
CVR to jedna z czarnych skrzynek rozbitego o ziemię smoleńską tupolewa o numerze 101, opancerzony magnetofon pokładowy MARS-BM. Sfotografowany po katastrofie w błocie przez montażystę TVP Wiśniewskiego, otworzony w południe 10.04.10, zawierał małą szpulkę taśmy, podobnej do ośmiośladowej taśmy studyjnej lub taśmy do zapisu wideo. Odsłuchana wstępnie wkrótce potem, chyba tego samego wieczoru po przewiezieniu do Moskwy, z udziałem polskich śledczych, stanowi właśnie owo "CVR" o którym powiedziano w tym miesiącu milion słów, w tym kilka fachowo i prawdziwie.
Nie obeszło się jednak bez kontrowersji. Mechanika przewijania taśmy i mechanizm autorewersu taśmy działają niedokładnie. Bieg taśmy (zapisywanej w obie strony) odwraca się w nieco różnych momentach, od przypadku do przypadku. Długości różnych nagrań choćby z tego powodu różniły się. Poza tym, linearyzacja komputerowa nagrania, konieczna by zniwelować nierównomierny bieg taśmy w niedoskonałym układzie mechanicznym MARS-BM, jak i w równie niedoskonałych naziemnych czytnikach MARS-NW, była robiona w nieco różny sposób przez MAK i IES. Dlatego czasy tych samych wydarzeń w stenogramach tych instytutucji nie były w prostej, liniowej zależności od siebie.
Opinię publiczną wzburzyło kilka spraw, niektóre bardziej słusznie, inne mniej. Zacznijmy od tych drugich. Nowe odczyty są lepsze głównie dlatego, że konwersja analogowo-cyfrowa została po raz pierwszy zrobiona w pełni poprawnie (częstość próbkowania 96 kHz, 24 bity na próbkę, zamiast wcześniejszego standardu 11 kHz/16 bitów).
Pierwszy rysunek poniżej pokazany był, ale nie zrozumiany, już w oryginalnym przecieku medialnym, tj. na stronie sieciowej radia RFM FM. Pokazuje, jak wiele gęstych wahań ciśnienia akustycznego pominięto w dawnych odczytach (dolny panel) w porównaniu z nowymi (górny panel rysunku). To nie jest ilustracja schematyczna, to są prawdziwe zapisy dwóch różnych odczytów tego samego małego fragmentu taśmy z czarnej skrzynki:
Czyli nie tylko, jak słusznie powiedział prof. French, ważne żeby charakterystyka widmowa toru odczytu była OK, co sprawdzono przy użyciu taśmy testowej, potwierdzając że magnetofony MARS-NW o numerach ser. kończących się na 031 i 015 odczytują poprawnie wysokie częstotliwości (użyteczne pasmo do kilkunastu kHz, i jeszcze więcej w jednym z nich, jest w dokumencie odpowiedni rysunek porównujący je),
Powiedział, że on i jego prywatna firma robiąca transkrypty dla sądownictwa brytyjskiego, nie wypowiada się na temat emocji mówców, i że takie jest ogólne zalecenie, żeby robiący odczyty nie zaświadczali na ten temat. Z kolei nasza, równie utytułowana, specjalistka d/s fonetyki, prof. G. Demenko, przeanalizowała rosnące emocje w głosie załogi tupolewa pod koniec feralnego lotu. Ok, ale to już wiemy ze scenki z Livingstonem i Stanleyem, że zwłaszcza w Anglii okazywanie emocji nie jest powszechne, a zatem chyba i zdolność jej odczytu w CVR musi być mniejsza u wyspiarzy, niż dajmy na to u Włochów. Na serio, to oczywiście, że emocje były i rosły. Zresztą ten kto nie wie, jakie są emocje przy podejściu nieprecyzyjnym w białym mleku dowolnym samolotem, niech sobie wybierze jakąś prostą ulicę, zmierzy czas przejazdu nią ciężarówką z prędkością 80 km/h, a potem zasłoni kocem szybę i pojedzie tą ulicą trzymając równo kierownicę, kontrolując prędkość i mierząc czas. I dla dobrej analogii, niech ma sfałszowane jazdy z instruktorem, niewiele doświadczenia jazdy ciężarówką we mgle i nieważne prawo jazdy. Oraz rozpraszajce rozmowy w kabinie i przez telefon.
