Jarosław Kaczyński sformułował w czwartek daleko idące oskarżenie pod adresem osób odpowiedzialnych za opracowanie nowych stenogramów z czarnych skrzynek Tu-154M, który uległ katastrofie pod Smoleńskiem.
– Doszło w ostatnich dniach do zabiegu wyjątkowo wręcz skandalicznego, mianowicie nieudolnie sfałszowana taśma czy dokładnie odczytanie taśmy zostało potraktowane poważnie, nie tylko przez media i stało się przedmiotem kampanii w istocie wpisującej się w kampanię wyborczą, ale także stało się elementem dokumentacji procesowej – stwierdził prezes PiS.
Oskarżenia bez dowodów
– Jest tutaj bardzo wiele argumentów, które wskazują na to, że mamy tutaj do czynienia z nadużyciem i to nadużyciem piętrowym – mówił Jarosław Kaczyński na czwartkowej konferencji prasowej poświęconej katastrofie smoleńskiej. Zdaniem byłego premiera, nadużycia mieli dopuścić się prokuratorzy odpowiedzialni za śledztwo w sprawie wydarzeń z 10 kwietnia 2010 roku. Prezes Prawa i Sprawiedliwości zarzucił im działanie podyktowane interesem mediów i kampanii wyborczej.
W nie do końca jasny sposób Jarosław Kaczyński argumentował natomiast oskarżenia pod adresem rzekomych fałszerzy smoleńskich stenogramów. Były premier nie wskazał jednoznacznie, kto za "nieudolnie sfałszowaną taśmą" miał stać. Nie przedstawił on także żadnych dowodów wskazujących, iż do tak poważnego przestępstwa w tym przypadku doszło.
Przypomnijmy, że informacje o tym, że biegli powołani przez Prokuraturę Wojskową na nowo odczytali zapisy z czarnych skrzynek rządowego Tu-154M pojawiły się przed tygodniem. To wówczas radiostacja RMF FM poinformowała, że śledczym udało się odczytać aż o 1/3 więcej słów niż w dotychczas publikowanych odczytach. Nowe stenogramy znacznie różnią się też od wcześniejszych ustaleń ekspertów.
Do fałszerstwa mogło dojść. Przed katastrofą
Wynika z nich, iż konieczność lądowania bez względu na warunki atmosferyczne miał sugerować pilotom m.in. gen. Andrzej Błasik, ówczesny Dowódca Sił Powietrznych. Miał on też przebywać w kabinie pilotów do samego końca. Nie opuścił kokpitu nawet po wezwaniu przez załogę do zajęcia swoich miejsc. Zdaniem ekspertów, w rozmowie z pilotami miał stwierdzić m.in. "faktem jest, że my musimy to robić, do skutku" mając na myśli konieczność lądowania. Gdy kolejne próby zawodziły, oczekiwał od załogi pomysłów.
Nowe stenogramy mają też potwierdzać, że przy przygotowaniach do tragicznie zakończonego ostatniego lotu PLF 101 doszło do innych nieprawidłowości. I tu rzeczywiście mowa o fałszerstwie. Jak pisał w naTemat Jan Osiecki, kontrowersyjne stenogramy wskazują na to, iż załoga tupolewa dostała podrobione dokumenty, by móc w ogóle wylecieć do Smoleńska.