
450 osób nie żyje, a 149 wciąż uznawanych jest za zaginionych po tragedii w fabryce odzieży w Bangladeszu. To najnowszy bilans tragedii. W chwili, kiedy budynek się zawalił przebywało tam kilka tysięcy osób. Po pierwszych relacjach z katastrofy przyszedł czas na analizę problemu. Świat zachodni wreszcie zauważa, że za tanią odzież w sieciowych markach na drugim końcu globu płaci ktoś inny. Niejednokrotnie życiem.
REKLAMA
Ile kosztuje produkcja koszuli? – pyta serwis internetowy CNN. I odpowiada prostą grafiką. Okazuje się, że wyprodukowanie koszuli w USA kosztuje 13,22 dol. Większość z tego, 7,47 dol., stanowią koszty pracy. Ta sama koszula wykonana w Bangladeszu będzie kosztować już tylko 3,72 dol. Koszty pracy to zaledwie 22 centy.
Nic dziwnego, że wielkie sieci handlowe przeniosły produkcję na Daleki Wschód. Na metkach zobaczymy nie tylko Bangladesz, ale też Chiny, Tajlandię, Filipiny. Tylko dla tego pierwszego kraju produkty przemysłu tekstylnego stanowią 77 proc. eksportu, przynosząc corocznie 22 mld dol. zysków.
Nie ma nic za darmo. Za to, że w Europie, czy Stanach płacimy mniej za ubrania, koszty muszą ponieść pracownicy je wytwarzający. Przypadek fabryki, która zawaliła się w Dhace w Bangladeszu pokazuje to bardzo boleśnie. Życie straciło tam 400 osób, 149 wciąż uważa się za zaginione. Biorąc pod uwagę fakt, że fabryka zawaliła się w środę 24 kwietnia, szanse na odnalezienie żywych są już niewielkie. Ratownicy jednak wciąż pracują. Właściciel fabryki, która współpracuje z wieloma koncernami odzieżowymi próbował zbiec z kraju.
Katastrofa w Bangladeszu to nie pierwszy dowód na to, jak na Bliskim Wschodzie wykorzystywani są pracownicy. W 2010 roku 18 pracowników fabryk w Foxconn City próbowało popełnić samobójstwo. Największy prywatny przedsiębiorca w Chinach produkuje podzespoły m.in. dla Apple.
Czytaj więcej: Foxconn. Fabryka marzeń z koszmaru
Tragiczne wydarzenia skłoniły 20 chińskich uniwersytetów do oddelegowania grupy badaczy w celu sporządzenia raportu na temat warunków pracy w fabrykach Foxconnu. 83-stronicowy raport nazwał fabryki wprost obozami pracy. Pracownicy byli zmuszani do pracy dwu- i trzykrotnie ponad dopuszczalny czas pracy, wielu z nich było zbyt młodych, aby móc legalnie pracować (tj. byli poniżej 16 roku życia), a wypadki podczas pracy tuszowano i nie przyznawano za nie odszkodowań.
Znany działacz ekologiczny, publicysta "The Guardian" George Monbiot nie chce mieć natomiast nic wspólnego z firmą Samsung. Uważa że jest on "zbroczony krwią". Ujawniono niedawno, że firma przy produkcji nie dba się o zdrowie i bezpieczeństwo pracowników na wyspie Bangka.
Zdaniem badaczy rynku podobne przypadki wpłyną jednak tylko na nielicznych. Bo, jak powiedział dr Tomasz Grzyb, psycholog społeczny z SWPS w rozmowie z naTemat: "Dla większości kryterium zakupu jest po prostu to, czy mogą sobie na coś pozwolić. To determinuje decyzję. Nie ma dla nich znaczenia, gdzie wyprodukowano produkt. Liczy się cena".