O tym, jak wiele informacji zaniedbywanej rutynowo, znajduje się na taśmie katastroficznej (i podejrzewam, że w zapisach z innych wypadków), przekonał się dopiero ktoś, kto jest polskim pionierem konwersji analogowej, cyfrowego post-processingu, specem od montażu i udźwiękowiania filmów, p. Andrzej Artymowicz. Politycy na konferencjach prasowych naturalnie pomylili się, nie jest muzykologiem. Zresztą zarzut jest brzydką hipokryzją, opisaną przez red. Kublik w GW: miano muzykologa nie było hańbiące w kontekście CVR , kiedy ci sami ludzie z uwagą ponad rok temu słuchali miłych ich uszom analiz CVR, prywatnie wykonanych przez panią muzykolog (prof. Gruszczyńską-Ziółkowską z UW; specjalność: muzyka prekolumbijska).
Naturalnie, to nie A. Artymowicz podjął postanowienie o wystosowaniu do Rosji prośby o pomoc prawną i wyjazd. Uznanie za to należy się innym, nie znanym mi osobom w prokuraturze wojskowej. Myślę, że prokuratorzy wojskowi wykazali się tak czy inaczej sporą odwagą. W momencie, kiedy dowiedzieli się, że dawne nagrania nie były technicznie najlepsze, a dawne odczyty też są co najmniej nieco wątpliwej jakości, mieli istnie matrixowy problem: pigułka czerwona czy niebieska. Pojechać do Moskwy i znosić później przewidywalne, bezmyślne protesty mataczy smoleńskich spod ciemnej gwiazdy Macierewicza i Kaczyńskiego (tak, prezes PiS nie stronił na dniach od wysoce eksperckich opinii o CVR i ludziach go odczytujących). Czy może nie wysyłać prośby o pomoc prawną, nic nie sprawdzać i ogólnie mieć święty spokój. Tej śmiałości w wyjaśnianiu wszystkich okoliczności katastrofy pod Smoleńskiem życzyłbym wielu wielu Polakom, zastraszonym przez koła cynicznie rozgrywające tę tragedię osobistą i systemową do swych celów politycznych. Tej odwagi teraz Polsce często brakuje.
Po zgraniu dźwięku, do jego dalszej obróbki, jak wynika z dokumentów opublikowanych przez WPO, użyto unikalnej metody linearyzacji i usuwania błędów odczytu. Nikt na świecie nie przyjrzał się analogowemu zapisowi CVR tak dokładnie, jak obecnie zespół biegłych prokuratury wojskowej. Tym, którzy mają wiedzę techniczną, szczerze polecam ściągnięcie opinii biegłego (Zał. 8 do opinii kompleksowej) i zapoznanie się z pedantyczną analizą nagrania. Postarano się m.in. o rzecz wyjątkową: pewne podniesienie poziomu sygnału w stosunku do szumu przez dodanie do siebie niezależnych zgrań taśmy na tym samym sprzęcie. Jak wspomniałem, sprzęt jest bardzo niedoskonały i każdy zapis ma swój własny zestaw zaburzeń, np. częściowych zaników, zwanych dropoutami.
W niedawnym wypadku Germanwings nad Alpami usłyszano w zapisie CVR oddech drugiego pilota. W tupolewie było to absolutnie niemożliwe, co wiemy m.in. z opublikowanego kiedyś przez MAK zapisu audio o naprawdę słabej jakości. Jakości tej na pewno nie udało się poprawić na tyle, by można było uznać, że odczyty obecne są pełne i całkowicie zrozumiałe, a zwłaszcza, że umożliwiają jednoznaczną identyfikację mówców. W tym względzie wiele wypowiedzi publicznych na temat stenogramu wydaje mi się nadmiernie optymistycznymi. Macierewiczowska wersja, że dwie grupy wewnątrz WPO wydały sprzeczne opinie, jedna kategorycznie potwierdzająca obecność gen. A. Błasika, a druga temu zaprzeczająca, jest nonsensem. Ja w opublikowanych materiałach nie widzę diametralnej rozbieżności w kwestii identyfikacji - ani jedna ani druga opinia biegłych nie daje żadnej bezwarunkowej pewności.
V = 0% do 24%,
VV = 25% do 49%,
VVV = 50% do 74%, i
VVVV = 75% do 99% prawdopodobieństwa właściwego odczytu.
_______________
• Cyfrowe przetwarzanie i analiza dźwięku rejestratora dźwiękowego MARS-BM samolotu TU-154M nr 101
Kontynuacja tryptyku fonetycznego:
• Część 2: Jak na świecie odczytują rozmowy z czarnej skrzynki?
• Część 3: Mysz w kontenerze. O korygowaniu pomyłek w wiekach XIX-XXI