smells Like Tape Spirit", czy szerzej „Pink Freud Plays Autechre”, „Monster of Jazz” czy „Sorry Music Polska” już zdecydowanie tak.
„Bariera” bardzo dynamiczny i wyrafinowany utwór. Sekcja rytmiczna pulsuje niczym pędzące po polskich torach TGV – nieco wolniej, wiadomo jakie mamy tory, ale za to wyraziściej, soczyściej. „Pociągowa” część utworu kojarzy się nieco z klimatem „Human Being” Truffaza i „Didjeridoo” Tortoise.
Na zakończenie albumu trochę nowoorleańskie w klimacie „Alleluja”, pewnie na uroczyste pożegnanie Pana Krzysztofa w 50. rocznicę Jego śmierci. Kończy się ten ważny wspominkowo rok, symboliczna smutna cezura w historii polskiej kultury, o czym pisałem wiosną w tekście „Dwaj ludzie z szafą”, szerzej poświęconym Komedzie i Polańskiemu, a siłą rzeczy także Hłasce i Tate.
Nie będę się tutaj rozwodził nad tym, w jakim miejscu i czasie w kontekście innych hołdów dla Komedy jest ten album. To zadanie dla przyszłego doktoranta z dziedziny jazzu. Ważniejsze jest to, że ten album w ogóle powstał (vide oczekiwanie na nowe wydawnictwo Pink Freud) i jest świadectwem wyrafinowanego oraz nowoczesnego podejścia do muzycznego upamiętnienia najważniejszej postaci w polskim jazzie.
